twoja opinia na temat Genesis z Collinsem może być spowodowana tym iż dla wiekszości zjadaczy chleba na tej planecie Phill Collins to wielka gwiazda pop której solowe przeboje radio po dziś dzień nieprzerwanie katuje
Aż tak daleko bym nie szedł, wytłumaczenie jest prostsze. Mi się zwyczajnie nie podoba barwa jego głosu, jest dla mnie po prostu brzydka. Kwestia gustu, subiektywne odczucia. To wszystko.
chyba że tak- w takim razie nic się na to nie poradzi
Peter Hammill – What, Now? – jedna z moich ulubionych płyt Hammilla wydanych po 2000 roku. I jednocześnie ostatnia tak van der Graafowa aż do czasu reaktywacji samego Van der Graafa. Wydaję mi się że PH od końca lat 70-tych tęsknił za taką muzyką, dlatego pewnie bardzo często zatrudniał muzyków VDGG do swoich solowych dzieł. Na What, Now? słyszymy (oprócz Petera rzecz jasna) tylko Davida Jaxona jednak wydźwięk większej części kompozycji jest stanowczo Graafowy.
Co bardzo dobrze słychać już w otwierającym to wydawnictwo nagraniu Here Come the talkies, które po kilku przeróbkach spokojnie mogło by się znaleźć na Word record.
Far - Flung (across the sky), The American Girl i Wendy & The Lost Boy to klasyczny Hammill refleksyjno-dołujący jednak już za chwilę zaczyna się moje ulubione nagranie na albumie czyli Lunatic in Knots- rzecz jak najbardziej z okolic Godbluff lub Still life. Podobnie kompozycja Edge of the Road która jednak jak dla mnie jest nieco za długa i chwilami po prostu nudzi.
Czego nie można powiedzieć o znakomitym i mrocznym Fed to the Wolves będącym osobistym atakiem Hammilla na wszelkie instytucje religijne.
Całośc kończy elegijny i spokojny Enough kojarzący się nieco z płytą This wydaną w 1998 roku.