Pokaż wiadomości

Ta sekcja pozwala Ci zobaczyć wszystkie wiadomości wysłane przez tego użytkownika. Zwróć uwagę, że możesz widzieć tylko wiadomości wysłane w działach do których masz aktualnie dostęp.


Wiadomości - mahavishnu

Strony: 1 ... 5 6 [7] 8 9
91
Dyskusje muzyczne i nie tylko / Odp: Aktualnie słucham...
« dnia: 20 Lipca 2011, 23:09:14 »
Genesis - ,,Wind and wuthiring'' (1977)
 Ocena 10/10
O, i pod tym mogę i ja się podpisać. "Wind & Wuthering" to wspaniały i chyba najlepszy (a przynajmniej ja stawiam go wyżej od "Trick of a Tail") przykład możliwości kompozytorskich Genesis po odejściu Gabriela. Takie utwory jak "One for the wine" czy rozmarzone "Afterglow" to zaprawdę jedne z najlepszych utworów Genesis. Chyba sobie włączę zaraz :) U mnie jak na razie "The Geese & The Ghost", a więc też blisko klimatami. Ta płyta urzeka swoim bajkowym nastrojem, mogę jej słuchać na okrągło.


Ja ,,The geese and the ghost'' przypomnialem sobie jakiś tydzień temu i rzeczywiście słucha się  tego nadal znakomicie. Jest to chyba najbardziej spójna płyta Anthony Philipsa i bodaj najambitniejsza , nie licząc tych projektów akustycznych. Momentami faktycznie mocno może kojarzyć się z ,,Wind and wuthering'' - choćby ,,Which way the wind blows'' czy też ,,..God if I saw her now'', w których zaśpiewał gościnnie Phil Collins. Następna ,,Wise after the event'' była także bardzo dobra ale brakowało jej już tej jednorodności , zaczęły się pojawiać pierwsze kompromisy , stąd trochę banalnych dzwięków (Anthony Phillips to jeszcze jeden artysta , który miał problemy z wytwórniami , które chciały go przerobić na wykonawcę bardziej ,,piosenkowego''. Tymczasem Phillips nie specjalnie do tej formuły pasował.

92
Dyskusje muzyczne i nie tylko / Odp: Aktualnie słucham...
« dnia: 20 Lipca 2011, 11:52:38 »
Genesis - ,,Wind and wuthiring'' (1977) -  najbardziej malarski i wysmakowany brzmieniowo album w dorobku zespołu. Nie dziwię się , że jest to ulubiony album grupy Tony Banksa(choć w niektórych wywiadach wskazuje także ,,The lamb lies down on Broadway''). Prawdziwa kopalnia pereł. Muzyka , której można słuchać po wielokroć i zupełnie się nie nudzi (tylko ,,Your own special way może nieco traci z czasem - szkoda , że zespół nie umieścił tu kompozycji ,,Inside and out'', która wyszła tylko na maksisinglu). Ta płyta nie oddziaływuje może od razu na słuchacza tak szybko jak np. ,,A trick of the tail'' , ale warto się nad nią pochylić na dłużej - wtedy zyskuje na wartości z każdym przesłuchaniem i dostarcza wielu wzruszeń i emocji. Ostatnie arcydzieło zespołu.
 Ocena 10/10

93
Dyskusje muzyczne i nie tylko / Odp: Aktualnie słucham...
« dnia: 20 Lipca 2011, 00:54:45 »
Mike Oldfield  -  ,,Tubular bells'' (1973) -  najsłynniejszy ale czy faktycznie najlepszy album Mike'a ? Osobiście wolę takie jego płyty jak : ,,Hergest ridge'' lub ,,Incantations''.
  7/10

94
Dyskusje muzyczne i nie tylko / Odp: Aktualnie słucham...
« dnia: 20 Lipca 2011, 00:11:25 »
Rush - ,,Counterparts'' - uwielbiam ten zespól za muzykę z lat 1976 - 1994 , ale niestety jest to ostatni album tej grupy , który zrobił na mnie duże wrażenie. Pózniejsze płyty zupełnie mnie nie przekonały.
  8,5/10

