Doprawdy nie wiem co tak kontrowersyjnego miałby kryć w sobie tekst "Still Life". Nie wydaje mi się owy bardziej obrazoburczy od "Gog" czy tez "ekshibicjonistyczny" niż większość liryków na "Over". Jak każdy poetycki tekst jest on wieloznaczny, wielopoziomowy, i na jednym z poziomów można odbierać owy jako impresję na temat stażu małżeńskiego (co piszący te słowa przez wiele lat tak rozumiał - co tez miało odbicie w dedykacji tego właśnie utworu na ślubie przyjaciela, wraz z "No More Shall We Part" Nicka Cave’a). Nie rozumiem również pytania, jakoby Hammill miał tu być samolubny.
Myślę, że wiele światła na te kwestię rzuci wypowiedź Petera, której udzielił w 1976 roku Geoffowi Bartonowi dla magazynu "Sounds" (za "Van der Graaf Generator - The Book" Jima Christopulosa i Phila Smarta, Phil & Jim 2005, ss, 230): "Still Life" is a very dark song. It's a song abort immortality - dark immortality… what the song actually says is "It's terrible not to be able to die, it's much better to have a life and then finish the story."
Myślę, że ta wypowiedź jest na tyle zrozumiała, że nie będę owej spolszczał. Na innym poziomie jest to poetycki esej na temat co tracimy uzyskując nieśmiertelność (w sensie nieśmiertelności ciała w naszym wszechświecie), która nie musi się okazać błogosławieństwem, ale jest raczej przekleństwem. Jak widać, zarówno potraktowanie tego tematu jako egzegezę stanu małżeńskiego jak i rozprawę na temat zalet i wad nieśmiertelności prowadzi nas do tego, że tekst dotyczy raczej "ogólnego" tematu, niż konkretnych wydarzeń z życia Petera Hammilla (jak to było w przypadku "Over"), co sprawia, że pytanie o samolubność artysty w tym właśnie tekście nie jest niczym uzasadnione.
Co do wątku science fiction - to w pewien odległy sposób można powiązać temat tego utworu z powieścią Isaaca Asimova "Koniec wieczności" (Iskry 1969).
Czy jest to przestroga przed związkiem z jedną osobą na całe życie? Chyba również należałoby odpowiedzieć przecząco, skoro całość kończą słowa: "Hers forever in still life." Ja odbieram to jako (w sumie pełną rezygnacji) ale jednak afirmację związku małżeńskiego.
Dodam jedynie, że "Still Life" (choć nie odważyłbym się tego tłumaczyć jako malarski termin martwa natura (po angielsku still-life)) to jeden z moich ulubionych utworów (zarówno tekstowo jak i muzycznie) z repertuaru VdGG. Miałem okazję słuchać owy trzy razy na żywo (dwa razy w wykonaniu Hammilla - Bydgoszcz 1995, Kraków 1999 oraz raz zagrany przez Van der Graaf Generator - Bydgoszcz 2007).
Czy zauważyliście, że następny na płycie temat "La Rossa" to studium namiętności i pożądania - w jakiś "perwersyjny" sposób dopełniający/kontrapunktujący "Still Life".
Na koniec: nie uważam by w tekstach Petera Hammilla było "bardzo dużo jadu skierowanego do kobiet".
Usunięto znaki specjalne - Hennos.