Pokaż wiadomości

Ta sekcja pozwala Ci zobaczyć wszystkie wiadomości wysłane przez tego użytkownika. Zwróć uwagę, że możesz widzieć tylko wiadomości wysłane w działach do których masz aktualnie dostęp.


Wiadomości - Sebastian Winter

Strony: 1 ... 1301 1302 [1303] 1304 1305 1306
19531
Dyskusja hammillowa / Odp: jakiego Hammilla wolicie/lubicie
« dnia: 17 Grudnia 2008, 00:34:04 »
zgadzam się z Wobblerem...Mistrz w znakomity sposób odnajduje się w kazdym klimacie

19532
bo mi się caps lock wlączył :)

19533
DLA MNIE After the Flood" JEST NAJBARDZIEJ APOKALIPTYCZNĄ KOMPOZYCJĄ WSZECHCZASOW....I CHYBA JEDNAK O WOJNIE A NIE O POTOPIE

19534
Recenzje i opisy płyt VdGG / Odp: Present
« dnia: 14 Grudnia 2008, 14:46:09 »
Wiem Sylwio ;)

19535
Recenzje i opisy płyt VdGG / Still life
« dnia: 14 Grudnia 2008, 14:31:26 »
Still life to druga po Godbluff plyta reaktywowanego w 1975 roku Van der graaf generator. I znowu panowie uraczyli nas albumem genialnym, pełnym patosu, bolu i cierpienia....albumem który w niesamowity sposób opisuje bezsens codziennej egzystencji ukazując człowieka całkowicie zagubionego w otchlani życia. Właściwie każda nuta tego wydawnictwa sprawia wrażenie iż była nagrana z czystej potrzeby serca...tutaj nie ma miejsca na zimną kalkulację....
Nad calą tworczością VDGG unosił cie zawsze mrok spowijający ludzkie dusze- w przypadku tej plyty jest go znacznie więcej.
Co słychać już na samym początku gdy rozpoczyna się podniosła kompozycja Pilgrims . Warto tu zwrócić uwagę na znakomitą partię saksofonu Jacsona...I jeszcze ten tekst Hammilla-' I rise from lifelong sleep'...
Dalej mamy najlepszą według mnie pieśń na tym albumie czyli fragment tytułowy. Jest tutaj wszystko za co zawsze ceniłem muzyków Van der Graafa czyli monumentalny organowy klimat i wszechogarniający nastrój mroku. Pamiętam gdy na koncercie w Bydgoszczy Hammill śpiewal ostatnie wersy tego arcydzieła...' Hers forever, hers forever hers forever in still life' to z pewnoscią była jedna z najpiękniejszych chwil mojego życia.
Pod numerem trzecim kryje się znakomita La Rossa będąca najbardziej dynamiczną kompozycją na tej płycie pełna rockowego zgiełku i imrowizowanych partii sekcji rytmicznej.
Druga strona tego albumu zaczyna się od przejmującego My Room (Waiting for Wonderland)ktory opowiada o życiu pełnym samotności i strachu przed tym co może się wydarzyć. Calość okraszona jest delikatnymi dzwiękami Hammonda wspomaganego przez saksofon.
Na sam koniec panowie zostawili nam kolejne arcydzieło czyli Childlike Faith in Childhood's End...rozwinietą kompozycję w której aż roi się od szybkich zmian tempa i szaleńczych popisów Jaksona. Swojego czasu był to mój ulubiony fragment Still Life.
Reasumując kolejna wielka plyta VDGG.

