Cytat: Sebastian Winter w 12 Lipiec 2011, 10:40:14
A ja Vital bardzo lubię i wcale mi nie przeszkadza nowo falowe podejscie do kompozycji- stare klasyczne dzieła VDGG brzmia moim zdaniem bardziej punkowo i nawet pioneers robi podobne wrazenie- ta plyta jest o wiele bardziej szalona niz mozna by od Grafów oczekiwać no i do tego znakomity spiew PH- bardzo agresywny i świdrujący w głowie na dlugo po zakonczeniu sie plyty. Moze rzeczywiscie brakuje tutaj Jaxona lecz Smith spisuje sie znakomicie a jego skrzypce swietnie wpasowuja sie wklimat plyty nadając całosci inny nieznany dotad wymiar. Oceniajac tą plyte nie mozna także zapomniec ze w momencie jej ukazania scena muzyczna sie zmieniła- pojawił sie punk i nowa fala, nie nazwał bym tego wydawnictwa komformistycznym bowiem PH zawsze szedł z duchem czasu i gdyby calą karierę nagrywał Lemmingi i inne Losty, jego dzisiejsza pozycja z pewnoscią byłaby słabsza. Artysta musi sie bowiem rozwijać nawet jesli kosztem całkowitej wolty stylistrycznej( vide Miles Davis i plyta Bitches brew- dla wielu fanow jazzu nie do przyjecia w momencie jej wydania lub B. Dylan po wydaniu elektrycznego Highway 61)
Oczywiście zdaje sobie sprawę , że mój dystans do tej płyty wynika w dużej mierze z tego , iż estetyka nowofalowa jest mi zupełnie obca , stąd trudności z pozytywną recepcją tej muzyki. Album jest dość kontrowersyjny w sensie stylistycznym, dlatego siłą rzeczy będzie budził wątpliwości. Te przykłady z Davisem i Dylanem są dość niebiezpieczne bowiem jednym z najistotniejszych powodów ich wolty stylistycznej były nie tylko wewnętrzne potrzeby redefinicji swojego języka muzycznego , ale także chęć otworzenia się na szersze grono słuczaczy. A wiadomo jakie niesie to za sobą konotacje. Miles Davis w swojej autobiografii przyznaje wprost , że nie chciał grać tylko muzyki jazzowej , która stopniowo stawała się passe , stąd otworzenie sie na muzyke rockową i elektryfikacja brzmienia. Wewętrzna metamorfoza a potrzeby rynku to zatem dość skomplikowane i niejedoznaczne kwestie. Oczywiscie Davis nie kierował się li tylko względami komercjalnymi , co doskonale pokazują jego dwie fundamentalne płyty ,,In a silent way'' i ,,Bitches brew'' , przesiąknięte duchem eksperymentatorstwa i niełatwe w odbiorze. Dylan także świetnie zdawał sobie sprawę , że granie akustycznej odmiany folk rocka zamknie go w swoistym gettcie, odgradzając od szerszego grona słuchaczy. Davis i Dylan zmieniając stylistyczne oblicze zrobili to jednak w wielkim artystycznym stylu , tworząc swoje fundamentalne albumy , które wyznaczyly rozwój muzyki w swoim gatunku. W wypadku Hammilla ta zmiana stylistyczna nie wyniosla go wcale na żadne nowe muzyczne wyżyny. Dzisiaj po latach widać wyraznie , że VDGG zdobył poczesne miejsce w panteonie muzyki rockowej lat 70-tych nie dzięki płytom z lat 1977-1978 , ale albumom nagranym w latach 1969-1976 . Te płyty z lat 1977-1978 to tylko takie zwieńczenie działalności zespołu . Kto postawiłby ten zespół w muzycznej ekstraklasie , gdyby nagrał tylko te ostatnie dwie płyty, zapewne niewielu , były to ,,tylko'' bardzo dobre albumy rockowe. To nie one wyznaczały jednak definicję muzyki rockowej lat 70-tych. Generalnie rzecz biorąc to szkoda , ze zespół nie pokusił sie o wydaie albumu koncertowego np. w 1976 roku w klasycznym składzie. Obawiam się , że w archiwach chyba nie ma żadnych taśm z nagraniami zespołu z lat 1970-1976 , świadczą o tym choćby te bonusy na remasterach , niestety w podłej jakości, pochodzące z bootlegów. Nie mamy zatem żadnej koncertowej wizytówki zespołu z tych ,,złotych lat'' , nie licząc bootlegów i nagrań wideo. Wielka szkoda.