zdaj sprawozdanie jak wrócisz Ceizuracu
Istotniejsze jest co będziesz czuł po koncercie
Trochę zapisków o wczorajszym koncercie King Crimson w Zabrzu...
Koncert trwający 3 godziny z 20-minutową przerwą mnie zmiażdżył pod względem brzmieniowo-technicznym; pod względem "perkusyjnym" niemal ogłuchłem - jak dla mnie bębny były za głośne (a gdy grały 3 perkusje moja wytrzymałość była na skraju przepaści). Siedziałem na balkonie na końcu sali i głośność była przygniatająca; nie wiem może to kwestia sali, może na dole przy scenie było ciszej?
Wykonawstwo na najwyższym poziomie; Jakszyk sobie radził - nie był rewelacyjny czy też idealny, ale się sprawdził; Mel Collins wpasował się genialnie w całość - nawet w utworach, w których nie ma dęciaków grał pięknie, a kiedy trzeba przypierdolił na saxie (jak w Letters); o Levinie i Frippie nie muszę nic pisać - profesjonaliści.
(Po perkusyjnym intro) koncert rozpoczęli fragmentem "Lizarda", potem były m.in. niezbyt fascynujące wykonania "Level Five", "Red", "Scarity of Miracles"; ciekawiej zrobiło się przy "Cirkus-ie", przy "Fracture" nie wiedziałem jak się nazywam - tak to kapitanie przedstawili; a dalej przywalili niesamowitym i nadgenialnym "The Letters" - w środkowej części z taką kakofoniczną ścianą dźwięku jakiej nigdy nie słyszałem; Fripp zagrał kapitalne solo "Sailor's Tale", a na
koniec setu I było "Easy Money" i "Epitaph" (niestety przez brutalną grę perkusji dla mnie nieprzekonujące).
Set II zaczęli "VROOOM-em" (też niczego sobie) i kolejno nowy kawałek "Meltdown", fascynujące "The ContruKction of Light", "Talking Drum", "Larks' part 2" i na deser "Starless" - to chyba najlepszy moment (oprócz bisu o którym będzie dalej) - ciarki i wspaniałe uczucie słysząc ten ponadczasowy utwór, dobrze, że perkusiści się dopiero po głównej części rozsierdzili bo szkoda by było ten początek piosenkowy zagłuszyć. Koniec niesamowity - scena w kolorze karmazynu i
"Starless"...
Bisy: jakaś miniaturka perkusyjna, kompletnie bez sensu; "The Court..." - "zniszczony" znowu zostałem miażdżącymi dźwiękami perkusji; a na deser "Schizofrenik" - w długiej, rozimprowizowanej wersji; solówki instrumentów rewelacyjne (było nawet ponadprogramowe solo perkusyjne w wykonaniu Gavina Harrisona), przejścia perkusistów niesamowite - nie da się tego opisać... Koniec, moje uszy mogą odetchnąć...
Podsumowując - było NIE-SA-MO-WI-CIE. Teraz widzę, że pomysł 3 perkusji (chociaż w kilku kawałkach jeden z nich obsługiwał klawisze) się sprawdził, gdyby nie ta brutalna ich gra.
Naprawdę nie spodziewałem się, że dane mi będzie usłyszeć na żywo 3 utwory z debiutu czy też "Fracture" i "Starless"...
Znalazłem pełną setlistę (chociaż w moich myślach/wspomnieniach kolejność jest nieco inna
):
Set I:
Walk On: Monk Morph Chamber Music (Pre-recorded outro to Islands)
Hell Hounds of Krim
Lizard ('The Battle of Glass Tears - Part i: Dawn Song')
Radical Action II
Level Five
A Scarcity of Miracles (Jakszyk, Fripp and Collins cover)
Red
Cirkus
Fracture
Letters
Sailor's Tale
Interlude
Easy Money
Epitaph
Set 2
Devil Dogs of Tessellation Row
VROOOM
Suitable Grounds for the Blues
Meltdown
The ConstruKction of Light
The Talking Drum
Larks' Tongues in Aspic, Part Two
Starless
Encore:
Banshee Legs Bell Hassle
The Court of the Crimson King
21st Century Schizoid Man