Druga płyta Van Der Graaf Generator zawierała dwa ważne dla dalszej działalności zespołu czynniki : dołączył do niej David Jackson (i jego zestaw saksofonowo-fletowy to najbardziej charakterystyczna muzyczna cecha ówczesnego VDGG) oraz to, że "The Least..." to płyta zespołowa, a nie jak wcześniej "Aerosol..." solowa Hammilla wydana pod szyldem VDGG. Na płycie tej mamy m.in. prawdziwe arcydzieła - grane do dzisiaj - "Darkness" i "Refugees" (ta druga grana przez zespół i Hammilla solo); mamy utwory, które są namiastkami czy też przymiarkami do minisuit nagranych na kolejnych płytach - "White Hammer" i "After the Flood".
"Darkness 11/11" rozpoczyna bicie basu, dudniący fortepian i szum wiatru; Hammill zaczyna cicho, ale w trakcie refrenu po prostu ryczy jak rasowy metalowiec, a Jackson zaczyna swoją niezapomnianą (kto widział nagranie z Beat Club z 1970 roku (m.in. Hammill w koszulce z Myszką Miki!!!) lub z Rockpalast z 2005 roku wie o czym piszę) grę na dwóch saksofonach jednocześnie. Banton gra jedne ze swoich najlepszych solowych partii (czuć jak palce ślizgają mu się po klawiszach organów); zakończenie to znowu błysk Jacksona - chyba jego najlepsze solo saksofonowe w karierze.
A co znaczy 11/11 po tytule utworu? 11 listopada (1968) - w tym dniu został on ukończony przez Hammilla.
"Refugees" - wiolonczela, flet, delikatny podkład organów i najczystszy głos (właściwie również chyba najwyższy rejestr na jaki się Hammill zdobył śpiewem) Hammilla - z tym mi się kojarzy ten utwór; (no może jeszcze z 22 kwietnia 2007 rokiem i bisem podczas koncertu w Krakowie). Uchodźcy to chyba jeden z najbardziej znanych i lubianych pieśni Hammilla - tekst można odbierać jako tęsknotę za utraconą przyjaźnią, w szerszym kontekście - temat uchodźców jakże dzisiaj jest aktualny. Kontynuację Refugees - "Easy To Slip Away" - można usłyszeć na solowym albumie Hammilla "Chameleon In The Shadow Of The Night" z 1973 r.
"White Hammer" rozpoczynają dziwne klawisze (niby kościelne), które dominują nad całością; a w środku mamy piękne partie kornetu, ale dla mnie niezbyt pasujące do brzmienia zespołu oraz ostre wstawki Hammillowego śpiewu i saksofonu. Około 6 minuty utwór się zatrzymuje - wydaje się nam, że to koniec, ale wtedy nadchodzi atak zniekształconych organów i saksofonu; i tak aż do (przyjemnego!) bólu uszu i 8 minuty 15 sekundy... W tekście Hammill krytykuje średniowieczny Kościół (a właściwie inkwizycję - bo Malleus Maleficarum o którym śpiewa PH to tekst z dziedziny magii, czarów - dzisiaj powiedzielibyśmy podręcznik łowców czarownic - zawierał kompendium wiedzy na temat czarownic i szatana. Został opublikowany w 1487 roku.).
"Whatever Would Robert Have Said?" - jakoś nie lubię tej piosenki; wydaje mi się dziwna i niepasująca do całości, mimo iż ma fajne przyspieszenia, Hammill gra nieźle na gitarze akustycznej. Jedyną wersję tej piosenki, którą mogę słuchać (oglądać) to wersja z Beat Club z 1970 - gdy Hammill z włosami zasłaniającymi mu twarz szaleje na gitarze.
"Out of My Book" - piękna miłosna ballada, znowu z akustyczną gitarą i fletem; też trochę nieprzystającą do całości - zdecydowanie bardziej pasowałaby na solową płytę Hammilla; zresztą wykonuje ją na koncertach od czasu do czasu.
"After the Flood" - suita o wojnie i jej następstwach, w której naprawdę liczą się dla mnie liczne zmiany tempa, instrumentalne unisona, brudne brzmienia organów i ogólny chaos kompozycyjny (ta gęsta improwizacja w środku to geniusz). Wydaje mi się, że ten utwór to taka przymiarka do "Pionierów" z kolejnej płyty. Dobry, ale nie doskonały.
Z dodatkowych utworów mamy singlową wersję "Refugees" - krótszą i z mocniejszą perkusją; i jak wiemy, bez żadnego komercyjnego sukcesu. Natomiast "Boat of Millions of Years" (ze strony b singla "Refugees") to psychodeliczna (muzycznie) podróż do starożytnego Egiptu (tekst).
Wspaniała płyta, za którą posypały się kolejne - już nie wspaniałe - genialne albumy...
Wcześniej recenzja ukazała się na progrock.org.pl