...rymów częstochowskich...
Pozdrowienia z Częstochowy

.
A tak na serio... Nie łatwo jest przełożyć test tak przełożyć, bo to wymaga nie lada inwencji i polotu, jednak jednocześnie trzeba zachować sam sens. No właśnie i tu cały pies pogrzebany

. To jest dość ryzykowny sposób o jakim tu piszemy, bo może się tak zdarzyć, że sens niektórych wersów wyparuje, bo wszystkiego nie da się tak przetłumaczyć w poetycki sposób z zachowaniem oryginalnego sensu, graniczy to z cudem, ale Tobie ta sztuka prawie się udała.
Jak wspomniałem, mimo wszystko, nie jestem fanem takiego tłumaczenia tekstów, bo w jakiś sposób ingerujemy w treść, naruszamy oryginał. A sens jest najważniejszy, ważne by go oddać w pełni, nawet kosztem braku płynności, rymu, czy innych struktur, które pozwalają oceniać tekst jako... powiedzmy wiersz literacki. Ja bym takiej sztuki się nie podjął, bo to ryzykowne, dość kontrowersyjne. Mam w domu kilka książek z podobnymi tłumaczeniami (Boba Dylana i Rogera Watersa) i nie wygląda to fajnie, bo niektóre piosenki/kompozycje są zepsute, źle się to czyta w porównaniu z oryginałem (który jest na stronie obok i można porównać). Czasem jak to czytam, to mam ochotę wziąć długopis i nanieść samemu korekty, które są wręcz rażące w tych tekstach, pisanych przecież przez znane osoby, a błędy są proste, szkolne. Nie mam znacznego doświadczenia w tłumaczeniach, tym bardziej kompetencji, ale niektóre błędy po prostu się rzucają i każdy je zauważa.
Treść, sens i znaczenie merytoryczne tekstów jest według mnie najważniejsza, nie to jak się go czyta, czy się rymuje, czy nie, bo wtedy musimy dokonać jakiś zmian wobec oryginału, co jest jakimś tam naruszeniem pierwowzoru.
Jednakże, zaznaczam, że to tłumaczenie mi się podoba, gdyby je przenieść na nasze forum, to niewątpliwe by była to perełka, ze względu na specyficzne podejście do przekładu.
Co do konstrukcji tekstów Hammilla, to takie rzeczy jak ich struktura, ilość sylab, spójność, rymowalność nie jest ważna dla niego. On jest przede wszystkim wokalistą, a podejrzewam, że krótko mówiąc ma gdzieś książkowe podejście do tych kwestii. Filologiem on nie jest i wcale nie mam mu tego za złe. Jest artystą, muzykiem, a dopiero później poetą, ale trzeba przyznać, że amatorem, liczy się dla niego tylko sam przekaz i jego wartość. To właśnie jest najbardziej cenne. Dobrze, że nie przykłada wagi do spraw jak pisać poprawnie i pewnych książkowych struktur, bo podejrzewam, że facet by się okrutnie męczył z tym.
Jeśli mowa o tłumaczeniach Hammilla wydanych przez kogoś, to jakoś nie jest mi z tym źle, że jeszcze nie doczekał się przekładów. Jeden z najlepszych tekściarzy musi mieć dobre przekłady, musi ktoś to tego podejść kto zna się na rzeczy, wie o co biega, nie byle kto (jak z tymi tłumaczeniami Dylana), bo może wyjść to niezły bubel.