Aktualności:

vdgg.art.pl - całkiem niezła polska strona o VdGG i PH

Menu główne
Menu

Pokaż wiadomości

Ta sekcja pozwala Ci zobaczyć wszystkie wiadomości wysłane przez tego użytkownika. Zwróć uwagę, że możesz widzieć tylko wiadomości wysłane w działach do których masz aktualnie dostęp.

Pokaż wiadomości Menu

Pokaż wątki - Kuba

#1
Temat mówi wszystko. Jakie wasze były najlepsze koncerty w życiu? Chętnie przeczytam.

U mnie to wygląda tak, przede wszystkim:

David Gilmour, Gdańsk, Stocznia - 26.08.2006

Myślę, że pare osób z forum było na koncercie, niesamowite przeżycie. Wszystko wspaniałe. Dźwięk, (bardzo długa i z wieloma smaczkami) setlista, forma muzyków, a i nawet pogoda. Koncert tym bardziej ważny, ze zdaje się ostatni duży występ Ricka Wrighta. Niesamowicie było zobaczyć połowę floydów na jednej scenie. Kto nie był, niby ma czego żałować, ale na szczęście jest kapitalna pamiątka z koncertu w postaci wydania, zarówno cd, jak i dvd. Żeby zobaczyć Echoes warto było przejechać cały kraj.

Van Der Graaf Generator, Kraków, Klub Studio - 22.04.2007

Fantastyczny koncert. Niby bez Jaxona, ale nie spodziewałem się, że tak to dobrze wtedy wypadnie. Peter Hammill momentami totalnie niszczył system, szczególnie w takich numerach jak In The Black Room, czy Gog. Usłyszeć Meurglys III też super sprawa. Dodatkowo panowie na luzie i mimo lat potrafią rozwalić widza. Była ostatnio trasa Ven Der Graaf Generator, grali Plagę Latarników, szkoda, że nie dotarli do Polski. Niestety o to będzie teraz już coraz trudniej. Mieliśmy i tak spore szczęście, bo koncerty były wtedy dwa, również w Poznaniu. I z tego co wiem była inna setlista.

Neil Young & Crazy Horse, Glasgow, S.E.C.C. - 13.06.2013

Neila w Polsce jeszcze nie było, z tego co się orientuje, jeszcze nie koncertował. Dziwne, że przez tyle lat nie udało mu się dotrzeć do Polski. A co dopiero z Crazy Horse. Tak więc trzeba było coś zrobić, bo facet już dobija powoli do siedemdziesiątki, a jego niektóre "chłopaki" już po. Nie wiem czy do nas zawita, czy zdąży. Miejmy nadzieje, że tak. Jak wiadomo, on i jego kompanii to niesamowita machina, między tymi muzykami jest chemia. Alchemy tour - tak nazywała się trasa. Koncert rozwalający totalnie. Niesamowita jakość dźwięku, (a bylo kurewsko głośno), wspaniała publika (odśpiewali hymn Szkocji), wspaniałe show (rekwizyty i pomysły jak z tras koncertowych Rust Never Sleeps i Ragged Glory), premierowe, jeszcze nie wydane numery... W ogóle setlista wspaniała. Dużo z ostatniej płyty - szczególnie w pamięć mi zapadło 20-minutowe wykonanie genialnego Walk Like A Giant. Oczywiście też były klasyki - Cinnamon Girl, Hey Hey My My, legendarne Heart Of Gold, a i nawet takie smakołyki jak Mr. Soul i Everybody Knows This Is Nowhere. Wspaniały koncert. Warto było specjalnie się wybrać. Z ostatniej trasy ma podobno wyjść dvd, z Australii, gdzie zagrali 3-godzinny występ. Z niecierpliwością czekam na to wydawnictwo.
#2
Inni wykonawcy / Tajemniczy koncert
06 Listopad 2013, 20:06:40
Trzeba jechać. Będzie jeszcze jeden mega koncert, mówie wam, możecie trzymać mnie za słowo. I to taki, na który czeka wiele osób, nie tylko ja ;). Lipa byłoby nie być w życiu na koncercie swojego ulubionego zespołu... :D
#3
Dyskusje muzyczne i nie tylko / Ino-rock 2012
09 Wrzesień 2012, 22:13:48
Był ktoś wczoraj?

