Mnie , po prostu, zmęczył. Jak sam dobrze wiesz Lynch wielokrotnie myli w nim tropy - jako widz co pół godziny zaczynasz układać wszystko w jakąś całość - próbujesz powiązać wątki, oddzielić wyobrazenia, sen, zmyślenie od rzeczywistości - i dostajesz obuchem po głowie, bo kolejna scena burzy misternie zbudowany "domek z kart" i musisz zacząć cały ten proces od początku.
Za jakimś piątym razem miałem dosyć. Zmęczyło mnie to i wyszedłem z seansu.
Uważam, że film jest bełkotem. Nie tłumaczy Lyncha tutaj nadwyrężana przez niego w swojej twórczości "logika snu". To nieudany eksperyment. Także dowód spadku formy. Komponowanie (czy też tworzenie filmu) polega na odrzucaniu wszystkiego co zbędne, a w tym przypadku mam wrażenie, że David nie chciał zmarnować niczego co przez kilka lat nakręcił i "powsadzał" do obrazu jak najwięcej się da.
Ps. Hennosie cieszę się, że choć Tobie podobał się ten film. Cieszy mnie to, że nie zawsze musimy się zgadzać.