Logo
Start    Dyskografia    Teksty    Peter Hammill    Muzycy    Linki    Forum   

Okładka

H to He, Who am the Only One (1970)

1. Killer (Hammill/Banton/Smith) [8:07] Tekst oryginalny
   (Manchester, 1968)
2. House with no Door (Hammill/Jackson) [6:03] Tekst oryginalny Przekład
   (Fawley Road, 1970)
3.The Emperor in his War Room [9:04] Tekst oryginalny
  (Fawley Road/Derby, 1970)
   i) The Emperor (Hammill)
   ii) The Room (Hammill)
4.Lost [11:13] Tekst oryginalny
  (Fawley Road/Derby, 1970)
   i) The dance in sand and sea (Hammill)
   ii) The dance in frost (Hammill)
5.Pioneers over c (Hammill/Jackson) [12:05] Tekst oryginalny
  (Fawley Road, 1970)

6.Squid 1/Squid 2/Octopus (2005 tylko remaster)
  (Southampton, 1967)
7.The Emperor in his War Room (2005 tylko remaster)
  (Fawley Road/Derby, 1970)
   [Pierwsza wersja]

Muzycy:
Peter Hammill - wokal, gitara akustyczna
Hugh Banton - organy, fortepian, bas, chórki
Guy Evans - perkusja, kotły, instrumenty perkusyjne
David Jackson - saksofony, flet, chórki
Robert Fripp - gitara elektryczna w "Emperor..."
Nic Potter - bas w "Killer", "Emperor...", "Lost"	 

Webmajster(ka) tej strony nie odpowiada za treści zawarte w poniższych recenzjach.


Polska recenzja nr. 1:
Trudno jest mi zabrać się za recenzję płyty, którą odbieram w tak emocjonalny sposób. Płyty, która mimo swej niepodważalnej genialności nie jest zawsze doceniana. Świetna następna płyta przyćmiła niewątpliwy geniusz omawianego krążka.
Co czyni w mojej opini H to He, Who Am the Only One płytą genialną?
Na pewno ekspresyjny wokal Hammilla - wizytówka zespołu, tylko czy jest to czynnik, który czyni tę płytę oryginalną? Przecież pięknych, przeszywających całe ciało wokaliz jest od groma na każdej płycie.
Otóż dwójka instrumentalistów w szczytowej formie, zawsze stojących nieco z boku czyni ów album dziełem doskonałym. Ileż emocji znajduje się w rozwibrowanych solówkach Jacksona i czym byłaby muzyka VdGG bez modulowanego dźwięku Hammondów Bantona? Ta dwójka jest też w głównej mierze odpowiedzialna za eksperymenty na płytach. Eksperymenty kontrastując ze spokojnymi, melodyjnymi fragmentami dają nam niezapomniane przeżycia. Pozorny chaos od zawsze był jedną z broni ekipy Petera Hammilla.
Szczytowy poziom tego zabiegu muzycy osiągnęli na tej oraz następnej płycie. Wirtuozeria muzyków, wokal Hammilla, oraz eksperymenty nie byłyby niczym, gdyby ktoś nie potrafił ich użyć w odpowiedni sposób. Na tym polega wielkość Hammilla. Połączył wszystkie atuty, wszystkie elementy, które tworzą VdGG zespołem wybitnym, dodając do tego piękne melodie.
Po dwóch pierwszych bardzo dobrych, acz nie genialnych płytach Hammill w pełni objawił sie jako doskonały kompozytor.
Zespół umiejętnie ułożył kompozycje w taki sposób, by słuchacz rozluźnił się, wszedł w klimat płyty, a dopiero później serwując mu wszystkie swoje awangardowe pomysły.
Rozpoczynający płytę "Killer" to solidny rocker, z charakterystycznym saksofonowym riffem. Zespół wolno przyśpiesza, wokal Hammilla staje się stopniowo coraz bardziej zadziorny. W połowie utworu zespół traci główny temat, Banton serwuje nam frapujace dźwięki. Zaraz po nim główną rolę gra saksofon Jacksona, amelodyczne dźwięki saxu trzyma w ryzach Banton. Zespół wraca do tematu głównego, Hammill wkłada w wokal jeszcze więcej emocji.
House With No Door, jedna z najpiękniejszych ballad jakiego dane mi było słyszeć. Jeden z tych utworów, które wywołują na mojej skórze dreszcze. Dzięki takim utworom Hammill stał się moim ulubionym wokalistą. Z prostej piosenki potrafi wyciągnąc aż tyle emocji. Poetycki tekst tylko potęguje i tak już piorunujący, efekt.
Kolejny utwór - The Emperor In His War Room - to psychodelia w najczystszej postaci. Oniryczne fragmenty "gryzą" się z brudnymi, czasami wykrzyczanymi wokalizami Hammilla i ostrą grą zespołu. Solówka Frippa to majstersztyk, szkoda że nie zagrał w innych utworach.
Lost jest utworem szczególnym. VdGG zmieścił w tych jedenastu minutach więcej emocji niż tuzy współczesnego rocka na całych płytach!
Utwór ten ma wszystkie czynniki, o których pisałem we wstępie. Poziom ekspresji nabiera tempa osiągając swoje apogeum w końcówce - podczas jakże prostego wyznania Hammilla - konwulsję sięgają zenitu! Czyste piękno, dla takich utworów warto zgłębiać się w stary art rock.
Utwór zamykający album to zwrot o 180 stopni. To muzyka pełna specyficznych dźwięków, czasami muzyce bliżej do free jazzu niż do progresji. Mimo tego nawet wielbicielowi pięknych melodii, jakim jestem, słucha sie tego wybornie.
Fanom VdGG nie muszę tego albumu polecać, ba, nawet starym fanom art rocka.
Z całą pewnością mogę go jednak polecić osobom dopiero zaczynającym swoją przygodę z rockiem progresywnym.