95
Dyskusje muzyczne i nie tylko / Odp: Aktualnie słucham...
« dnia: 20 Lipca 2011, 00:02:40 »
Moody Blues -  ,,Seventh sojourn'' (1972) - ostatni album z klasycznego okresu. Majestat , subtelność i romantyzm w stanie czystym. Moim zdaniem ostatni wielki album zespołu. Potem zespól zawiesił działalnosć aż na 6 lat. Szkoda bowiem były to przeciez złote czasy takiej muzyki. Tym bardziej , że albumy solowe członków zespołu generalnie rzecz biorąc nie mogły zrekompensować okresu milczenia grupy (Ray Thomas nagrał przeciętny album , szczególnie zawiódł mój ulubiony muzyk zespołu Mike Pinder - człowiek , który pisał wspaniałe utwory dla zespołu np.,,OM'' ,,,My song'' na swojej płycie ,,Promise'' (1976) umieścil zbiór błahych  kompozycji pozbawionych zupełnie sily wyrazu). Nie zawiódł Justin Hayward swoim albumem   ,, Songwriter''(1977)'' , no i nie można oczywiście zapominać o przepięknym wspólnym dziele Haywarda i Lodge'a ,,Blue jays''(1975).    ,,Seventh sojourn'' : 9/10

96
Dyskusje muzyczne i nie tylko / Odp: Aktualnie słucham...
« dnia: 19 Lipca 2011, 23:45:28 »
Myśle ze kate nigdy nie stroniła od piosenkowych schematów co potwierdzaja tez jej wcześniejsze ( od Hounds) plyty na przyklad debiut czy tez genialne Dreaming- nie wydaje mi sie tez by pisała piosenki pod wytwornię- ona zawsze starala sie byc niezależna a ze akurat kilka tych nagran okazało sie przebojami nic nie zmienia w jej podejsciu do muzykii ktore zawsze było bardzo na przekór wszelkim trendom...
Jeżeli chodzi o wytwórnie płytową to trzeba pamiętać , że w latach 80-tych zmieniły się  relacje na linii artysta - wytwórnia płytowa. Wielu artystów podkreśla w wywiadach , że w latach 70-tych mieli bądz całkowitą swobodę w tworzeniu lub była ona znaczna. Natomiast w latach 80-tych wytwórnie coraz brutalniej ingerowały w proces powstawania albumów. Jednym  z przykładów może być tu choćby historia grupy Camel : ich albumy z lat 1974 - 1976 powstawały w warunkach nieskrępowanej swobody  , natomiast te z lat 1980 - 1984 to właściwie permanentna walka z wydawcą , który narzucał nagrywanie singli , nie zezwalał na publikowanie niektórych nagrań (vide ,,Stationary traveller''. Doprowadziło to do tego , że Andy Latimer został całkowicie na lodzie bez kontraktu płytowego, bowiem nie chciał nagiąć się do obowiazujacych reguł.Ten przykład jest tylko wierzchołkiem góry lodowej tego procesu , bo przeciez takich faktów możnaby wskazac mnóstwo.

97
Dyskusje muzyczne i nie tylko / Odp: Aktualnie słucham...
« dnia: 19 Lipca 2011, 16:06:00 »
Kate Bush - ,,Hounds of love'' - znakomity album , trochę zmarnowana szansa na arcydzieło. Gdyby taką muzykę nagrano w latach 70-tych  byłby to z pewnością album absolutnie wybitny. A dlaczego nie jest : bardzo przeszkadzaja mi dwie rzeczy :
1. Kompromisy - cała pierwsza strona płyty to niemal wyłącznie nagrania , które zostały wydane na singlach , cóż w latach 80-tych bez hitu ani rusz
2. Produkcja płyty - koszmarne brzmienie perkusji a la lata 80-te, głośne , nachalne , mechaniczne , pozbawione finezji , razi to na stronie A płyty właśnie w nagraniach przebojowych. Natomiast druga strona albumu i suita ,,Ninth wave '' to rzecz wyborna , tutaj trudno przyczepić się do czegokolwiek.
Strona A : 6/10 , strona B : 9/10

Nie zgadzam się. To ze utwory wyszły na singlu nie jest niczym złym. Jak by wyszły na singlach w latach 7tych to było by ok? No i nie wszystkie były hitami. Ja lubie brzmienie lat 80tych a nawet wolę te dekadę od innych.

