aby ukazać wam moją milość do Kjurczakow, przeczytajcie sobie co swojego czasu napisałem O Pornography:
Nie potrafię wyobrazić sobie swojego życia bez tej płyty. Poznałem ją przed 9 laty kiedy byłem jeszcze w klasie maturalnej. Pamiętam nawet iż gdy wychodziłem ze sklepu muzycznego padał śnieg, zakrywając cały świat białym całunem. A potem powrót do domu i pierwsze przesłuchanie: to był prawdziwy cios prosto w serce. Po raz pierwszy ktoś w tak przejmujący sposób nazwał wszystkie uczucia które wtedy mą targały. Wczytując się w teksty Roberta czułem jakby ktoś czytał mi w myślach....A do tego jeszcze ta muzyka: mroczna, zimna, przywolująca na myśl malastwo Muncha. I w ten sposób Pornography stała się jedną z płyt mojego życia. Była ze mną w chwilach największych życiowych niepowodzeń i radości....wtedy gdy już tylko muzyka mogła ukoić ból rozłąki. Na tym albumie nie ma słabego numeru; począwszy od One hundred years, w którym posępne dzwięki perkusji wbijają nas w fotel, poprzez neurotyczne Siamense twins, na kakofonicznej pieśni tytułowej skończywszy. Ta płyta jest niczym podróż w samo jądro ciemności, tam gdzie nikt już nie uslyszy naszego wołania. Jest to jednak podróz jak najbardziej potrzebna bo skonfrontowani z najglębszymi lękami jesteśmy pozniej silniejsi i jakby bardziej pewni siebie.....Mrok pornografii uczuć pozwala nam odkryć istotę naszej egzystencji
Nie potrafię wyobrazić sobie swojego życia bez tej płyty. Poznałem ją przed 9 laty kiedy byłem jeszcze w klasie maturalnej. Pamiętam nawet iż gdy wychodziłem ze sklepu muzycznego padał śnieg, zakrywając cały świat białym całunem. A potem powrót do domu i pierwsze przesłuchanie: to był prawdziwy cios prosto w serce. Po raz pierwszy ktoś w tak przejmujący sposób nazwał wszystkie uczucia które wtedy mą targały. Wczytując się w teksty Roberta czułem jakby ktoś czytał mi w myślach....A do tego jeszcze ta muzyka: mroczna, zimna, przywolująca na myśl malastwo Muncha. I w ten sposób Pornography stała się jedną z płyt mojego życia. Była ze mną w chwilach największych życiowych niepowodzeń i radości....wtedy gdy już tylko muzyka mogła ukoić ból rozłąki. Na tym albumie nie ma słabego numeru; począwszy od One hundred years, w którym posępne dzwięki perkusji wbijają nas w fotel, poprzez neurotyczne Siamense twins, na kakofonicznej pieśni tytułowej skończywszy. Ta płyta jest niczym podróż w samo jądro ciemności, tam gdzie nikt już nie uslyszy naszego wołania. Jest to jednak podróz jak najbardziej potrzebna bo skonfrontowani z najglębszymi lękami jesteśmy pozniej silniejsi i jakby bardziej pewni siebie.....Mrok pornografii uczuć pozwala nam odkryć istotę naszej egzystencji