19536
Recenzje i opisy płyt VdGG / Odp: Present
« dnia: 14 Grudnia 2008, 14:28:10 »
glosowalem...ciezki był to wybór, w końcu zdecydowalem sie na Trisectora. Głównie za Over the hill i chyba najpiękniejsza pieśn jaką Mistrz napisał od czasu Lunatic in knots czyli Lifetime

19537
Recenzje i opisy płyt VdGG / Odp: Present
« dnia: 14 Grudnia 2008, 14:09:30 »
Na Trisectora przyjdzie kolej pozniej....bardzo podoba mi się ten album więc recenzja bedzie pozytywna :)

19538
Recenzje i opisy płyt VdGG / Present
« dnia: 14 Grudnia 2008, 12:20:21 »
Gdy przed kilku laty dowiedziałem się iż legendarna grupa Van der Graaf Generator zamierza się reaktywować z początku byłem bardzo sceptyczny...Wszyscy przecież pamiętamy niezapomniane arcydzieła zespołu z lat siedemdziesiątych takie jak chociażby Pawn hearts albo Godbluff. Tamte płyty elektryzowały nas swoją magią przenosząc słuchaczy w świat mroku i rozpaczy- ważną rolę odgrywały tu teksty autorstwa Hammilla- nikt tak jak on nie potrafił w tak przejmujący sposób opowiadać o utraconej miłości czy też apokaliptycznej wizji świata.
Teraz muzycy mieli powrócić po ponad 30 latach i to oryginalnym składzie- zaraz wiec powstało pytanie czy nowe dokonanie grupy będzie można postawić na równi z dziełami z przeszłości. Wątpliwości nie miałem tylko co do jednej kwestii: to z pewnością nie był skok na kasę w wykonaniu panów Hammilla, Bentona, Jaxona i Evansa...no bo przecież pieniędzy ze swojej twórczości nigdy za dużo nie zarobili, wiec w grę mogło wchodzić jedynie czyste pragnienie sztuki i chęć wspólnych występów po latach.
W 2005 roku podwójna płyta zatytułowana znacząco Present wreszcie się ukazała. Nigdy nie zapomnę tego dreszczu emocji jaki towarzyszył mi wkładaniu albumu do odtwarzacza. No bo przecież z dawna zapomniana legenda powracała a dla kogoś kto wychował się na takich rzeczach jak Pawn hearts czy still life nie było to bez znaczenia.
Pierwsza blaszka ze słowem Songs w podtytule zaczyna się od delikatnych dźwięków Hammonda i pobrzdękiwań perkusji. Zaraz jednak wchodzi głos Hammilla i już wiemy iż nie tracimy czasu słuchając tego albumu. Every Bloody Emperor bo tak nazywa się ta kompozycja to wspaniała majestatyczna ballada w bardzo Hammillowskim stylu. Szczególnie warto wyróżnić cześć środkową będącą pełną klawiszowych uniesień improwizacją.
Słuchając drugiego kawałka czyli Boleas Panic wprost nie mogłem uwierzyć bo to jedna z niewielu kompozycji nie napisanych przez Petera Hammilla a nagranych pod szyldem VDGG- autorem tego fragmentu jest bowiem David Jaxon i naprawdę to słychać: główną rolę pełnią tu dźwięki jego saksofonów a całość posiada senny nieco oniryczny klimat. Lecz to tylko cisza przed burzą bo za chwilę zaczyna się Nutter Alert- mój osobisty faworyt. Tutaj znowu pierwsze skrzypce odgrywa Jaxon a do tego dochodzi jeszcze neurotyczny glos Hammilla i niepokojące klawisze.
Druga połowa pierwszego dysku zdominowana jest przez piosenki dynamiczne: najpierw ostre dźwięki gitary oznajmiają początek mrocznego Abandon ship! a juz za chwilę mamy do czynienia z kakofonicznym i brutalnym In Babelsberg przypominającym czasy solowej płyty Hammilla Nadirs Big chance. Całość kończy przepiękna ballada On the beach i tylko szum odległych fal zdaje się wyrywać nas z tych 38 minut.
Płyta druga zatytułowana Impros przynosi nam zgodnie z nazwą ponad godzinę niezwykłych improwizacji w których każdy z muzyków ma okazję zaprezentować swoje umiejętności. Jak można łatwo wywnioskować nie jest to muzyka łatwa ale czyż Van der graaf Generator nie przyzwyczaił nas do takich dźwięków?. Mamy do czynienia z nastrojowymi fragmentami rodzaju Sky movs czy tez z przedziwnymi konstrukcjami jak chociażby Architectural Hair. Duzo w tym albumie jazzowego feelingu ale to chyba nie powinno fanom VDGG przeszkadzać.
Podsumowując Present to bardzo udane wydawnictwo choć po pierwszym przesłuchaniu może nieco odstawać od arcydzieł sprzed 30 lat. Jednak nie zapominajmy iż tamte czasy juz bezpowrotnie minęły a my dostaliśmy wspaniały album doskonale rozumiejących się muzyków. Czegoż chcieć jeszcze?

