Coś dyskusja ucichła...
No to włożę kij w mrowisko.
Porównując "Singularity" i "Thin Air" śmiem twierdzić, że oba są bardzo dobre - ale nie genialne
; w obu mamy podobne wykorzystanie aranżacji, instrumentacji, sposobu śpiewania PH itp.
"Singularity" wydaje się być bardziej osobisty (atak serca..., chora matka..., kariera...), natomiast "Thin Air" dotyczy rzeczy bardziej ogólnych, uniwersalnych - ale w kwestii tekstów zawsze można się pomylić.
No i najważniejsze - wydaje mi się, że "Thin Air" nie jest wcale lepszy od "Singularity"; słuchając ich wczoraj doszedłem do wniosku, że to są równe, piękne płyty; "Thin Air" jest może spokojniejsza, sunąca, wolniejsza... brak jej drapieżności, jaką w niektórych utworach mieliśmy na "Singularity"; no i na "Rozrzedzonym powietrzu" nie mamy "Białej kropki" - utworu, który moim zdaniem wywodzi się wprost z "Goga" i jest najlepszym kawałkiem jaki PH napisał od czasu "The Light Continent", może nawet od "Flight"... a kto wie, może nawet od samego "Goga".