Jakieś wrażenia?

Czy po prostu nikt z forumowiczów tych zespołów nie lubi? ;)
#4
Jak w temacie, jeśli ktoś bardzo na bieżąco, to z przyjemnością poczytam co tam dalej, jakie macie przemyślenia ;).

Ja przy okazji podsumowania roku 2011 wybrałem sobie 5 swoich albumów:

1. Steven Wilson - Grace For Drowning
2. Black Country Communion - 2
3. Memories Of Machines - Warm Winter
4. Hipgnosis - Relusion
5. Airbag - All Rights Removed

Uważam, że miniony rok pod względem muzycznym był całkiem udany, sporo wyszło nowych płyt, osobiście poznałem kilka zespołów, których wcześniej nie znałem (Siena Root, My Brother The Wind, Hipgnosis) i nie zawiodłem się na oczekiwane pozycje (Black Country Communion, Steven Wilson).

- Lider Porcupine Tree dał czadu drugim albumem solowym, ponad 90 minut kapitalnej (momentami bardzo karmazynowej) muzyki. Ostatnie (cztery, pięć?) albumy Porcupine Tree przy Grace For Drowning mogą się serio schować. Brawa za przywołanie starych klimatów, brawa za plejadę genialnych gości (nie trzeba przedstawiać nikomu większości) i brawa za fantastyczną produkcję owej płyty. Wiem, że na forum raczej fanów tego pana nie ma, ale jestem pewien, że tym razem wielu osobom płyta może przypaść do gustu. Na koncercie Wilsona nie byłem, aczkolwiek żałuje i to cholernie. Widziałem fragmenty i działo się naprawdę sporo.

- Niesamowitym zaskoczeniem dla mnie jest nowy album Hipgnosis, warto nabyć (gdzie niegdzie za 25 zł :) ), to co gra zespół z Krakowa jest naprawdę niesamowite.

- Na pewno też cieszy powrót Frippa i nowy krążek "nieoficjalnego King Crimson". Materiał bardzo dobry, grono muzyków grających na albumie również. Ogólnie muzyka jakoś nie powala, ale zaskoczenie powrotu było i to duże.

- Zaskoczeniem dla mnie jest również wspólna płyta Metaliki i Lou Reeda. Jeszcze całości nie słuchałem, ale brzmi to dość interesująco.

- Zajebioza, że Black Country Communion się jeszcze bardziej rozkręciło, nowe dvd to potwierdziło. Swoją drogą, warto zobaczyć.

- No i zapomniałbym o fantastycznym newsie, że... Black Sabbath powraca. I powraca z nową płytą. Ta informacja jest mega pozytywna dla roku 2011. Warto czekać na pierwszą od trzydziestu czterech (?) lat płytę w oryginalnym składzie z Ozzym :).

- Pod kątem vandergraffowym było mocno średnio. Nie jestem rozczarowany nową płytą VDGG, jak na staż muzyków, to uważam, że jest nieźle, ale raczej bez fajerwerków. W porównaniu z tym jakie dziwactwa wyczyniał w zeszłym roku zespół Yes, to morały fanów VDGG są prawie nie naruszone.

- Z punktu mniej artystycznego, a komercyjnego myślę, że też było nieźle. Europę i świat podbija Adele i Florence & The Machine, ale jakoś wcale mi to nie przeszkadza. Ta pierwsza ma naprawdę niesamowity głos i możliwości wokalne, a druga sporą smykałke do komponowania.

- A tak bardziej przyziemnie, to mam wrażenie, że forum powoli... Nie chce tego powiedzieć! Przez jakiś czas nie jest dobrze z forum, jakoś sytuacja z ostatniego kwartału nie wróży dobrze "Ship of Fools".
Miło byłoby zobaczyć wraz z nowym rokiem więcej postów, bo użytkowników ostatnio kilka przybyło. Tak więc, piszemy, trza rozruszać forum!  ;D
#5
10 września IV edycja Ino-rock, festiwalu muzyki dla słuchaczy o otwartych zmysłach ;).

Myślę, że zapowiada się bardzo interesująco. Wykonawcy dość zróżnicowani stylistycznie, tym lepiej. Chwalę owy festiwal za klimat i za dobór wykonawców, co spoczywa na barkach Kosiaka. Lista zespołów jest niezła, dla niektórych może część nieznana, ale daje sobie rękę uciąć, że właśnie Ci (debiutanci) biją na głowę.