19539
Recenzje i opisy płyt VdGG / Odp: Godbluff
« dnia: 12 Grudnia 2008, 08:16:41 »
Nie zgadzam sie ze Godbuff jest ostrzejszy i bardziej chaotyczny od Seduszek. W pladze latrników i w Lemmingach są cięższe fragmenty 
A i dla mnie Udercover Man nie jest takki mroczny To piękna ballada :)

wszystko to kwestia osobistych odczuc Polsecie...ja w taki właśnie sposób odbieram tę plytę

19540
Ankiety hammillowe / Odp: Skrzypek na scenie czyli masakra dla uszu...
« dnia: 11 Grudnia 2008, 22:10:40 »
ozcywiście Gordon....chocby za to jak wywija na Veracious

19541
zdecydowanie The Appointed Hour

19542
Recenzje i opisy płyt VdGG / Godbluff
« dnia: 11 Grudnia 2008, 21:34:16 »
Czarna ascetyczna okładka na ktorej widać tylko tytuł płyty i nazwę zespołu. Stanowi ona zupełne zaprzeczenie psychodelicznych obrazków Paula Whiteheada pojawiających się na poprzednich albumach grupy...ale jakaś zmiana musiała przecież nastąpić ...bo jakby nie patrzeć Godbluff to pierwsze dzieło zespołu wydane po blisko 4 letniej przerwie. Wiele się przez ten czas działo głównie w obozie Petera Hammilla który do 1975 roku zdołał nagrać az 4 solowe płyty nie zawsze pokrywające się pod względem muzycznym z VDGG.
W koncu jednak panowie postanowili znowu wspólnie tworzyć i po kilku miesiącach wytęzonej pracy na rynku pojawił się album zatytulowany Godbluff.
Jak można się było domyślać te 4 lata zrobily swoje i muzyka zawarta na tym wydawnictwie w dużym stopniu różni się od chociażby Pawn Hearts. Przede wszystkim są to dzwięki o wiele bardziej dynamiczne i ostrzejsze niż wszystko co muzycy dotychczas nam proponowali. Więcej jest w tych kompozycjach chaosu który jednak ma swój wyraźny cel i miejsce. Nie zmienia to oczywiście sytuacji iż Godbluff to obok wspomnianych wyzej serduszek i Still life moja ulubiona płyta Van der graafów.
Album zaczyna się od najbardziej przystępnej pieśni na tym wydawnictwie czyli Undercover man. W tym fragmencie znajdujemy właściwie wszystko za co fani rocka progresywnego tak bardzo zespól pokochali. Mroczne klawisze Bentona okraszone niesamowitym śpiewem Hammilla no i oczywiście porywający saksofon Jacksona. Wyjątkową uwagę zwróciłbym tutaj na sam pczątek tej kompozycji gdy Hammill na granicy szeptu intonuje pierwsze wersy ' Here at the glass, all the usual problems, all the habitual farse...'
Cienie bezgwiezdnej nocy zaczynają na nas opadać już w drugim fragmencie płyty czyli Scorched earth. Jeden z najmroczniejszych momentów w całej historii grupy z parazającym aczkolwiek trochę enigmatycznym tekstem Mistrza. Mamy tutaj przede wszystkim znakomitą partię Jacksona która nadaje calej pieśni charakteru niemalże mistycznego.
Druga część Godbluff zabiera nas w przerażającą podróz w głab najciemniejszych otchłani ludzkiej duszy wyciągając na światło dzienne wszystko to o czym nie chcemy nawet pamiętać.
Najpierw słuchamy Arrow, podyszyta strachem kompozycja ukazuje nam mroki sredniowiecza z charakterystyczną dla Hammilla Lekką szczyptą ironi. Muzycznie to z pewnością najtrudniejszy w odbiorze fragment albumu, pelen jazzowych improwizacji i wszechobecnego nastroju grozy...
Na samym końcu plyty muzycy zaprezentowali nam prawdziwą mini-suitę, 10 minutową kompozycję Sleepwalkers. Gdy tylko ją uslyszałem po raz pierwaszy, to zawsze Lunatycy kojarzyli mi się z opuszczonym cmętarzyskiem na którym strzygi i inne stwory rozpoczynają swój upiorny taniec. Wiem ze to może zabrzmiec trochę infantylnie ale taka jest ta muzyka. Pod względem dzwiękowym mamy to do czynienia z nastrojem dekadeckiego kabaretu gdzieś z końca XIX wieku... No i ten niesamowicie agresywny spiew Hammilla rozpoczynjący się okoła 7 minuty. prawdziwe cudo...
Pozycja obowiązkowa.


