No i już po… Najbardziej żałuje, że nie miałem kamery ponieważ okazało się, że można było bezkarnie filmować. Mam nagrane większość koncertu ale niestety tylko na komórce. Sam koncert… fenomenalny. Wiedziałem, że będzie super ale czegoś takiego to się nie spodziewałem. Największym zaskoczeniem był dla mnie młody Michael Bernier, chłopak idealnie wpasował się w środowisko King Crimson. Oprócz znakomitej gry na champman stick popisał się niezłą grą na perkusji. Wokalnie też świetnie wypadł w Indiscipline podczas którego zapomniałem o nieobecności Frippa i Belew. Słuchając na żywo Elephant Talk oraz Indiscipline doszedłem do wniosku, że właściwy odbiór muzyki King Crimson jest w stanie zagwarantować tylko występ na żywo. Nigdy wcześniej nie odczuwałem takich emocji podczas słuchanie tych dwóch utworów. Nawet jeśli mieliby grać samo Indiscipline to i tak byłoby warto iść na ten koncert. Nie jestem w stanie teraz spamiętać nazw wszystkich utworów, które wywary na mnie równie wielkie wrażenie ale na pewno był to utwór o nazwie „Sleep is Wrong”. Z tego co zrozumiałem to nie jest to utwór autorstwa Stick Men tylko jakiegoś mało znanego amerykańskiego zespołu ale wykonanie było genialne. Podczas tego utworu myślałem, że stracę słuch albo umrę na zawał serca, jednak widząc reakcję publiczności nie byłem w tym temacie odosobniony. Muszę przyznać, że to chyba najgłośniejszy koncert na jakim byłem, po wyjściu z filharmonii miałem tylko pisk w uszach. Oczywiście nie jest to wyznacznikiem jakości koncertu ale zdecydowanie pozytywnie wpłyneło na ogólny odbiór.
Proszę tego nie traktować jako recenzje z koncertu tylko jako chaotyczną wypowiedź osoby pod wpływem emocji pozostawionych po koncercie
Aha, dziś jest koncert w Opolu więc jak ktoś może się tam udać to gwarantuję, że nie będzie żałować