Zagrają:

Lebowski
Wolf People
Pain Of Salvation
Brendan Perry
#6
Inni wykonawcy / Nowy album King Crimson?
02 Kwiecień 2011, 03:31:33
31 maja ponoć ma się ukazać nowy album King Crimson !  0>[

Nie wiem dokładnie czy pod szyldem KC, ale Fripp wraca :).
#7
Peter śpiewa w "Birthday special":

"Birthday girl, here comes a special
like Hansel and Gretel never had."

Hansel and Gretel to znane chyba każdemu opowiadanie z dzieciństwa pt. "Jas i Małgosia" :D.
#8
Organizacja forum / Tematy, wątki płytowe
14 Styczeń 2011, 23:35:46
Brakuje mi na forum każdego, oddzielnego tematu związanego z danym albumem. Jest kilka płyt, które takowe wątki mają (choć trzeba przyznać, że tylko kilka albumów), ale aż wstyd (:P), że np. "Silent Corner", "In Camera", czy równie genialne van der graafowe "Pawn Hearts" lub "H to He" nie mają swoich wątków.

Oczywiście to taka luźna refleksja / propozycja by coś z tym fantem zrobić, nic więcej ;). Na pewno forum by na tym zyskało, znacznie więcej by się działo, początkujący fan mógłby czerpać sporą wiedzę o albumach z takich działów forumowych, a jego wiedza pochodziła by z opinii oczywiście...naszych :).
#9
Już wiadomo kiedy się odbędzie III edycja świetnego, myślę, że aktualnie jednego z lepszych festiwali muzycznych w naszym kraju. Ino-Rock, bo o nim mowa, odbędzie się 11 września, oczywiście w Inowrocławiu.

Pojawią się cztery zespoły (jak to było wcześniej), których nazw jeszcze nie znamy. 10 maja zostanie oficjalnie ogłoszona lista kapel, które się pojawią w Teatrze Letnim w pięknym parku solankowskim.

www.artrock.pl i rockserwis podsyca atmosferę i podrzuciło nam zagadkę dotyczącą zespołów, które zagrają. Myślę, że wspólnie jesteśmy w stanie zgadnąć...

1. Bardzo obiecująca formacja z Polski, która ma już na koncie dwa albumy
2. Zdobywająca z każdym tygodniem nowych fanów grupa z Norwegii.
3. Fantastyczny brytyjski zespół, który nigdy jeszcze nie koncertował w Polsce pomimo ponaddwudziestoletniego stażu, a który na festiwal przyleci specjalnie z USA (!)
4. Znakomita, uznana i bardzo popularna nie tylko w Polsce formacja z Wielkiej Brytanii, która całkiem niedługo zachwyci swoją nową płytą. 

NAZWY TRZECH ZESPOŁÓW SĄ JEDNOWYRAZOWE, A JEDNEGO DWUWYRAZOWA !!!


Festiwal sobie bardzo cenię, byłem na pierwszej edycji, świetnie wspominam wszystkie występy. Wówczas też cena była powalająca (35zł), ale sukces festiwalu, prestiż, podniósł ceny biletów, które rok później kosztowały już ok 90 zł. Na drugiej edycji niestety nie byłem, jednak w tym roku nie zamierzam odpuścić.

Co do zagadki, nie jestem do końca pewien, lecz Ozric Tentacles mi idealnie pasuje do punktu trzeciego. Ozric Tentacles to oczywiście nazwa dwuczłonowa, "Macki" mają takowy staż, ba, nawet nieco dłuższy i koncertują w USA w wakacje (na pewno w czerwcu i lipcu). Jeśli byłaby to prawda, byłbym w niebie, gdyż uwielbiam Eda i spółkę. Psychodelia najwyższych lotów.

Do punktu czwartego pasuję mi trochę Anathema, wydają nowy album. Z nową płytą też się pojawia Mmostly Autumn oraz The Pineapple Thief. Pierwsza z nich to nazwa przecież dwuczłonowa (a ta jest zaklepana dla Ozriców haha), a Złodzieje Ananasów już grali w Inowrocławiu, więc bym ich wykluczył (a sama nazwa jest przecież właściwie trzyczłonowa).