19543
Recenzje i opisy płyt PH / Odp: Fools Mate
« dnia: 11 Grudnia 2008, 12:34:02 »
chyba masz rację...bylem na oficjalnej stronie PH/VDGG i tam też jest 1971

19544
Recenzje i opisy płyt PH / Odp: Fools Mate
« dnia: 11 Grudnia 2008, 12:14:48 »
znowu sugerowlaem się Sofa sound- tam jest 1970.....ale może masz rację ;)...trzeba to dokladnie sprawdzić

19545
Recenzje i opisy płyt PH / Fools Mate
« dnia: 11 Grudnia 2008, 11:46:44 »
Wydany w 1971 roku debiutancki solowy album Petera Hammilla zaskoczył chyba wszystkich ówczesnych sympatyków Van der Graaf Generator. Z pewnością spodziewali się oni mrocznych dekadenckich dźwięków czyli płyty gdzie każda następna pieśń jest bardziej ponura od poprzedniej. Tymczasem Fools mate okazał się być wydawnictwem złożonym przede wszystkim z luźnych piosenek które tylko gdzieniegdzie przypominały późniejszą twórczość Hammilla. Nad większością kompozycji unosi się bowiem dość mocno zauważalny duch psychodelicznych odjazdów.
Weźmy na przykład otwierający ten album fragment czyli Imperial Zeppelin będący najbardziej zwariowaną pieśnią jaką Hammill kiedykolwiek nagrał. Albo mega- optymistyczny Sunshine mogący się trochę kojarzyć z Seaside rande-vous grupy Queen. Nie wspominając o przepięknej balladzie Vision- poruszającym wyznaniu miłości do ukochanej osoby. Oprócz tego mamy tu jeszcze radosne Happy czyli prawdziwą Hammillowską afirmację życia i przedziwne, troszkę musicalowe Re-Awakening.
Oczywiście na Fools Mate znajdziemy też kilka fragmentów pełnych smutku i desperacji jak chociażby Birds- jeden z największych klasyków artysty czy tez I once wrote poems mroczną opowieść o niezabliźnionych ranach które na zawsze zostawiają ślad w sercu.
Kolejnymi perełkami na płycie są z pewnością przeurocze na wpół akustyczne Child i dramatyczne Summer Song (In the Autumn) ze znakomitym refrenem.
Podsumowując jest to z pewnością płyta jakiej nikt po Hammillu by się nie spodziewał: dominuje prostota, na próżno szukać tu jakiś jazzrockowych, szalonych improwizacji. Ale właśnie to sprawia iż album ten ma tyle uroku i znakomicie poprawia humor w zimny deszczowy dzien.

Strony: 1 ... 1301 1302 [1303] 1304 1305 1306