Moim zdaniem zasadnicze pytanie jest niewłaściwe. Myślę ,ze zasadniej byłoby spytać : czy jesteś zawiedziony/zawiedziona płytą ,,GIN''. Słowo ,,oszukany'' jest doprawdy zbyt mocne. Wszak nie mamy tu do czynienia z zespołem sprzedającym ,,muzyczne hamburgery'' ale z poważną grupą rockową , której twórczość nieustannie ewoluuje. Pytanie jest tylko takie czy tą ewolucję akceptujemy. Album ewidentnie nie ma charakteru komercyjnego zatem o oszustwie nie ma mowy. Kwestią sporną jest natomiast jego stylistyka i poziom artystyczny.
Według mnie jest to najsłabszy album VdGG w całej dyskografii , płyta obciążona wieloma błędami , choćby natury konceptualnej, znajduje się na niej kilka kompozycji faktycznie poniżej pewnego przyjętego poziomu dla tego zespolu , słychać tu pewne wyjałowienie pomysłów , dziwi czasami eksponowanie swoich słabych stron (doprawdy nie rozumiem jak można tak mocno uwypuklić brzmienie gitary muzyka , który posiada zaledwie rudymentalną technikę gry jednocześnie chowając głęboko w cień organy wyśmienitego instrumentalisty , który na tym albumie po prostu sobie nie pograł). Tych wad można by oczywiście podawać więcej jednak tak naprawdę nie w tym rzecz. Album jest mimo wszystko odważny , nonkonformistyczny , jest niemałym wyzwaniem percepcyjnym dla przeciętnego współczesnego słuchacza . Zespół nie wyzbył się ducha eksploracji stylistycznych i brzmieniowych. Fakt , że muzyka dośc mocno odbiega od naszych przyzwyczajeń związaych z zespołem rodzi oczywiście ,,opór materii''.
Moja odpowiedz jest zatem taka : mimo , że album mnie nie przekonuje , nie znalazłem na nim żadnego wybitnego utworu , jednak w najmniejszym stopniu nie czuję sie oszukany. Hammill i jego towarzysze maja prawo do wolty stylistycznej i własnych poszukiwań. Jeżeli nawet album jest słaby pod względem artystycznym , co przyjmuje za rzecz prawdopodobną, nie jest to powodem mieszania go z fekaliami.