Fakt, zamotałem, ale może będzie ciekawie ;D.
#10
Wolna amerykanka to wolna amerykanka ;D.

Prosto i krótko, jak w temacie. Podajcie 10 najlepszych perkusistów, którzy zrobili na was największe wrażenie, tudzież których najbardziej lubicie, podziwiacie.

U mnie to wygląda następująco, przynajmniej na chwilę obecną:


1. Cozy Powell
2. Bill Bruford
3. Neil Peart
4. Mitch Michell
5. Billy Cobham
6. Chris Matiland
7. Guy Evans
8. John Bonham
9. Keith Moon
10. Jerzy Piotrowski

------------------------

11. Nick Mason
12. Ginger Baker
13. Carl Palmer .
#11
Koncert, który cieszy się dużą popularnością wśród fanów PH i VDGG. Użytkownicy forum znają go od podszewki, ale tematu brak :).

Dla mnie jest to występ świetny, potwornie energiczny, przede wszystkim "świeży", ponieważ nastąpił zaraz po wydaniu Sitting Targets, który posiada kilka reprezentantów w setliście. Dominują kompozycje z (wówczas) dwóch ostatnich albumów, a wśród nich perełka ogromna, czyli "Flight". W mojej opinii kulminacja koncertu i najlepsza jego część. "Flying Blind" zawsze mnie urzeka tymi pięknymi klawiszami, tymi cudownymi akordami. W porównaniu do oryginału i jakoś specjalnie się nie różni, (ktoś odczuwa brak Jaxona?) jednak przecież wykonanie tej suity to przecież karkołomna sprawa i należy docenić podobieństwo z "Black Box".

Peter jest niesamowity, w dobrej formie i zdaje się w jednym z lepszych momentów kariery, ponieważ K-Group to jakby drugi oddech dla niego. Partie wokalu są momentami mocno wykrzyczane, interpretacja improwizatorska. Podoba mi się rotacja w jego instrumentarium (czasem konieczna - struna ;D - która jest dobitnym dowodem na to z jakim zacięciem ten materiał został wykonany). Zmiana na pianino-gitara-pianino jest przyjemne dla oka i zwyczajnie lepiej się całości słucha oraz ogląda. Facet się nigdy nie oszczędzał, daje z siebie 100%, no i widzimy to dokładnie. "The Sphinx In The Face" w zestawie daje nam możliwość posłuchania innej linii wokalnej, stylistyki wykonawczej też, a udobruchanie tym utworem starych fanów też pewnie zadowoliło.

Bardzo dobrze, że inne utwory znacznie się różnią od oryginałów, "Sign", "My Experience" prezentują się chyba jeszcze bardziej żwawo niż na płycie. "Modern" swoim muzycznym klimatem nieco odbiega od całości, jednak ówczesne charakterystyczne brzmienie zespołu nadało mu nowej aranżacji. Spory plus, że tak starą kompozycje mogli usłyszeć szczęśliwcy w Hamburgu. To jeden z moich ulubionych fragmentów. Podobnie jest z "Door" (jaki żywioł na scenie ;D), "Losing Faith In Words", oczywiście wykonane solo "My Room" i wspomniany "Flight".

Co do zespołu oraz samego wykonania, dla mnie bomba. Dwie gitary brzmią oryginalnie, powiedziałbym, że momentami granie jest brudne, niemal nawet punkowe. John Ellis brzmi odmiennie od Petera, czyściej, co nadaje fajny kontrast. Sam dodaje wiele fajnych smaczków w kompozycjach, a to cieszy uszy. Solówki, ozdobniki, to kapitalna sprawa w tym układzie, gdy Hammill pozostaje rytmicznym gitarzystą. Co prawda nie jest jakimś wybitnym grajkiem, jednak Fury jak należycie pasuje do zespołu. Guy Evans co perkusja, co dekada, to oczywiście inny sound, a umiejętności nieprzeciętne. Denerwuje i okrutnie drażni mnie jednak elektroniczny pogłos generowany zdaje się przez jego nowe cacko. Mozart dla mnie nie wyróżnia się znacznie, mimo to, obecność basu jest świetnym podkreśla głębie i trzyma to w kupie.

Pozostaje nam czekać na DVD, podobnie tak jak już zbliżające się Paradiso VDGG.

