“Nadir's Big Chance” jest prawdopodobnie pierwszą brytyjską płytą, w opisie której (a mówię tu o komentarzu samego Petera) w odniesieniu do kilku kompozycji, które się na niej znalazły, użyto słowa „punk”.
„Wprowadzająca anarchię osobowość Nadira – tego głośnego, agresywnego, wiecznego szesnastolatka – na krótki czas przejęła nade mną zupełną kontrolę. Mogłem się jej jedynie poddać, co uczyniłem z radością, i grać stworzoną przez niego muzykę – hałaśliwe punkowe piosenki, płaczliwe ballady i soulowe wypełniacze.” - napisał P.H. w notce na płycie.
Album ukazał się w lutym 1975 roku, a został nagrany w grudniu roku poprzedniego. Każdy kto zna tę płytę wie, nawet nie zapoznawszy się z komentarzem Hammilla, że nie wypełniły go jedynie utwory, które można zaliczyć do punk rocka. Jako punkowe kwalifikują się jedynie Nadir's Big Chance, Nobody's Business i Birthday Special.
Początki grupy Sex Pistols, powszechnie uważanej za najważniejszych przedstawicieli brytyjskiej pierwszej fali brytyjskiego punka, zespołu który rozpętał cały ten nurt i dał początkom nowej fali, to rok 1973, ale co ważne, Johnny Rotten (wtedy jeszcze Lydon) dołączył do Pistolsów w sierpniu 1975 roku. Pierwszy publiczny występ odbył się w listopadzie a dopiero rok później ukazał się pierwszy singiel „Anarchy in the U.K.” Można śmiało przyjąć tezę, że te trzy kompozycje Hammilla wyprzedziły tak zwaną punkową rewolucję o dwa lata. Analizując kolejne wydarzenia – powstawanie kolejnych grup zainspirowanych Sex Pistols i wydawanie pierwszych dużych płyt (debiuty The Clash, The Stranglers i Sex Pistols) przyjmuje się powszechnie, że rozkwit punk rocka to rok 1977 (choć The Damned wydali swój debiut w 1976). Co pozwala nam śmiało powiedzieć, że Hammill był prekursorem stylu na dwa i pół roku przed jego rozkwitem.
Po raz pierwszy określenie punk rock pojawiło się w USA w połowie lat 60-tych, gdy po pierwszej podróży The Beatles do Stanów na początku 1964 roku zaczęły tam wyrastać jak grzyby po deszczu garażowe beatowe grupy. Taką muzykę, krytycy nazywali „śmieciowym” rockiem. Nie eksplorowałem tego nurtu, ale kiedyś słyszałem kilkanaście nagrań. Brzmiało to mniej więcej w stylu „Run Run Run” Velvet Underground (z ich pierwszej płyty). Oczywiście cała ta scena ewoluowała, dając początek amerykańskiej muzyce rockowej (amerykańska psychodela, folk rock, blues rock, country rock, hard rock i, oczywiście, kapele undergroundowe – MC5, The Stooges i Velvet Underground). Oczywiście nie był to taki punk rock, który poznaliśmy w następnej dekadzie.
Skoro została przywołana nazwa Velvet Underground – to trzeba opisać wpływ jaki ta formacja miała na rozwój muzyki rockowej. (Eno powiedział kiedyś: „W latach 60-tych niewiele osób słyszało Velvet Underground. Ale, każdy kto kupił ich pierwszą płytę założył później własny zespół.”). Oczywiście formacja prowadzona przez Lou Reeda nie była grupą punkową, a raczej „undergroundową”, która łączyła w swojej twórczości rocka psychodelicznego i folk rocka z pomysłami zaczerpniętymi z awangardowej twórczości amerykańskich minimalistów, z czasem ewoluując w stronę bardziej konwencjonalnego rock'n'rolla (płyta „Loaded”). Ale szorstkie, pełne dysonansów, lo-fi brzmienie było inspiracją dla punkrockowców jak i Davida Bowiego i Roxy Music (oprócz Eno, fanem VU był Bryan Ferry). Inną fascynacją Bowiego byli The Stooges – prowadzony przez Iggy Popa zespół, w większym stopniu bliższy był elektrycznemu bluesowi, ale ich brudne i dysonansowe kompozycje można nazwać „proto punkiem”.
