No nie, Kuba dał taką recenzję, że nic dodać nic ująć... ale spróbować mogę?
Zgranie zespołu kapitalne; Hammill-lekarz(?)-pacjent szpitala psychiatrycznego(?) świetny z tą swoją nieczystą grą, mimiką, zachowaniem na scenie (żywioł!); z kolei Potter i Ellis to 2 dwa roboty rewelacyjne wykonujące swoją robotę - ani im jakaś zabawa w głowie. Evans z tą swoją perkusją i elektroniką bardzo mi się podoba.
Zabawne jest z pewnością stwierdzenie Hammilla na koniec pierwszego bisu, że nie mają już przygotowanego żadnego utworu do zagrania i musi zagrać solo; kto w to uwierzy?