Nie chodzi oczywiście o to , aby potępiać w czambuł single , dobrą piosenkę także nie jest łatwo stworzyć. Nie podzielam pogladu Sebastiana , że ten album jest spójny stylistycznie w całości , bowiem ta pierwsza strona ,,gryzie'' mi się z drugą . Pierwsza jest jakby robiona pod ,,masy'' i wytwórnię płytową natomiast druga wyraża w pełni ambicje i zamierzenia artystyczne Kate Bush. Większość piosenek  ze strony A to naprawdę dobre utwory (np. ,,Cloudbusting'' czy też ,,Hounds of love''). Szkoda tylko , że ich aranżacje zostały wygładzone do piosenkowych schematów. Rytmicznie są natomiast po prostu monotonne i toporne ( tu bardziej jest to zarzut nie do Kate Bush ale do całej produkcji płyt z tej dekady). To wyeksponowanie brzmienia perkusji pozbawiło te utwory głębi i finezji . Oczywiście jak ktoś lubi sound muzyki z lat 80 -tych nie będzie mu to przeszkadzać , ja po prostu wolę , aby poszczególne elementy muzycze były w miarę możliwości wypośrodkowane w procesie produkcji muzyki na płytę. Taki model obowiazywał choćby w latach 70-tych. Zresztą do czego doprowadziła ta dominująca rola czynnika rytmicznego widać wyrażnie we współczesnej muzyce rockowej w wielu jej gatunkach. Podzielam natomiast pogląd Sebastiana , że ,,Hounds of love''jest to najlepsza płyta artystki.

98
Dyskusje muzyczne i nie tylko / Odp: Aktualnie słucham...
« dnia: 18 Lipca 2011, 19:22:19 »
Kate Bush - ,,Hounds of love'' - znakomity album , trochę zmarnowana szansa na arcydzieło. Gdyby taką muzykę nagrano w latach 70-tych  byłby to z pewnością album absolutnie wybitny. A dlaczego nie jest : bardzo przeszkadzaja mi dwie rzeczy :
1. Kompromisy - cała pierwsza strona płyty to niemal wyłącznie nagrania , które zostały wydane na singlach , cóż w latach 80-tych bez hitu ani rusz
2. Produkcja płyty - koszmarne brzmienie perkusji a la lata 80-te, głośne , nachalne , mechaniczne , pozbawione finezji , razi to na stronie A płyty właśnie w nagraniach przebojowych. Natomiast druga strona albumu i suita ,,Ninth wave '' to rzecz wyborna , tutaj trudno przyczepić się do czegokolwiek.
Strona A : 6/10 , strona B : 9/10

99
Dyskusje muzyczne i nie tylko / Odp: Aktualnie słucham...
« dnia: 18 Lipca 2011, 19:10:09 »
VdGG - ,,Quiet zone/pleasure dome'' - z każdym wysłuchaniem tego albumu zyskuje on w moich oczach i uszach  :). Nie jest to już wprawdzie ten wielki zespół co w latach 1969 - 1976 ale wciaż potrafi nagrywać perełki takie jak : ,,The siren song'' , ,,The wave'' czy też ,,Cat's eye/Yellow fever''. ,,Chemical world'' brzmi natomiast trochę jak odrzut z sesji. Generalnie 7/10

100
Dyskusje muzyczne i nie tylko / Odp: Aktualnie słucham...
« dnia: 18 Lipca 2011, 18:48:56 »
VdGG - ,,The least we can do is wave to each other'' -  chyba jednak pierwszy album zespolu  :-\ (Peter Hammill  tak  właśnie uważa). Pierwszy i od razu ocierający sie o wielkość , ukazujący ogromny potencjał i możliwości zespołu. Zapoczątkował on złotą serię zespołu : sześć pod rząd wspaniałych albumów , z których każdy może dziś być uznany za kanon rocka lat 70-tych. Bardzo niewielu wykonawców mogłoby pochwalić się takim pasmem artystycznych dokonań.  W latach 1969 - 1976 grupa przypominała króla Midasa , czego się nie tknęła zamieniało się w zloto. W tym mniej więcej czasie analogicznie wyglądała sprawa w przypadku King Crimson (1969 - 1974).


zgadzam sie w 100 procentach

Ja jednak nie do końca. Po latach wracam do tego albumu w zasadzie dla dwóch fragmentów: Darkness i After The Flood... patrząc na czasy, można stwierdzić, ze jest to prawie w połowie znakomita płyta :) Co do początków zespołu, to chyba już Octopus zwiastował to co ma nadejść...

