Jade do domu. Ale czuję ze mym domem było spotkanie z Petrem i forumowiczami. To byl czas magiczny. Nie tylko dzięki Hammilowi ale i jego wspaniałym fanom ze świata. Przez te 72 godziny spalem moze 8. Fizyczne czuje się koszmarne ale wiem ze za mna najpiekniejszy czas. Obym tego nigdy nie zapomniał! W ten czas działy się rzeczy magiczne. Sama życzliwość i to od osób postronnych. Taksowkarz,pasażerowie. Wszystko czego chciałem dzialo się. Moze to wynik energi jaką wytworzylem a moze bylem odporny na ten świat. Czuje ze dostalem wiary w przyszłość. Mozliwe ze to zaraz minie a moze nie? Kanał na YT (POLSET2) . Czułem w te dni ze coś jestem wart i cos potrafię. I cos znacze. Dziekuje Ceizurscowi, Łukaszowi i Hajdukowi za to. Zaraz padne na ryj. Potem wiecej napisze.
Piękne słowa. Chyba dla wszystkich był to czas magiczny, nieważne czy było się na jednym koncercie, czy obu. Z mojej strony mogę tylko dodać, że też mam jakiś zastrzyk wiary w lepszą przyszłość, niesamowity spokój po spełnieniu się największego marzenia (będę musiała wymyśleć kolejne, bo czuję się troszkę zdezorientowana. Nie wierzę, że już po wszystkim). Jakby po tym jednym wieczorze wiele rzeczy zaczęło do siebie pasować. Cieszę się po prostu że u progu dorosłości przeżyłam tak wspaniały wieczór - chociaż krótki, pierwszy i ostatni. Usłyszałam kilka z najbardziej wyjątkowych dla mnie utworów, przez prawie dwie godziny miałam zaszczyt słuchać Mistrza na żywo i wciąż w to wszystko nie mogę uwierzyć. Żeby tylko tego nie zapomnieć, zapamiętać każdy szczegół byłoby wspaniale.
Cóż mogę powiedzieć. Od początku przygody z PH i VDGG nawet nie pozwalałam sobie mieć nadziei na koncert. Jestem w bardzo dziwnym stanie, nadal troszkę odrętwiała. Pewnie jak wszyscy
Przespałem 1,5 godziny w domu. Dalej nie mogę. Choć czuje się fizycznie bardzo,źle nie umiem odpocząć. To chyba poczucie obowiązku,świadomość że to nie koniec misji. Ja jestem type kronikarza. Teraz muszę to wszystko uporządkować(z wieloma rzeczami się z Wami,pHanemi świata i Polski podzielić) Do piero wtedy uznam,że to koniec niezykłego etapu i dusza da mi zasnąć.
Też mało śpię, bo ciagle mam wrażenie, że powinnam jeszcze coś zachować z Tamtego Wieczoru. Zawsze mam pod ręką papier, zapisałam 28 stron jednym ciągiem i nic nie wskazuję na to, że skończyłam. Bardzo dziwny czas, boję się że za kilka dni się obudzę i nic mi z tego stanu nie zostanie. Na razie chwilo trwaj, chociaż nie umiem spać, jeść ani myśleć zbyt długo o innych rzeczach niż to wszystko
A zdjęć jakiś nie zrobiłaś? Podobno się widzieliśmy
Ja się boje że przytłoczy mnie codzienność. I nie chodzi o to ,że koncert się skończyły-mam płyty,rejestracje. Lecz i morok mojej codzienności. Brak ludzi takich jak te dwa pHany obok mnie,tych małych wyzwań,które były po drodze a które udało się pokonać. To ostatnie dało mi więcej wiary w moc sprawczą. Boje się że to zaniknie. Ale mogę rzec: Warto było żyć te wszystkie lata by dla tych dwóch dni.
Powiem tak: byłam w zbyt ciężkim szoku, żeby myśleć o robieniu zdjęć, bo zupełnie nie mam takiego nawyku, kiedy dzieje się coś wyjątkowego. To było dla mnie całkiem surrealistyczno-mistyczne przeżycie i czułabym się dziwnie, robiąc zdjęcia - jakbym wycierała buty o jakieś starożytne arcydzieło, jeśli mogę to tak ująć

Ale może i jedno zdjęcie by się przydało, żebym wiedziała, że na pewno zrobiłam je osobiście i na pewno tam byłam.
Warto było żyć te wszystkie lata choćby dla niecałych dwóch godzin. Tylko smutno, że to wszystko może zatrzeć proza życia. Na razie świat wygląda zupełnie inaczej, jakoś mniej strasznie, jest bardziej uporządkowany, szczery. Pozostaje nadzieja, że coś jednak rzeczywiście się zmieniło na stałe. I to chyba ten moment miałam na myśli podspiewując "I'm waiting for something to happen here"

Nie zdarza mi się szaleńczy optymizm, więc za kilka dni mogą mnie te słowa zgorszyć. Mam nadzieję, że tak nie będzie i że nigdy nie wrócę do normalnosci