Oczywiście jestem Wam winny uzasadnienie moich ocen płyt VdGG, dlatego poniżej krótkie komentarze.
Pawn Hearts - 10
dzieło skonczone, wielkie, wyrastające ponad wszystko co VdGG nagralo, a także jedno z niedocenionych arcydzieł muzyki rockowej. Spójne, koherentne, genialne, wielobarwne, a przy tym niezwykle różnorodne. Trudno jest opisać dzieła wielkie, bo muszą wyrastać ponad... Dzieło jest doskonałe nie tylko poprzez to, że są w nim idealnie dobrane proporcje, kunszt kompozycji i wykonania, polot, finezja. Dzieło doskonałe jest wizjoonerskie. Tu udało sie opisać ludzką egzystencję na wielu poziomach - ogólnym (Lemmings), jednostkowym (Man-Erg), i ponownie ogólnym (Latarnicy). W muzyce udało się uniknąć wszelkich kompromisów, zaś sam materiał jest tu esencjonalny (mimo wielowątkowości) i pozbawiony wszelkich zbędnych ozdobników.
W ocenie tej płyty wszyscy się zgadzamy. Ja na dodatek uważam, że w wersji podwójnej, jak zamierzano, nie byłby to tak genialny album. Tak mamy idealny związek Hammillowej poezji i graffowego muzycznego "szaleństwa".
Godbluff - 10
Za wyjątkowe kompozycje i odwagę "nie powielania" utrwalonej formuły, która przyniosła sukces artystyczny. Nowy VdGG jest ciemniejszy, mroczniejszy, bardziej podporządkowany słowu i partiom wokalnym Hammila, ale równie intensywny, bezkompromisowy i szalony. I za jazzowy wstęp do "Arrow" oraz jeszcze bardziej wirtuozerskie partie perkusji Guya Evansa.