Zapraszam Was do opinii i dyskusji ;).
#12
Dyskusja van der graafowa / Boskiblef
15 Sierpień 2009, 02:33:15


Album bardzo świeży, zmodernizowany nieco brzmieniowo (choćby zupełnie inne brzmienie bębnów, mocniejsze, bardziej czytelne niż poprzednio, dysonanse saksofonowe, pełne mroku organy), zauważalne także niuanse w stosowaniu wokalu oraz jego przetworzenia, a także spore "nakładki", co brzmi rewelacyjnie, ale wymaga skupienia i wielokrotnego wysłuchania by wychwycić ten ogrom pracy w studiu. Peter w niesamowitej formie, w spokojniejszych fragmentach pokazuje swój kunszt (Undercover Man), a oczywiście w kompozycjach pełnych zgiełku (Schorched Earth, Arrow) śpiewa w sposób wyjątkowy, z piekielną siłą, z zacięciem i niesamowitą wściekłością.

Dla mnie płyta jedna z tych mroczniejszych VDGG, może nawet najmroczniejsza, gdzie groza czai się za rogiem ( >:D), co Hugh dobitnie nam daje do zrozumienia. Płyta momentami pełna furii, ale też zakręcona, jednak nie zmierzająca ku jezzowi (pomijając ten mały wstęp w Arrow). Bardzo spójna, scementowana zespołowo. Są charakterystyczne tematy, które da się zapamiętać, "refreny saksofonowe", w sumie nawet przyjemne w Arrow, oraz bardziej już kąśliwe organowo-saksofonowy temat w Schorched Earth (gdzie na dobrą sprawę mamy je dwa - jeden wręcz fascynujący grany w sposób uniesiony razem z wokalem).

Niby kompanii Hammilla są odpowiedzialni za formę, ale nie da się nie zauważyć, że ten album jest pod jego dyktando. Według mnie absolutna dominacja Petera Hammilla nastąpiła dopiero po reaktywacji kapeli, czyli właśnie tu, w 1975 roku na Godbluffie. Krążek bardzo urozmaicony, każdy utwór to inna para kaloszy, każdy z nich jest bogaty pod względem budowy i fraktury, tak jak w choćby w The Sleepwalkers, w którym mamy na początku ni to skoczną 'hulankową' melodię ni to muzyczny kabaret, a później dalej, szalejący niczym tornado Peter. Gęsta atmosfera nam towarzyszy na każdym kroku, ale co ważne, wszystko jest bardzo spójne brzmieniowo i nie sądzę by któryś z innych kompozycji grupy mógłby pasować na tą płytę.

Tekstowo nie ma aż takich dobitnych nawiązań do samotności jak wcześniej, w ogóle, sfera kontaktów ludzkich jest potraktowana inaczej. Dla mnie teksty na Godbluff to poniekąd zagadka, wiele rzeczy nie jest tutaj powiedziane dosłownie.  

Mój ulubiony krążek Van Der Graaf Generator i w związku z tym nie mogłem się nie pokusić o założenie tego tematu ;). Zapraszam Was do opinii, jest o czym gadać, bo zapewne za Wami dwusetne, albo i więcej przesłuchanie Godbluffa  O0.
#13
Czy "P.A." w utworze "German Overalls" to Pansylwania (stan w USA)?
#14
Recenzje i opisy płyt VdGG / Long Hello (vol I)
31 Lipiec 2009, 02:40:17
Okładka w sklepie płytowym oraz nazwa tegoż projektu niewiele mogła by mówić. Jednakże gdy spojrzymy na same nazwiska zaraz "robi się jaśniej"...

Właśnie, projektu. Long Hello to projekt poboczny muzyków Van Der Graaf Generator oraz gości przez nich zaproszonych. Legendarna formacja bez jego lidera? A Jakże, wówczas Peter Hammill był pochłonięty swoimi solowymi nagraniami. Myślę, że dlatego właśnie warto poznać ten album - z czystej ciekawości, jak mógł działać Generator bez Hammilla. Nie jest to dzieło genialne, co najwyżej solidne, ale też jest to mimo wszystko coś więcej niż tylko ciekawostka, która może widnieć w encyklopediach muzycznych pod tymże załącznikiem.