Według  mnie płyta ociera się o wielkość ponieważ zawiera trzy wyśmienite utwory - kanon VdGG  : ,,Darkness'' , ,,After the flood'' oraz ,,Refugees''. Bardzo dobry jest ,,White hammer'' , aczkolwiek nieco nierówny. Poziomem od albumu odstają trochę ,,Out of my book'' - urokliwa ballada ale nic poza tym , najsłabszy jest natomiast ,,Whatever would Robert have said''. Generalnie jak dla mnie 8/10

101
Dyskusje muzyczne i nie tylko / Odp: Aktualnie słucham...
« dnia: 17 Lipca 2011, 23:40:58 »
VdGG - ,,Trisector'' - mimo braku Davida Jacksona to jednak zdecydowanie mój ulubiony album zespołu z XXI wieku. Czytałem ostatnio recenzję tej płyty na stronie ArtRock.pl , album został totalnie schlastany , a ja tylko zastanawiałem się cały czas czy słuchaliśmy dokładnie tą samą płytę. Nie jest to może monolit , jednak pod wieloma względami jest to album wyśmienity , fakt nierówny , zdarzają się ,,sęki'' (np. ,,The hurlyburly' , ale jest niemało utworów , których słuchanie sprawia niekłamaną satysfakcję artystyczną). No i jest tutaj utwór , którym może chlubić się współczesna muzyka rockowa - ,,Over the hill''. Słuchając tego samego dnia tego albumu i najnowszej płyty Yes muszę przyznać , że VdGG jest znacznie bardziej przekonujący. Generalnie : 8/10.

102
Dyskusje muzyczne i nie tylko / Odp: Zappa vs Hammill
« dnia: 17 Lipca 2011, 23:18:30 »

Zgadzam się co do  "A Way Out"
Jeszcze raz powtarzam-Nie chcę dyskredytować Frnciszka :) Tylko protestuje przciwko twirdzenium jakoby werstwa muzyczna ustę powała tej tekstowej u Hammilla. To ze nie lubie wielu płyta Zappy albo lubie tylko fragmenty a danej płycie wnika z tego że np jest często w jego muzyce element Bluesa którego nie trawię i nawet "Where the mouth is" na "The Noise" Hammilla mnie drażni. No często mnie ta muzyka męczy,jest strasznie "przegadana"  Uwielbiam w całości album "Over-Nite Sensation"  I jest to podobnie jak Joe's Grage płyta na której teksty sa ważne ("I'm The Slime") Co cikawe Zappa wolał słuchać muzyki bez tekstu i pisał je bo ludzie tego chcieli ale to właśnie teksty przysporzyły mu fanów. Jego bunt,prześmiewczość ,nie uznawanie świetności-To kocha młodzież. I Wtedy i dziś   

W sumie tego bluesa to nie znajdziesz u niego tak dużo , więcej takich bluesowych klimatów jest na ,,Bongo fury'' (1975) - Captain Beefheart firmował ten album razem z nim stąd taka stylistyka , mocno rhythm'and bluesowa jest także ,,Zoot allures'' (1976) , na pozostałych albumach bluesa jest b. mało , najczęściej jakies pojedyńcze utwory. Sam Zappa w pewnym stopniu wychował sie m.in. na bluesie (na jego liście 10 najlepszych płyt wszechczasów byly bodajże 2 płyty bluesowe). Ja sam bluesa nie trawię zupełnie , natomiast Zappę uwielbiam , a wynika to między innymi z tego , że elementów bluesa jest u niego niewiele. Widzisz dla mnie akurat ,,Overnight sensation'' jest zanadto przegadana jak na niego. Ale to zawsze kwestia gustu i podejścia do muzyki. Teksty z pewnością mu pomogły , ponieważ często są po prostu przezabawne i bezpretensjonalne. Franciszek chyba wiedział , że nie ma talentu literackiego i postawił na satyrę , w której był znakomity , zresztą to świetnie korespondowało z jego osobowoscią. Hammill miał zawsze tendencję do patosu natomiast Zappa unikał go jak ognia.

Taka wspaniała satyra to tez wielki talent literacki. Sformułowanie "tendencje"  brzmi pejoratywnie. W tym siła Hammilla a poza tym odstępował od tego często (co nie zawsze wychodziło mu literacko na dobre) "Vote Brand X" "Auto" Ale satyry tez próbował  "Like a Shot, the Entertainer" Mówiąc krótko Hammill eksperymentował zarówno muzycznie jak i literacko.

Jeżeli chodzi o tendencję do patosu w przypadku Hammilla to akurat za to go uwielbiam. Jego patos nigdy nie jest koturnowy i kiczowaty , a z tym to różnie w muzyce rockowej bywało.

103
Dyskusje muzyczne i nie tylko / Odp: Aktualnie słucham...
« dnia: 17 Lipca 2011, 16:53:10 »
Yes - ,,Fly from here''

104
Dyskusje muzyczne i nie tylko / Odp: Zappa vs Hammill
« dnia: 17 Lipca 2011, 16:41:46 »

Zgadzam się co do  "A Way Out"
Jeszcze raz powtarzam-Nie chcę dyskredytować Frnciszka :) Tylko protestuje przciwko twirdzenium jakoby werstwa muzyczna ustę powała tej tekstowej u Hammilla. To ze nie lubie wielu płyta Zappy albo lubie tylko fragmenty a danej płycie wnika z tego że np jest często w jego muzyce element Bluesa którego nie trawię i nawet "Where the mouth is" na "The Noise" Hammilla mnie drażni. No często mnie ta muzyka męczy,jest strasznie "przegadana"  Uwielbiam w całości album "Over-Nite Sensation"  I jest to podobnie jak Joe's Grage płyta na której teksty sa ważne ("I'm The Slime") Co cikawe Zappa wolał słuchać muzyki bez tekstu i pisał je bo ludzie tego chcieli ale to właśnie teksty przysporzyły mu fanów. Jego bunt,prześmiewczość ,nie uznawanie świetności-To kocha młodzież. I Wtedy i dziś   

W sumie tego bluesa to nie znajdziesz u niego tak dużo , więcej takich bluesowych klimatów jest na ,,Bongo fury'' (1975) - Captain Beefheart firmował ten album razem z nim stąd taka stylistyka , mocno rhythm'and bluesowa jest także ,,Zoot allures'' (1976) , na pozostałych albumach bluesa jest b. mało , najczęściej jakies pojedyńcze utwory. Sam Zappa w pewnym stopniu wychował sie m.in. na bluesie (na jego liście 10 najlepszych płyt wszechczasów byly bodajże 2 płyty bluesowe). Ja sam bluesa nie trawię zupełnie , natomiast Zappę uwielbiam , a wynika to między innymi z tego , że elementów bluesa jest u niego niewiele. Widzisz dla mnie akurat ,,Overnight sensation'' jest zanadto przegadana jak na niego. Ale to zawsze kwestia gustu i podejścia do muzyki. Teksty z pewnością mu pomogły , ponieważ często są po prostu przezabawne i bezpretensjonalne. Franciszek chyba wiedział , że nie ma talentu literackiego i postawił na satyrę , w której był znakomity , zresztą to świetnie korespondowało z jego osobowoscią. Hammill miał zawsze tendencję do patosu natomiast Zappa unikał go jak ognia.

105
Dyskusje muzyczne i nie tylko / Odp: Aktualnie słucham...
« dnia: 17 Lipca 2011, 16:23:57 »
Renaissance  -  ,,Scheherazade and other stories'' (1975) -  moim zdaniem najlepsza płyta tego zespołu. Annie Haslam w szczytowej formie , pięknie wykorzystała tu te swoje pięć oktaw. Suita ,,Song of Scheherazade'' to istna definicja piękna. Jak to mawiał Tomek Beksiński ,,przy takiej muzyce można sie nauczyć latać''.

Strony: 1 ... 5 6 [7] 8 9