Kolejny element układanki – i tu przenosimy się ponownie do Wielkiej Brytanii – to wykonawcy świadomie czerpiący z estetyki glam rocka: Bowie i Roxy. U Bowiego nie kojarzę typowego protopunkowego utworu, większe zasługi ma na polu przywróceniu światu Iggiego Popa i Lou Reeda. Za to Roxy Music ma dwa takie w swoim dorobku. Oba inspirowane Velvet Underground. „Re-Make/Re-Model” (1972) otwierające pierwszą płytę (mimo rozbudowanej aranżacji i krótkich wtrętów solistycznych każdego z muzyków, kawałek emanuje prostą punkową energią) oraz „Editions Of You” z „For Your Pleasure” (1973), w którym atonalne solo Eno na syntezatorze ma w sobie coś z punkowego ducha, pomijając samą rytmikę tego prostego kawałka i „młócące” ósemki wygrywane przez Paula Thompsona na werblu. Podobnie można uznać za prepunkowe „Blank Frank” (z „Here Come Warm Jets” (1973)) i „Third Uncle” (z „Taking Tiger Mountain (by Strategy)” (1974)) Briana Eno.
Za typowo protopunkową grupę uważani są glam rockowi New York Dolls. Ich ostatnim menagerem był Malcolm McLaren, który jak wiemy „opiekował się” również Sex Pistols. Glam rock, również w tym bardziej komercyjnym wydaniu (z silnym odniesieniem do rock'n'rolla lat 50-tych) mógł być muzyczną inspiracją dla przyszłych punkowców. Na pewno Bowie, Eno i Roxy (obok krautrockowców) byli natchnieniem dla całej rzeszy wykonawców postpunkowych i nowofalowych (Joy Division, Magazine, Ultravox, Wire, Bauhaus itp.).
Wróćmy do Stanów Zjednoczonych. Nowojorski punk rock połowy lat siedemdziesiątych miał tam trochę inny wymiar, i myślę, że lepiej jest mówić po prostu o „nowej fali”. Zrzeszeni wokół klubu CBGB's wykonawcy (Patti Smith, Talking Heads, Blondie czy Television) raczej mało mają wspólnego z punkiem. Jedynie debiutujący w 1976 roku płytą „The Ramones” The Ramones byli „punkowi”, w sensie grania garażowego rocka. Właściwie pierwszą nowofalową płytą z tamtego kręgu była „Horses” Patti Smith. Legenda głosi, że nowojorska poetka, zdecydowała się poświęcić karierze wokalistki rockowej, po tym jak zrecenzowała koncertowy album „1969 – The Velvet Underground Live” (1974) The Velvet Underground.
Cały ten przydługi wywód ma posłużyć obronie tezy, że trzy utwory Hammilla na „Nadir's Big Chance” są pierwszymi brytyjskimi punk rockowymi kawałkami (oparte na dwóch, trzech akordach, hałaśliwe, o zdeformowanym, rzężącym brzmieniu, uproszczonej harmonii oraz anarchistycznych tekstach – niezgoda na muzykę lansowaną przez muzyczny przemysł (Nadir), sztuczność relacji międzyludzkich (Birthday Special) oraz nieludzkość świata mody (Nobody's Business), na dodatek „opisane” jako punk, przez samego autora). Jednocześnie, twierdzę, że nie wzięły się z nikąd.
Tak, Hammill jest jednym z prekursorów punk rocka. Jakkolwiek by to paradoksalnie nie brzmiało.
Nie sądzę jednak by Peter kontynuował ten styl na kolejnej płycie. Myślę, że taki „duch” dwu, trzy akordowych hałaśliwych piosenek jest mu bliski – i co jakiś czas do nich powraca („Pushing Thirty” - otwarta polemika z punk rockiem, „Door”, K-Group, The Noise). Przed „Nadirem” Hammill również grywał ostre, hałaśliwe „numery” - wystarczy wspomnieć „Tapeworm” z „In Camera”.
Co ciekawe, John Lydon w jednej z audycji radiowych w 1977 roku (bodajże) prezentował (m.in. obok utworów krautrockowców) fragment płyty „Nadir's Big Chance”. Utwór, kóry wybrał jest raczej zaskakujący. Wokalista Sex Pistols zagrał „The Institute Of Mental Health, Burning”.
Kolejne kwestie do dyskusji: przeciw komu i czemu była skierowana punkowa rewolucja w Wielkiej Brytanii?
Dlaczego nie istnieje nic takiego jak brytyjski punk rock w czystej formie?
Dlaczego brytyjscy punkowcy prawie od razu zaczęli grać „nową falę” (P.I.L., Magazine, The Jam, The Clash, Wire, Joy Division), a niektórzy nawet nie nagrali płyty w okresie punkowym (Siouxie & The Banshees)?
Dlaczego większość z nich doskonale znała odważną, awangardową muzykę rockową?
I ostatnie: dlaczego w 1974 roku czołowi przedstawiciele tak zwanego art rocka (Hammill, Gabriel, Fripp) zwrócili się ku muzyce prostszej, albo zrezygnowali z kariery w przemyśle muzycznym?