Najważniejsi, ze względu na swoje zaangażowanie w sam projekt, czyli Guy Evans i Nic Potter (producent oraz wydawca) plus równie ważna dwójka - Hugh Banton (tutaj także aranżer) i David Jackson nagrali ową muzykę w 1973 roku, natomiast wydaną nieco później, bo w 1974 roku tylko we Włoszech, a dopiero później - 1976 w Wielkiej Brytanii i innych europejskich krajach. Do sesji zostali zaproszeni muzycy niekoniecznie znani, ale dobrze pasujący do samego założenia będącego luźniejszą kontynuacją stylu Van Der Graaf Generator. Byli to dwaj gitarzyści, mianowicie Włoch Piero Messina i nieco bardziej znany Ced Curtis (Rare Bird).

Całość zaczyna się od "The theme from (Plunge)" i charakterystycznego, wpadającego w ucho tematu głównego, który przewija się przez utwór. Rzecz może nie jakaś odkrywcza ze względu głównie na riff gitarowo - saksofonowy, ale ubarwiona pięknymi solówkami Jacksona, a także pod koniec świetną gitarą elektryczną Ceda Curtisa. 

Mało poważny początek, ale interesujący, mógł zbić nieco z tropu ortodoksyjnych fanów macierzystej formacji muzyków, ale dalej klimatem jest już znacznie bliżej korzeni. "The O flat session" to miniatura "popełniona" przez Messinę charakteryzuje się gitarą wha-wha zagraną w spokojny sposób, tak jak reszta tu muzyki - spokojna i trochę nawet intrygująca, idealnie pasująca na jakąś introdukcję.

"Morris to Cape Roth" mógłby być wizytówką tej płyty, ponieważ jest tu zawarta ta cząstka unosząca się gdzieś w powietrzu, czyli... nie stritce jazz, ale w sumie też nie specyficzna zadziorność Graafowa. Mamy tu chillout, przy którym można odpocząć. Tak, to prawda, w tej muzyce nie ma szaleństw, zmian tempa jakie znaliśmy choćby z "Lost" oraz "Plagi Latarników". Jackson co rusz serwuje nam chwytliwe tematy przy których chciałoby się nogą trochę potupać.

"Brain Seizure" to kompozycja tylko i wyłącznie Hugh Bantona, w którym ten ponoć zagrał an wszystkich instrumentach. Można w sumie rzec, bliżej tutaj nam do Mika Oldfielda i Emerson Lake & Palmer niż do Van Der Graaf Generator... Paleta różnorakich brzmień niestety nie gwarantuje nam tu proporcjonalności pomysłów. 

Przerzucamy na drugą stronę winyla a tam znany nam dobrze flet Jacksona, a przy nim mało wyraźna konstrukcja utworu, któremu co jak co brakuje dopracowania ku starań Ceda Curtisa i jego akustycznej gitary. Dopiero w połowie mamy o niebo ciekawiej (ale bez szaleństw), kiedy do głosu dochodzi saksofon. Chciałoby się powiedzieć, "fajnie, ale czegoś tu brakuje". Petera Hammilla? Nie, niekoniecznie, po prostu osiem minut można by zabarwić inaczej.

Od "Looking at you" aż tak bardzo nie wieje nudą jak w kompozycji wcześniejszej. Główną siłą napędową jest stale David Jackson, posiadający najwięcej, najbardziej widocznych pomysłów. To on narzuca formę, styl i kształt, kreuje figury. Brak tu jazzowych szaleństw Evansa, ponieważ akurat tu zawiesił pałeczki i dał pograć kolegom.

Ostatni utwór, o jakże mało interesującym tytule kryje nam przede wszystkim ciekawe melodie, które, co wyraźnie słychać, wyłaniały się z improwizacji. Mamy tu dawkę melancholii, a i nawet flet a'la Ian Anderson ok. 3 minuty. Dobrze się tego słucha, bo Panowie grają nie krótko, ale w zasadzie wieje lekko nudą. A i ikry brakuje.

