Koncertowy Hammill (szczególnie solo) jest nieprzewidywalny - może zagrać utwór za każdym razem inaczej, inaczej intonując głos, rozkładając akcenty itp. Najlepiej to słychać w "My Room" i "Still Life" - mam kilkanaście wersji tych piosenek i w "każdej się zawsze coś innego dzieje".

To ja jeszcze zapodam cytat mojego szwagra (zapalonego punkowa i alternatywowca, gdy "kazałem" mu posłuchać "Silent..." i "Nadira") - "Silent..." to schizoidalna muzyka, a "Nadir" to punk rock, ale jakiś dziwny", koniec cytatu.

Muzyka KC jest uporządkowana technicznie, Fripp i Belew grają jak roboty, że jest przy tym szaleństwo to prawda, ale szaleństwo kompozycyjne, nie wykonawcze 
Fripp jest robotem, Belew ma coś z żywego człowieka (bo gra jak robot to fakt).
