Wampira ulubione płyty 2012 roku:
1.Ultravox i Brillant- w tym roku byłem w dość nostalgicznym nastroju, a to jest bardzo nostalgiczna płyta więc jej miejsce na najwyższym stopniu podium w pełni zasłużone. Jak dla mnie najlepszy comeback ostatnich kilkunastu lat- ta płyta brzmi jakby została wydana gdzieś pomiędzy Quartet a Lament.Co tu dużo mówić: taneczna dekadencja w najlepszym wydaniu.
2. Peter Hammill i Consequences- każda nowa płyta Mistrza wywołuje rewolucję w moim odtwarzaczu – słucham jej kilka tygodni bez przerwy, delektując się każdym dźwiękiem. Konsekwencje nie są może tak dobre jak Thin air jednak podium i tak się należy.
3. Mars Volta i Noctorniquet – czyli bardzo elektroniczne wcielenie Marsjan- i zarazem najlepsza płyta zespołu od czasu Frances the mute.
4. The Swans i The Seer - cóż tu dużo mówić- panowie po 30 latach kariery nagrali swoja najlepszą płytę: czego tutaj nie ma: awangarda, krautrock, gotyk i post rock a do tego 30 minutowa suita tytułowa- dla mnie arcydzieło. Zupełnie mnie ta muzyka zaskoczyła bo nie spodziewałem się tak dobrego grania.
5. DCD i Anastasis- nie jest to może najlepsza płyta zespołu, w pierwszej trójce też by nie wylądowała, jednak właśnie na niej znajdziemy nagranie cud czyli Amnesia- najbardziej poruszającą pieśń zespołu od czasu Carnival is over.
6. Paul Banks i Banks- ciąg dalszy mrocznej odysei wokalisty zespołu Interpol… bardzo szczera płyta, nagrana z potrzeby serca- wciągająca niczym mroczne otchłanie z powieści Lovecrafta; i ex equo- Änglagård i Viljans Öga- przepiekna płyta w starym Crimsonowskim stylu
7. VDGG i Alt- cokolwiek by nie nagrali zawsze będę tego słuchać nawet jeśli to tylko improwizacje- zresztą chwilami bardzo klimatyczne ( vide Dronus)
8. Neil Young and The Crazy Horse i The Psychodelic Pill- nigdy fanem pana Younga nie byłem, jednak ta płyta wciągnęła mnie od razu. Wspaniałe podwójne dzieło pełne psychodelicznych improwizacji i nostalgii za tym co było i już nigdy nie powróci.
9. Soulsavers i The light the dead see – czyli zupełnie inne wcielenie Dave’a Gahana z Depeche Mode- bardzo akustyczne, gitarowe i przejmująco smutne- w sam raz na koniec świata

10. Tindersticks i The Something rains- kolejna smutna, bardzo nastrojowa płyta, chwilami kojarząca się z klasycznymi wydawnictwami z wytwórni 4AD. Do tego dochodzą poetyckie teksty i niewiarygodna wręcz łatwość w kreowaniu przepięknych muzycznych swiatów.
Zapraszam innych do podawania swoich typów