Moja skromna recenzja "Present":
Rok 2005 zaskoczył mnie płytą "Present". Zaskoczenie było tym większe, że zespół Van Der Graaf Generator formalnie nie istniał od 27 lat. Były co prawda po drodze wspólne koncerty muzyków zespołu w różnych kombinacjach osobowych; ale w oryginalnym składzie VDGG publicznie wystąpił tylko raz - w listopadzie 1996 roku podczas koncertu Union Chappel. Wydano również płytę z tego koncertu sygnowaną nazwiskami Guya Evansa i Petera Hammilla z tego występu. Na albumie jest utwór "Lemmings" wykonany przez oryginalny skład VDGG. I tyle.
Aż tu nagle pojawia się "Present". Zdziwienie jest tym większe, gdyż Hammill w jednym z wywiadów mówił, że nie będzie reaktywacji zespołu, bo to byłby cynizm. Ale jego późniejsze wyjaśnienia dlaczego powrócili mówią wiele - ponieważ członkowie byłego zespołu spotykali się wyłącznie na pogrzebach znajomych postanowili się zebrać razem i nagrać coś jeszcze dopóki żyją.
Jednym z preludiów do reaktywacji był koncert Petera Hammilla i Stuarta Gordona w Queen Elisabeth Hall 20 lutego 2003 roku w Londynie. Na bis - "Still Life" (co za symboliczny tytuł) - Hammill zaprasza "młodego, zdolnego" muzyka, którym okazuje się być Hugh Banton. Siada do fortepianu i zaczyna grać... Później zza kurtyny wyłania się David Jackson grając solo na saksofonie... I wreszcie musiał się pojawić Guy Evans - co prawda gra tlyko na tamburynie, ale fakt faktem - VDGG powrócił. Ale do nagrań doszło dopiero za rok w lutym 2004 roku, ponieważ po drodze Hammillowi przydażył się jeszcze atak serca.
Album nosi wieloznaczny tytuł. Można się nią cieszyć jako swoistym "prezentem" od zespołu; no i przedstawia ona "obecne" oblicze zespołu.
Prezent tym bardziej wspaniały, bo mamy do czynienia z wydawnictwem dwupłytowym. Podział jest wyraźny (choć jak się okaże nie do końca odpowiadający prawdzie ): dysk pierwszy zatytułowany jest "Songs", a dysk drugi "Improvisations".
"Songs" rozpoczyna się spokojną kompozycją "Every Bloody Emperor", z bardzo dobrymi partiami solowymi Jaxona (flet, klarnet), z świetną solówką Bantona na hammondzie, z tekstem krytykującym współczesnych przywódców za prowadzenie wojen. I nic poza tym - ładna pieśń jakich w przeszłości zespół nagrał wiele.
Instrumentalny "Boleas Panic" też się wydaje spokojny, z licznymi motywami granymi na saksofonie, klarnecie; instrumentom tym jednak stara się "przeszkadzać" dość zgrzytliwa gitara, która nadaje całości nieco chaosu. Dopiero pod koniec wszystko się uspokaja i mamy kojące solo organowe.
W "Nutter Alert" mamy wyłącznie chałaśliwy chaos. Klarnet/saksofon i dzikie klawisze starają się współpracować z wokalem, ale wydaje się to wszystko w ogóle do siebie nie pasować. Ciekawostką jest fakt, że ten utwór wraz z "Every Bloody Emperor" zostaje w programie koncertowym grającego obecnie jako trio (bez Jacksona) zespołu do dnia dzisiejszego.
"Abandon Ship!" rozpoczyna się punkową (jakby niestrojoną gitarą), dochodzą klawisze, saksofon i znowu mamy chałaśliwą jazdę bez trzymanki. Mimo zgrzytliwości (i znowu jakby zamierzonego chaosu) kompozycja prezentuje się lepiej od pozostałych, tym bardziej, że Hammill urozmaica swój wokal różnymi rodzajami śpiewu.
W "In Babelsberg" znowu atakuje nas ten gitarowo-saksofonowy duet, genialnie współgrając unisono z basem (ech to jego dudnienie).
"On the Beach" to w moim mniemaniu żart. Jakoś nie mogę sobie wyobrazić panów z VDGG surfujących na fali... A taki jest ten utwór - słyszymy morskie fale; zespół delikatnie nam gra "piękną" balladę... Dla mnie to jeden z najgorszych piosenek VDGG. Chociaż bardzo lubię morze i fale nie mogę przełknąć "On the Beach". Cóż bywa i tak.
Płyta kończy się szumem fal...
...a "Improvisations" rozpoczyna się szumem fal, a potem - zgodnie z tytułem - mamy 10 improwizacji. Są to kompozycje o wielu obliczach - mamy i spokojniejsze - wręcz lekkie utwory (jak na VDGG oczywiście, bo daleko tu do muzyki pop), mamy i wściekłe awangardow0-jazzowe szaleństwa. Płyta jest dość ciężka w słuchaniu, trzeba ją smakować powoli, po kilka utwórów naraz.
Podsumowując muszę powiedzieć, że "Present" to nierówna płyta. Cieszy fakt, że w ogóle wyszła; że zespół wkrótce wyruszył na trasę koncertową; że odrodził się na nowo. Jednak dla samej płyty "Present" byłoby lepiej, gdyby z dysku drugiego "wyjąć" ze 3-4 kompozycje, dopisać do nich teksty, mielibyśmy album kompletny. A tak mamy niestety niedosyt. Nie wiem, może Hammill nie zdążył dopisać tekstów, bo czas wydania albumu gonił. Może był jakiś inny powód. Jednak trochę szkoda tej zmarnowanej szansy na album wybitny.