Ja Scorpionsów dalej słucham i uważam, że to świetna kapela, ale tylko w latach siedemdziesiątych, kiedy jeszcze nie zyskali tak globalnej i medialnej sławy. Album debiutancki to dzieło coś pomiędzy krautrockiem a rockiem psychodelicznym, a kolejne cztery (+koncertowy) z Uli Rothem to prawdziwy (hard) rock, w którym więcej nawiązań do Hendrixa niż popu a'la Wind of Change. Szkoda, że ludziom ta kapela może się właśnie ze słodkimi przebojami, albo z prostymi, krótkimi kawałkami kojarzyć.