Dead Can Dance - Dionysus
- za kazdym razem kiedy ma się ukazać kolejna płyta DCD jestem postawiony w stan najwyższego oczekiwania, spodziewając się rzeczy monumentalnych- podobnie było w przypadku tego albumu, muszę przyznac jednak iż po jego pierwszym przesluchaniu byłem nieco zawiedziony- bo też jest to muzyka znacznie odbiegająca od ich poprzednich wydawnictw. Przede wszystkim partie wokalne: na Dionnysus są one w stu procentach podporządkowane muzyce, więc jak ktoś czeka na natchnione wokalizy Lisy Gerrard to niech lepiej poslucha Withim The Realm bo tu ich nie znajdzie. Zamysł calego albumu oparty na misteriach dionizejskich i ich odtworzeniu sprawił iż zmianie uległa całosciowa struktura dzwiekowa DCD: w sztuce i muzyce Starożytnej Grecji dominował chór i tak tez jest to pomyslane w przypadku Dionysus- nawet kiedy pojawia się solowa partia Lisy lub Brendana jest ona jakby gdzies tam na drugim tle bo najważniejszym elementem tej muzyki pozostaje kolektywność poczynań wielu połączonych ze soba glosów. Z tego też wzgledu jest to muzyka do długiego poznawania , ja dopiero po 3 przesłuchaniach zaczynam ja tak naprawdę odkrywać- choć całośc trwa tylko 36 minut z sekundami.