Dajanek


Polska recenzja nr. 2:
Dla mnie najlepsza płyta VDGG. Najświeższa, najbardziej szalona i jeszcze wtedy bardzo basowa (Potter i Banton dają czadu jak się patrzy).
Mógłbym jeszcze dodać, że to prawie koncept album, bo teksty traktują o samotności - ale z różnych punktów widzenia.
W wersji podstawowej mamy 5 utworów, rozbudowanych, wielowątkowych i bardzo zróżnicowanych dźwiękowo i brzmieniowo.
Początek to "Killer" - rzeczywiście prawdziwy to killer płyty - ostry, szybki, wręcz masakrujący słuchacza psychodelicznym atakiem dźwiękowym. Jackson na saksofonie gra taką solówkę - że czapki z głów - instrument syczy, piszczy, atakuje nas z wszystkich stron (fenomenalne użycie efektów stereo). Banton też dorzuca organową solową partię - jak nikt inny potrafi wydobyć z hammonda kosmos. Tekst o samotności w oceanie można odbierać wielorako.
"House With No Door" - Hammill zamknięty w domu bez drzwi, bez nadziei, że ktoś go odwiedzi, bez problemów? Tylko perkusja, genialny bas (szczególnie pod koniec rewelacyjnie daje o sobie znać), fortepian i solo fletu...
"Emperor..." - samotność wojennego tyrana; utwór jest bardzo zróżnicowany, co rusz mamy zmiany tempa i pasjonujące pasaże dziwnych brzmień. I co każdy wie - Fripp se zagrał solo na gitarce - idealnie wpisując się w stylistykę.
"Lost" - mój ponadczasowy faworyt tego albumu; ponad 11 minut samotności na pustyniach - lodowej i piaskowej. Prawdziwy majstersztyk eklektyzmu brzmieniowego i maestrii Hammillowego wokalu... Mnóstwo partii saksofonu (nawet wręcz bardziej jazzowego niż rockowego). W każdym razie zawsze się bardzo wzruszam słysząc ostatni wers utworu - 'te słowa wciąż nadchodzą: kocham Cię...'.
"Pionieers Over C" - kosmiczna epopeja - zagubieni i samotni lecimy w bezkresy Wszechświata. Utwór rozpoczynają dziwne dźwięki organów - wyłaniające się jakby z czarnej dziury; potem mamy różne kombinacje (grających momentami rewelacyjnie unisono) wszystkich możliwych instrumentów. Klasyk.
W wersji remasterowanej mamy 2 niespodzianki - "Emperor (first version)" to nieznacznie się różniący się utwór od oryginału - brak jest tu tylko solówki Frippa, którego partie gra Jackson na flecie.
Za to "Squid 1 / Squid 2 / Octopus" to ponad 15 minut psychodeliczno-kosmicznego jazzrocka (troszkę w stylu ELP). Utwór ten został nagrany na żywo (ale w studiu) i miał być wydany na 2-płytowym wydaniu 'Pawn Hearts'.

ceizurac



<<< Poprzednia płyta   |   Dyskografia VDGG   |   Następna płyta >>>