Mamy tu echa, lecz bardzo odległe Generatora, bliżej w większości mi się wydaje tu do Genesis z płyty Trespass i tychże podobnych klimatów. Na albumie znajdziemy sporo gitar akustycznych i Jackosonowej delikatności, mało wyraźnego basu i spokojnego stukania w perkusję Evansa. Po wysłuchaniu całości można dojść do wniosku, że Jackson i spółka nie najlepiej spożytkowali dwóch gitarzystów, bo dawkę elektrycznego grania dają ciekawą próbkę goście, lecz jest tego jak na lekarstwo. Trochę szkoda, aż się prosi o wykorzystanie potencjału gitar, brzmieniowo diametralnie różniących się od gry Petera Hammilla.  Efekt Curtisa i Piero Messiny przy dozie dyscypliny i zgrania mógłby dać świeżość i nowe światło tej muzyce. Wszystkie nuty wydawałoby się grane momentami od niechcenia, relaksujące, w sam raz na wczesne jesienne dni. Nie znajdziemy tu mroku, a tym bardziej zgiełku, kolaży dźwiękowych. To absolutnie inna bajka. Co prawda jest momentami na czym ucho zawiesić, szczególnie na pierwszej stronie krążka, na czele z "The theme from (Plunge)", a i "Morris to Cape Roth" całkiem niezłe się wydaje, jednak mimo wszystko osobom które przywykły do szokujących momentami dźwięków Van Der Graaf Generator ziewanie gdzieniegdzie może się zdarzyć, dlatego warto podejść inaczej do tej muzyki, bez jakiś większych nadziei na niesamowite doznania. Trudno brać na poważnie ten album, lecz szkoda by został zupełnie zapomniany przez fanów. Pozycja ciężka do zdobycia (wydanie winylowe już w folii nie do dostania, a na format CD został ręcznie numerowany, a o jakimś remasterze można pomarzyć), ale polecam, warto ocalić od zapomnienia to dziwadło, lub jak kto woli, odskocznię od Graafowego szaleństwa.

#15
Ankiety różne / Na którego Wielbłąda wsiadasz?
26 Czerwiec 2009, 00:45:53
Jestem pewien, że fanów grupy Camel na forum nie brakuje. Dlatego ta ankieta  :). Ciekawi mnie bardzo które płyty Wielbłąda lubicie najbardziej. Mowa tylko i wyłącznie o płytach studyjnych. Do wyboru tylko, albo aż 4 krążki.

Zapraszam do głosowania  ;D.
#16
Long Hello, czyli studyjny, instrumentalny album Van Der Graaf Generator, nie firmowany tą nazwą. Muzyka nagrywana w 1974 i 1976 roku przez muzyków zespołu, lecz bez jego lidera, Petera Hammilla. W sesjach towarzyszyli także inni, zaproszeni muzycy, którzy oczywiście figurują na okładce albumu. Nagrania aktualnie dość ciężkie do zdobycia. Album wyprodukowany przez Guya Evansa pierwotnie ukazał się w 1976 roku na winylu. Był także wydany w 1993 roku na CD przez Nica Pottera, lecz uwaga (!) w limitowanym nakładzie 3 tys. egzemplarzy. Więc jest to nie lada gratka dla fanów.

Niestety ja osobiście tej płyty nie słyszałem, natomiast jestem pewien, że Wy ( ;D) jej słuchaliście. W związku z tym, prosiłbym o Wasze opinie.





Long Hello





Okładka przód:


Okładka tył:






Strona pierwsza (A):

1. The theme from (Plunge)  (D. Jackson)
2. The O flat session (P. Messina)
3. Morris to Cape Roth (D. Jackson)
4. Brain Seizure (H. Banton)

Strona druga (B):

1. Fairhazel Gardens (D. Jackson/P. Messina)
2. Looking at you (D. Jackson)
3. I've lost my cat (D. Jackson)

Skład:

David Jackson - sax, flet, pianino;
Hugh Banton - wszystkie instrumenty w utworze "Brain Seizure" oraz bas w "The O flat session";
Guy Evans - perksuja;
Nic Potter - bas;
Ced Curtis - gitara elektryczna, bas w utworze "Fairhazel Gardens";
Piero Messina - gitara elektryczna oraz akustyczna, pianino.
#17
Dyskusja van der graafowa / Graafowe odzienie :)
14 Czerwiec 2009, 14:31:28
Wątek drugorzędny, lecz małe urozmaicenie się przyda. Ciężko trafić na koszulki i inne gadżety naszej kapeli.

Poniżej przedstawiam koszulki oraz inne pierdoły Van Der Graaf Generator: