Pokaż wiadomości

Ta sekcja pozwala Ci zobaczyć wszystkie wiadomości wysłane przez tego użytkownika. Zwróć uwagę, że możesz widzieć tylko wiadomości wysłane w działach do których masz aktualnie dostęp.


Wiadomości - mahavishnu

Strony: 1 ... 7 8 [9]
121
Dyskusja van der graafowa / Odp: Album koncertowy "VITAL" (1978)
« dnia: 12 Lipca 2011, 23:33:27 »
A ja Vital bardzo lubię i wcale mi nie przeszkadza nowo falowe podejscie do kompozycji- stare klasyczne dzieła VDGG brzmia moim zdaniem bardziej punkowo i nawet pioneers robi podobne wrazenie- ta plyta jest o wiele bardziej szalona niz mozna by od Grafów oczekiwać no i do tego znakomity spiew PH- bardzo agresywny i   świdrujący w głowie na dlugo po zakonczeniu sie plyty. Moze rzeczywiscie brakuje tutaj Jaxona lecz Smith spisuje sie znakomicie a jego skrzypce swietnie wpasowuja sie wklimat plyty nadając całosci inny nieznany dotad wymiar. Oceniajac tą plyte nie mozna także zapomniec ze w momencie jej ukazania scena muzyczna sie zmieniła- pojawił sie punk i nowa fala, nie nazwał bym tego wydawnictwa komformistycznym bowiem PH zawsze szedł z duchem czasu i gdyby calą karierę nagrywał Lemmingi i inne Losty, jego dzisiejsza pozycja z pewnoscią byłaby słabsza. Artysta musi sie bowiem rozwijać nawet jesli kosztem całkowitej wolty stylistrycznej( vide Miles Davis i plyta Bitches brew- dla wielu fanow jazzu nie do przyjecia w momencie jej wydania lub  B. Dylan po wydaniu elektrycznego Highway 61)

Oczywiście zdaje sobie sprawę , że mój dystans do tej płyty wynika w dużej mierze z tego , iż estetyka nowofalowa jest mi zupełnie obca , stąd trudności z pozytywną recepcją tej muzyki. Album jest dość kontrowersyjny w sensie stylistycznym, dlatego siłą rzeczy będzie budził wątpliwości. Te przykłady z Davisem i Dylanem są dość niebiezpieczne bowiem jednym z najistotniejszych powodów ich wolty stylistycznej były nie tylko wewnętrzne potrzeby redefinicji swojego języka muzycznego , ale także chęć otworzenia się na szersze grono słuczaczy. A wiadomo jakie niesie to za sobą konotacje. Miles Davis w swojej autobiografii przyznaje wprost , że nie chciał grać tylko muzyki jazzowej , która stopniowo stawała się passe , stąd otworzenie sie na muzyke rockową i elektryfikacja brzmienia. Wewętrzna metamorfoza a potrzeby rynku  to zatem dość skomplikowane i niejedoznaczne kwestie. Oczywiscie Davis nie kierował się li tylko względami komercjalnymi , co doskonale pokazują jego dwie fundamentalne płyty ,,In a silent way'' i ,,Bitches brew'' , przesiąknięte duchem eksperymentatorstwa i niełatwe w odbiorze. Dylan także świetnie zdawał sobie sprawę , że granie akustycznej odmiany folk rocka zamknie go w swoistym gettcie, odgradzając od szerszego grona słuchaczy. Davis i Dylan zmieniając stylistyczne oblicze zrobili to jednak w wielkim artystycznym stylu , tworząc swoje fundamentalne albumy , które wyznaczyly rozwój muzyki w swoim gatunku. W wypadku Hammilla ta zmiana stylistyczna nie wyniosla go wcale na żadne nowe muzyczne wyżyny. Dzisiaj po latach widać wyraznie , że VDGG zdobył poczesne miejsce w panteonie muzyki rockowej lat 70-tych nie dzięki płytom z lat 1977-1978 , ale albumom nagranym w latach 1969-1976 . Te płyty z lat 1977-1978 to tylko takie zwieńczenie działalności zespołu . Kto postawiłby ten zespół w muzycznej ekstraklasie , gdyby nagrał tylko te ostatnie dwie płyty, zapewne niewielu , były to ,,tylko'' bardzo dobre albumy rockowe. To nie one wyznaczały jednak definicję muzyki rockowej lat 70-tych.  Generalnie rzecz biorąc to szkoda , ze zespół nie pokusił sie o wydaie albumu koncertowego np. w 1976 roku w klasycznym składzie. Obawiam się , że w archiwach chyba nie ma żadnych taśm z nagraniami zespołu z lat 1970-1976 , świadczą o tym choćby te bonusy na remasterach , niestety w podłej jakości, pochodzące z bootlegów. Nie mamy zatem żadnej koncertowej wizytówki zespołu z tych ,,złotych lat'' , nie licząc bootlegów i nagrań wideo. Wielka szkoda.

122
Ja także zdecydowanie wspieram ,,World record''. Z całym szacunkiem dla ,,Trisectora'' ale to jednak już nie ta klasa. Przede wszystkim ,,World record'' to album niezwykle równy , wszystkie kompozycje przemyślane , dopieszczone aranżacyjnie , obfitujące w ciekawe solówki. Słuchając tej płyty zupełnie się nie nudzę , wręcz przeciwnie. Nie jest to może muzyczna ekstaza na miarę ,,Pawn hearts'' jednak mimo wszystko album jest doskonały i ja w nim nie widzę większych ,,sęków''. ,,Trisector'' to album udany , jednakże piekielnie nierówny : od staroświeckiego i rażącego banałem ,,Hurlyburly'' , dość siermiężnego jak na VDGG ,, Drop dead'' po rzeczy zachwycające ,, (We are) not here'' i wręcz rewelacyjne ,,Over the hill'' - moim zdaniem to jedyny utwór VDGG z XXI wieku , który można postawic spokojnie obok klasyków z lat 70-tych.

123
Dyskusja van der graafowa / Odp: Album koncertowy "VITAL" (1978)
« dnia: 12 Lipca 2011, 00:59:57 »
No to ja niestety będę musiał się wyłamać z tego zachwytu nad tym albumem  i to bynajmniej nie z przekory. Poznałem ten album jeszcze w wersji 1 cd kupionej w ciemno jakieś 17 lat temu i od razu ewidentnie mi nie podeszła. W przeciwieństwie do wszystkich wcześniejszych płyt (wyjątkiem jest ,,Quiet zone..'' , które wydało mi się przeciętne z różnych względow , ale to już zupełnie inny temat). Po latach wróciłem do ,,Vital'' ponownie i ... reakcja była analogiczna. Oczywiście wszystko sprowadza się do kwestii subiektywnych, bo przecież nie jest to zwrot w kierunku komercji , po prostu dla mnie jest to w sensie stylistycznym wolta niekorzystna.
Co  mi nie odpowiada :
- rażący brak organów Bantona  i saksofonu Jacksona (wprawdzie wystąpił on na tym koncercie , ale z powodu problemów technicznych jego partie  nagrały się w szczątkowej postaci - na magnetofonie 24 ścieżkowym partie Jacksona były tylko na jednej ścieżce , która się nie nagrała i Evans musiał dokonywać cudów w czasie miksu , aby jakoś to zabrzmiało dokonując różnych edycji ścieżek , gdzie było slychac trochę dzwięki saksofonu)
- uproszczenie aranżacji nie wpłyneło korzystnie na muzykę , mimo wszystko brzmi to mniej oryginalnie , zagubiło się to niepowtarzalne brzmienie , duch eksploracji sonorystycznych , czasami zespół ociera się mocno o taki typowy rockowy mainstream , co w wypadku VDGG nie musi być zaletą
- brzmienie surowe , kostyczne , jak dla mnie zanadto monochromatyczne , brakuje różnych odcieni i smaczków sonorystycznych , które występowały w składzie klasycznego kwartetu
-  nie podzielam zachwytu nad koncertowymi ,,Pionierami'' -  wersja koncertowa została pozbawiona tej natchnionej kosmiczno - psychodelicznej aury , brak jej wysublimowania brzmieniowego i aranżacyjnego , utwór o takiej tematyce przerobiony na wersję zgoła nowofalową  to jakby pozbawienie go skrzydeł fantazji i ekstrawagancji , która występowała w oryginale , zanadto przyziemne
- skrzypek Graham Smith nie do końca pasuje do tego składu , jego gra jest , jak na mój gust , zanadto eklektyczna i staroświecka ( dobrze słychać to szczególnie na ,,Quiet zone..'')
-  1978 rok to czasy apogeum popularności nowej fali  , to rodzi jednak mimo wszystko pewne wątpliwości , czy ta wolta stylistyczna zespołu nie była jednak  po części aktem konformizmu , pamiętam oczywiście o prekursorskim ,,Nadirze'' sprawa jest dośc delikatna , pewien osad jednak pozostaje
- z całym szacunkiem dla nowych kompozycji na tej płycie - według mnie są one o klasę gorsze od tych z lat 1969-1976
- Grzegorz Kszczotek w ,,Tylko rocku'' wycenił ten album na 3 1/3 i w gruncie rzeczy podzielam jego zdanie

124
Dyskusje muzyczne i nie tylko / Odp: Aktualnie słucham...
« dnia: 11 Lipca 2011, 18:53:04 »
VDGG - ,,World record'' - znakomity album , bez słabych punktów , dla mnie ostatni wielki album zespołu. Szkoda , że po jego nagraniu odeszli Banton i Jackson.

Frank Zappa - ,,Joe's garage'' - jeden z moich ulubionych albumów Franciszka Wielkiego , można go słuchać po wielokroć. Moim zdaniem to znakomity wstęp do twórczości tego muzyka , sam zresztą od niego zaczynałem 23 lata temu. Jak złapie już nie puści !

125
Dyskusje muzyczne i nie tylko / Odp: Aktualnie słucham...
« dnia: 10 Lipca 2011, 23:46:06 »
Nick Cave & The Bad Seeds:
Murder Ballads
The Boatman's Call
No More Shall We Part

Rewelacyjne płyty. Aż dziw człowieka bierze, że ta sama osoba nagrała Stagger Lee, by rok później śpiewać Into My Arms.
Jakie jeszcze płyty Nicka są warte polecenia?


wszystkie plyty Cave'a dla mnie sa genialne- jak nie znasz Let love in posluchaj koniecznie- jedna z najlepszych plyt wszechczasów, Tender prey tez jest swietna z klasycznym Mercy seat, pierwsze trzy wydawnictwa tego artysty sa jak dla mnie powalająca- taki poschizowany blues rodem zz elementami punk rocka - szczegolnie From her to eternity

Z Cavem jest trochę tak jak z Peterem Hammillem, albo się go uwielbia , albo nie znosi. W wypadku Cave'a należę do tych drugich , wybitnie nie leży mi taka muzyka i sposób śpiewania , o warunkach wokalnych Cave'a też nie będe sie rozwodził. Jak zawsze to jednak kwestia gustu , każdy musi jednak sprawdzić i sam ocenić. Dla mnie Cave to jeszcze jeden z tych przedstawicieli , którzy wyłonili się dzięki eksplozji ,,nowej fali'' z całym dobrodziejstwem inwentarza , posiadając jednak liczne wady , które były związane z tym nurtem (nieomal amatorski poziom jeśli chodzi o warsztat muzyczny). Od czasów punk rocka takie rzeczy jak : talent , warsztat muzyczny , umiejętności stały sie jednak czymś nie zawsze  mile widzianym. Konsewwencje takiej postawy odczuwamy do dzisiaj dotkliwie w muzyce rockowej. Nie zmienia to faktu , że Nicka Cave'a szanuję za własną , specyficzną wizję i autokreacje artystyczną.

126
Recenzje i opisy płyt VdGG / Odp: Godbluff
« dnia: 25 Czerwca 2011, 23:12:56 »
Świetne recenzje Sebastiana i ceizuraca. Gratuluję. Znacznie ciekawsze niż te Grzegorza Kszczotka z ,,Tylko rocka'' , który zawsze pisał dość mętnie i mało konkretnie. Ponadto wychodzi tu znajomość tematu. Dla mnie najlepszym utworem na tej płycie jest ,,Scorched earth'' , znakomita esencja vandergraafowej twórczości z tego okresu. Kapitalne budowanie kulminacji  organowo-saksonowych , najeżonych dysonansami i ten mroczny, zniewalający klimat. Rewelacja.

127
Ankiety van der graafowe / Odp: 2005 czy 2008 czy 2011?
« dnia: 23 Czerwca 2011, 02:21:56 »
Zdecydowanie: "A Grounding In Numbers".
Płyta jest spójna, ciekawa, przymyślana i odważna.
Większa recenzja - wkrótce.

Witam w klubie. Spójność (równowaga) i odwaga to chyba rzeczywiście kluczowe cechy tego albumu.

Czekam na hiphopową płytę VdGG, też będzie odważna :P


Odwaga i.e. bezkompromisowość jest jedną z głównych (immanentnych) cech muzyki i postawy VdGG i Petera Hammilla (o czym napiszę w recenzji). Za każdym razem gdy popełniają kompromisy (World Record, Present, Skin, In A Foreign Town) zaczyna być nieciekawie. Za każdym razem jak podejmują ryzyko (The Quiet Zone/The Pleasure Dome, The Future Now, This, A Grounding In Numbers), jest ciekawie (nawet jeśli niektórzy słuchacze oceniają to jako porażkę artystyczną, bo nie pasuje do wypracowanego "wzrorca" muzyki VdGG/PH).

Z calym szacunkiem , ale umieszczenie albumu ,,World record'' obok ,,Skin'' i ,,In a foreign town'' w kontekście kompromisów uważam za swoiste nadużycie .
Ja odbieram płytę ,,World record'' jako ostatni album VDGG pozbawiony pewnych konformistycznych naleciałości.  ,,Quiet zone/Pleasure dome'' nie postrzegam zatem jako ,,odważny'', ale raczej jako pierwszą , poważną próbę kompromisu , szukanie nowego kręgu odbiorców , częstokroć nie mającego nic wspólnego z rockiem progresywnym. Cieżko jest jednoznacznie ocenić te nowofalowe naleciałości na ,,Quiet zone...'' , w jakim stopniu byly to kompromisy i stylistyczny konformizm a w jakim świadoma, szczera kreacja artystyczna. Hammill juz wcześniej bawił się w te quasi punk - rockowe naleciałości. W wielu wywiadach podkreślał , że bardzo odpowiada mu taka zgiełkliwa rockowa estetyka , brudne , surowe brzmienie , co faktycznie koresponduje z rodzacą sie wówczas stylistyką punk - rockową . W końcu ,,Nadir's big chance'' był swoistą antycypacją punk - rocka. Na ,,World record'' słychać także pewne elementy surowego, kostycznego brzmienia , które może kojarzyć sie z rosnącym wówczas w siłę ruchem punkowym , jednak w warstwie estetycznej muzyka VDGG to ciągle inna dzwiękowa galaktyka niż toporne pobrzękiwania muzykantów spod znaku Johnniego Rottena. ,,World record'' to nadal bezkompromisowy , radykalny język harmoniczny , tak typowy dla VDGG. Mnóstwo tu dysonansów , struktura rytmiczna mimo , że ciążąca stopniowo w stronę konwencjomalnych podziałów rytmicznych ciągle jednak w wielu partiach odbiega znacznie od banalnego rockowego schematu parzystych podziałów. Jednocześnie jest to album obfitujący w wiele fragmentów instrumentalnych , bodaj na żadnym dotychczasowym albumie VDGG nie bylo takiego znaczącego procentu partii instrumentalnych . W zasadzie to nie dziwię sie Hammillowi, że po odejściu Bantona i Jacksona zmienil nazwę zespołu , była to uczciwa postawa , świetnie wpisujaca się w etykę działania zespołu. ,,World record'' brakuje może świeżości i eksplozywnej kreatywności , jest to w zasadzie takie stylistyczne repetytorium z poczynań grupy , jednak muzycznie grupie trudno zarzucić tu jakieś większe kompromisy. Powiem nawet więcej , gdybyśmy porównali ten album z innymi płytami grup progresywnych z 1976 roku to jawi się on jako przedsięwzięcie wyjątkowo pryncypialne w sferze artystycznej. Spójrzmy jak poczynaly sobie wówczas  inne wybitne grupy tego nurtu : zupełnie piosenkowy ,,Too old to rock'n' roll to young to die'' Jethro Tull'' , znakomity , ale jednak ciążący z wolna w kierunku konwencjonalnej piosenki ,,A trick of the tail'' Genesis , a przykładów można podać znacznie więcej (Caravan , Focus, Le Orme).

128
Ankiety hammillowe / Odp: Peter Hammill Solowe płyty czy VdGG
« dnia: 20 Czerwca 2011, 22:41:38 »
Szanse na większą popularność zostały także w niemałym stopniu zaprzepaszczone przez przedwczesny rozpad zespołu w 1972 roku. Grupa mozolnie budowała swoja pozycję w latach 1969 - 1971 coraz lepszymi albumami , myślę , że potrzebowała jeszcze kilku lat aby zbudować mocniej swoja pozycję wśrod słuchaczy. Zauważcie , że wiele zespołów progresywnych budowało swoja popularnosć i reputację cieżką  pracą , sława przychodziła nierzadko po dobrych kilku latach. Świetnym przykładem jest tu Genesis , który właściwie dopiero od płyty ,,Selling England by the pound ' wypłynął na szersze wody , wcześniejsze płyty sprzedawały sie kiepsko. Dlatego uważam , że z punktu widzenia popularności i budowania swojej pozycji na rynku muzycznym rozpad VDGG nastąpił nazbyt szybko. Gdyby zespół chciał liczyć na większy odzew na swoją twórczość musiałby nadal intensywnie koncertować i wydawać regularnie płyty. Grupy grające ambitną muzykę i nie mające wsparcia medialnego budowały swoją pozycję na początku kariery permanentnym koncertowaniem dosłownie wszędzie , gdzie byla tylko taka możliwość. W drugiej połowie lat 70-tych te szanse dalece zmalały , gdyż zmienił się klimat muzyczny , rock progresywny stał się passe , często był niemiłosiernie chlastany przez zachłyśniętych punk rockiem konformistycznych dziennikarzy brytyjskich. W czasach punk rocka i disco taki zespól jak VDGG był w zasadzie na straconej pozycji. Świetnie ilustruje to historia UK , który w pewnym sensie także padł ofiarą niesprzyjających czasów , mimo , że bynajmniej nie stronił od kompromisów (album ,,Danger money'' jest tego potwierdzeniem , szukanie przeboju singlowego w postaci ,,Nothing to lose'', choć zespól był jeszcze bardzo daleki od totalnej kapitulacji artystyczej  , vide Asia). Sam Peter Hammill być może wcale się jednak tym nie przejmuje , nie jest dziś zakładnikiem list przebojów oraz niewolnikiem nowych trendów muzycznych. Niezależność zawsze ma swoją cenę, podobnie jak popularność.

129
Ankiety hammillowe / Odp: Peter Hammill Solowe płyty czy VdGG
« dnia: 20 Czerwca 2011, 14:57:48 »
Może w latach 1972-1974 Hammill nie był jeszcze gotowy, by prowadzić działalność muzyczną na dwa fronty? Kilka lat później już może dojrzał do tego?
A po "Pawn Hearts" Hammillowi wydawało się, że nie ma szans na przebicie tej płyty i rozwiązał zespół?
Pytania, pytania, gdybania...
Oczywiście ja osobiście chciałbym by - powiedzmy w 1973 - ukazał się album z utworami

Strona A:
In the Black Room
Louse Is Not A Home

Strona B
Rock and Role
Gog/Magog

Zresztą na forum był już podobny wątek o "wyimaginowaną" płytę po "Pawn Hearts" (tylko gdzie nie pamiętam).


Zaiste, przebicie ,,Pawn hearts'' jest dla mnie trudne do wyobrażenia. Gdyby miał to być jeszcze lepszy album to po prostu nie mieści się to w moim horyzoncie muzycznych wyobrażeń. Ciekawe jest to , że wówczas zespól mimo młodego wieku prezentował muzykę niezwykle dojrzałą i wyrafinowaną. W tym względzie bił wówczas na głowę swoich kolegów z Charismy -  Genesis i to bynajmniej nie tylko. Notabene był także bardziej popularny. Dla mnie na przykład szokująca byla lektura zestawienia najlepiej sprzedających się płyt we Włoszech z marca 1972 roku. Oto pierwsza piątka :
1. VDGG - ,,PAWN HEARTS''!!!
2. PFM - ,,Storia di un minuto''
3. ELP - ,,Pictures at an exibition''
4. Genesis - ,,Nursery cryme''
5. King Crimson - ,,Islands''
A dopiero dalej George Harrison , John Lennon i jego ,,Imagine'' , Led Zeppelin itd.
Włosi byli wówczas doprawdy szaleni ! W tym kontekście nie dziwi zatem ogromny ,,wysyp'' zespołów progresywnych w tym kraju i to wielu znakomitych. Rynek włoski wręcz ocalił wówczas Genesis , którego album ,,Nursery cryme'' sprzedawał się w Anglii kiepsko podobnie jak wcześniejszy ,,Trespass''.



bo wlosi zawsze mieli dziwny gust muzyczny- wkoncu w tym kraju VDGG zawsze swięcil wielkie triumfy- jesli zaś chodzi o rozwiązanie sie VDGG trzeba by zapytac Hammilla choć on pewnie nie odpowie lub powie co juz wiemy ( z wkladek remasterow VDGG: ze dlugie trasy , brak kasy...) Nie zgodze sie jednak ze stwierdzeniem ze gdyby sie VDGG nie rozwiazalo na kilka lat byliby w czolówce swiatowego proga jak yes czy genesis). Trzeba bowiem pamietac ze muzyka Yes czy wspomnianego Genesis mimo calego swojego piekna byla o wiele latwiejsza w odbiorze i nie ma co ukrywac bardziej przebojowa niz dziela VDGG- a Hammill mimo ze nie bylo juz Van der Graffa jako zespolu dalej realizował swoje pomysly na wlasnych plytach- a zresztą VDGG wciąż jest wymieniany jako scisła czolówka klasyki progresu i nawet jakby nagrali plyte w 1973 roku nic by zmienilo sie w ich sytuacji

Nie uważam ze muzyka Yes czy Genesis był łatwiejsza w odbiorze. Suita "Close to the Edge" jest ciężka jak cholera a jest to jeden z najsłynniejszych utworów tej grupy. ELP to samo. A Vdgg mieli taki utwory jak "House With no Door" "The Sleepwalkers" to tez materiał na progresywny przebój w tamtych czasów.  A pomyśmy jak dziwaczne płyty nagrywał Zappa a tez były popularne. Ja nigdy nie pojmę czemu VDGG nie sa gwiazdą na miarę Jethro Tull   

Moim zdaniem muzyka Genesis , Yes i Jethro Tull jest jednak bardziej przystępna i posiada znacznie więcej walorów dających szansę na sukces rynkowy. Najistotniejsze czynniki moim zdaniem są następujące :
1. Język harmoniczny -  muzyka VDGG jest bardzo dysonansowa , posiada fragmenty niemal kakofoniczne (apogeum na płycie ,,Pawn hearts'' ,  takie struktury zawsze odstręczały szersze grono słuchaczy , dla przeciętnego słuchacza dysonanse to nuty wręcz falszywe , z powodów estetycznych są dla nich nie do strawienia. Muzyka Genesis właściwie pozbawiona była takich harmonii , była bardzo tradycyjna i klasyczna - wyjątki pojawiają się może najbardziej na ,,The lamb lies down on Broadway'' np. ,,Waiting room'', podobnie Jethro Tull , jedyny album , na którym pojawiały się bardziej nowoczesne , dysonansowe harmonie to ,,A passion play'' , płyta notabene totalnie schlastana przez krytyków , moim zdaniem niesłusznie , gdyż zawiera wiele fragmentów naprawdę frapującej muzyki. Nieco wiecej harmonii dysonansowych pojawia sie na płytach Yes np ,,Tales ...'',  ..Relayer'' , nie są one jednak tak radykalne i częste jak w wypadku VDGG
2. Sebastian Winter słusznie zauważył , że Yes , Genesis i Jethro Tull miały ,,przeboje'' singlowe , Jethro Tul w latach 1969 - 1971 miał ich nawet kilka : ,,Sweet dreams'' , ,,Living in the past'' , sporym ,,hitem'' był w Usa w 1971 roku  ,,Roundabout'' , o ,,przebojach'' ELP i Genesis wspominał Sebastian
3. VDGG nigdy nie zabiegał o znaczna popularność , nie chcieli oni uzyskać statusu gwiazdy , natomiast ich progresywni pobratymcy mieli w tej kwestii odmienne plany
4. VDGG nie posiadał ,,medialnych'' atutów , które w świecie rocka są niezwykle istotne (Genesis mieli Gabriela , potem Collinsa , Jethro Tull Iana Andersona , który byl świetnym showmanem , natomiast Hammill nie miał ani takich warunków , ani chęci )
5. VDGG był zespołem bezkompromisowym , a przy takim podejściu do twórczości sukces komercyjny jest czyms bardzo trudnym , popularność rockmani często budują na różnych kompromisach , które VDGG były obce
Jeżeli chodzi o Franka Zappę to owszem odnosił on pewne sukcesy , jednak tak naprawdę pierwszym jego albumem , który dobrze się sprzedał było ,,Apostrophe'' (1974) - płyta , jak na niego , bardzo tradycyjna , znacznie lżejsza niż jego wcześniejsze albumy. Kolejny duży sukces komercyjny Zappy to dopiero album ,,Sheik Yerbouti'' (1979) dzięki pastiszowi muzyki disco ,,Dancing fool'' i hitowi ,,Bobby Brown'' VDGG nigdy nie bawił sie w podobne przedsięwzięcia.

130
Ankiety hammillowe / Odp: Peter Hammill Solowe płyty czy VdGG
« dnia: 20 Czerwca 2011, 14:19:37 »
Może w latach 1972-1974 Hammill nie był jeszcze gotowy, by prowadzić działalność muzyczną na dwa fronty? Kilka lat później już może dojrzał do tego?
A po "Pawn Hearts" Hammillowi wydawało się, że nie ma szans na przebicie tej płyty i rozwiązał zespół?
Pytania, pytania, gdybania...
Oczywiście ja osobiście chciałbym by - powiedzmy w 1973 - ukazał się album z utworami

Strona A:
In the Black Room
Louse Is Not A Home

Strona B
Rock and Role
Gog/Magog

Zresztą na forum był już podobny wątek o "wyimaginowaną" płytę po "Pawn Hearts" (tylko gdzie nie pamiętam).


Zaiste, przebicie ,,Pawn hearts'' jest dla mnie trudne do wyobrażenia. Gdyby miał to być jeszcze lepszy album to po prostu nie mieści się to w moim horyzoncie muzycznych wyobrażeń. Ciekawe jest to , że wówczas zespól mimo młodego wieku prezentował muzykę niezwykle dojrzałą i wyrafinowaną. W tym względzie bił wówczas na głowę swoich kolegów z Charismy -  Genesis i to bynajmniej nie tylko. Notabene był także bardziej popularny. Dla mnie na przykład szokująca byla lektura zestawienia najlepiej sprzedających się płyt we Włoszech z marca 1972 roku. Oto pierwsza piątka :
1. VDGG - ,,PAWN HEARTS''!!!
2. PFM - ,,Storia di un minuto''
3. ELP - ,,Pictures at an exibition''
4. Genesis - ,,Nursery cryme''
5. King Crimson - ,,Islands''
A dopiero dalej George Harrison , John Lennon i jego ,,Imagine'' , Led Zeppelin itd.
Włosi byli wówczas doprawdy szaleni ! W tym kontekście nie dziwi zatem ogromny ,,wysyp'' zespołów progresywnych w tym kraju i to wielu znakomitych. Rynek włoski wręcz ocalił wówczas Genesis , którego album ,,Nursery cryme'' sprzedawał się w Anglii kiepsko podobnie jak wcześniejszy ,,Trespass''.



bo wlosi zawsze mieli dziwny gust muzyczny- wkoncu w tym kraju VDGG zawsze swięcil wielkie triumfy- jesli zaś chodzi o rozwiązanie sie VDGG trzeba by zapytac Hammilla choć on pewnie nie odpowie lub powie co juz wiemy ( z wkladek remasterow VDGG: ze dlugie trasy , brak kasy...) Nie zgodze sie jednak ze stwierdzeniem ze gdyby sie VDGG nie rozwiazalo na kilka lat byliby w czolówce swiatowego proga jak yes czy genesis). Trzeba bowiem pamietac ze muzyka Yes czy wspomnianego Genesis mimo calego swojego piekna byla o wiele latwiejsza w odbiorze i nie ma co ukrywac bardziej przebojowa niz dziela VDGG- a Hammill mimo ze nie bylo juz Van der Graffa jako zespolu dalej realizował swoje pomysly na wlasnych plytach- a zresztą VDGG wciąż jest wymieniany jako scisła czolówka klasyki progresu i nawet jakby nagrali plyte w 1973 roku nic by zmienilo sie w ich sytuacji

Zauważ , że nie napisałem , że VDGG byłby równie popularny jak Yes czy Genesis. Powyższych zespołów użyłem jako przykład , co by się stało , gdyby w latach 1972 - 1974 nie nagrały żadnej płyty , a zamiast nich np. solowe albumy. Nie mielibyśmy zatem dzisiaj takich płyt jak ,,Close to the edge'', ,,Tales from topographic oceans'' , ,,Relayer'' , ,,Foxtrot'' , ,,Selling England by the pound''. Pamiętajmy o tym , że lata 1972 - 1974 to apogeum artystycznego rozwoju rocka progresywnego. Muzycy  ówczesnej generacji grający właśnie taka muzykę byli u szczytu możliwości twórczych , ponadto nie ulegali jeszcze komercyjnej presji rynku. VDGG nawet gdyby nagrywał płyty w latach 1972 - 1974 nigdy nie mógłby liczyć na popularność zbliżoną do Yes czy Genesis. Poziom komplikacji muzyki to jedna sprawa , istotne jest także to , że zespól generalnie nie miał potencjału komercyjnego i być może , co najistotniejsze, nigdy nie miał ambicji uzyskania statusu gwiazdy sprzedającej w Anglii zawrotne ilości płyt. Sam Hammill gdyby nawet chciał o taki status się ubiegać raczej nie miałby szans. Był osoba nazbyt introwertyczną , bezkompromisową i przede wszystkim ,,nie medialną''. VDGG  to dla mnie fenomem właśie w aspekcie związanym z tym , iż właściwie nigdy nie zabiegali oni o większą popularność, nigdy nie starali sie dopasować muzyki do potrzeb rynku , co wielu zespołom progresywnym  począwszy od drugiej połowy lat 70-tych zdażało się coraz częsciej (Yes , Genesis, Moody blues , Jethro Tull ,  nawet King Crimson w latach 80--tych nie był tu bez skazy.
Nawiazując jeszcze do głównego wątku tego tematu : Wolę płyty VDGG dlatego poniewaz to właśnie na nich udało sie zachowac ,,zloty środek'' między warstwą słowną a muzyczną. Na albumach solowych Hammilla muzyka jest zdecydowanie zepchnięta na drugi plan. Dla mnie ważniejsza jest natomiast muzyka , co determinuje właśnie takie preferencje. Nie uważam zatem , że płyty VDGG są ,,lepsze'' , one są inne , a właśnie ta ,,inność'' do mnie bardziej przemawia. To tak jak z Rogerem Watersem - jego płyty solowe są pod względem tekstowym nie gorsze niż albumy Pink Floyd , ale w sferze muzycznej są znacznie uboższe , zawierają znacznie mniej ciekawych pomysłów czysto muzycznych.

131
Ankiety hammillowe / Odp: Peter Hammill Solowe płyty czy VdGG
« dnia: 18 Czerwca 2011, 23:29:19 »
Może w latach 1972-1974 Hammill nie był jeszcze gotowy, by prowadzić działalność muzyczną na dwa fronty? Kilka lat później już może dojrzał do tego?
A po "Pawn Hearts" Hammillowi wydawało się, że nie ma szans na przebicie tej płyty i rozwiązał zespół?
Pytania, pytania, gdybania...
Oczywiście ja osobiście chciałbym by - powiedzmy w 1973 - ukazał się album z utworami

Strona A:
In the Black Room
Louse Is Not A Home

Strona B
Rock and Role
Gog/Magog

Zresztą na forum był już podobny wątek o "wyimaginowaną" płytę po "Pawn Hearts" (tylko gdzie nie pamiętam).


Zaiste, przebicie ,,Pawn hearts'' jest dla mnie trudne do wyobrażenia. Gdyby miał to być jeszcze lepszy album to po prostu nie mieści się to w moim horyzoncie muzycznych wyobrażeń. Ciekawe jest to , że wówczas zespól mimo młodego wieku prezentował muzykę niezwykle dojrzałą i wyrafinowaną. W tym względzie bił wówczas na głowę swoich kolegów z Charismy -  Genesis i to bynajmniej nie tylko. Notabene był także bardziej popularny. Dla mnie na przykład szokująca byla lektura zestawienia najlepiej sprzedających się płyt we Włoszech z marca 1972 roku. Oto pierwsza piątka :
1. VDGG - ,,PAWN HEARTS''!!!
2. PFM - ,,Storia di un minuto''
3. ELP - ,,Pictures at an exibition''
4. Genesis - ,,Nursery cryme''
5. King Crimson - ,,Islands''
A dopiero dalej George Harrison , John Lennon i jego ,,Imagine'' , Led Zeppelin itd.
Włosi byli wówczas doprawdy szaleni ! W tym kontekście nie dziwi zatem ogromny ,,wysyp'' zespołów progresywnych w tym kraju i to wielu znakomitych. Rynek włoski wręcz ocalił wówczas Genesis , którego album ,,Nursery cryme'' sprzedawał się w Anglii kiepsko podobnie jak wcześniejszy ,,Trespass''.

132
Ankiety hammillowe / Odp: Peter Hammill Solowe płyty czy VdGG
« dnia: 18 Czerwca 2011, 14:06:05 »
Jeżeli miały by nigdy nie powrastać albumy "Silent corner..." i "In Camera" to dobrze ze VDGG się rozpadł
Swoją droga to smutne że nie liczy się muzyka tylko szyld pod jakim wyjdzie. Gdyby VDGG wydali kolejny album pewnie znalazły by się na nim Gog/Magog,In a Black Room i tym podobne.Rozumiem ze odniosły by większy sukces niż jak je Peter nagrał (z tymi samymi muzykami)

Myślę , że była jednak szansa pogodzić interesy kariery solowej Hammilla i zespołu. Świetnie udawało się to w latach 1975 - 1977 , gdy powstawały znakomite płyty VDGG i solowe Hammilla. W zasadzie sprowadzałoby się to do odpowiedniej selekcji materiału. Takie utwory jak (No more) the sub - mariner czy Faint - heart and the sermon wręcz idealnie pasują na albumy solowe Hammilla i trudno byłoby je jeszcze udoskonalić. Natomiast kompozycje typu Gog/Magog , In black room czy A Louise is not a home mogłyby jeszcze zyskać w warunkach pracy zespołowej (bogatsze aranżacje , szersza, bardziej wyrafinowana paleta brzmieniowa , interludia instrumentalne). Utwory te były nagrywane wprawdzie z kolegami z VDGG , ale to już nie to samo , co dopracowanie utworu od początku , muzycy VDGG byli tam tylko kimś w rodzaju muzyków sesyjnych lub guest star a to nie jest raczej najlepszy sposób na wydobywanie najgłębszych pokładów kreatywności z artysty. Słuchając tych bardziej ,,progresywnych'' utworów solowych Hammilla ciągle mam nieodparte wrażenie , że z VDGG zabrzmiałyby one pełniej. Myślę , że np. A plague of lighthouse keepers nie miałby tej siły rażenia i potencjału muzycznego w wersji solowej , nawet gdyby grali na tym albumie muzycy VDGG z powodów , które podałem wcześniej. Abstrahując już od tego , że była to jednak kompozycja zespołowa. Konkludując : moim zdaniem najlepszym rozwiązaniem byłoby połączenie w latach 1972 - 1974 twórczości solowej z zespołową.

133
Dyskusja van der graafowa / Dlaczego rozpadł się VDGG w 1972 roku
« dnia: 18 Czerwca 2011, 00:32:32 »
Myślę , że warto byłoby pochylić się nieco bardziej analitycznie nad tym epizodem. Przyczyny zazwyczaj podawane są w bardzo zdawkowy sposób (zmęczenie trasami koncertowymi, coraz mniejsze zainteresowanie Hammilla działalnością w zespole , chęć rozpoczęcia na dobre działalności solowej). W zasadzie nic nie mówi się o jakichkolwiek antagonizmach wewnątrz zespołu. Być może osoby , które przeczytały brytyjska biografię zespołu mają jakąś większą wiedzę na ten temat. Dla mnie jest to rzecz niezwykle istotna , gdyż po fenomenalnej ,,H to he who am the only one'' i genialnej ,,Pawn hearts'' zespól był u szczytu możliwości twórczych i być może zaprzepaścił szansę wejścia na stałe do elity progresywnej , właściwie cała ta tytanicza praca z poprzednich dwóch lat poszła na marne. A były to najlepsze lata na taką właśnie twórczość. W drugiej połowie lat 70-tych , gdy zespól się reaktywował (1975 - 1978) atmosfera stawała się coraz bardziej niedogodna. Słowem postawiłbym mocną tezę , że być może był to jeden z większych błędów artystycznych Petera Hammilla - rozwiązać zespół w takim momencie. Wyobrazcie sobie , co by sie stało , gdyby w 1972 działalność zawiesiły takie grupy jak Genesis czy Yes. Myślę , ze Peter mógł poczekać do drugiej połowy lat 70-tych z rozpoczęciem działalności solowej. Zespołowi z pewnością wyszłoby to na dobre i to w aspekcie zarówo artystycznym jak i finansowym. Jeżeli znacie jakieś ciekawe fakty na temat rozpadu zespołu w 1972 roku byłbym wdzięczny za informacje. Kwestia decyzji Hammilla to także niezly przyczynek do dyskusji.

134
Ankiety hammillowe / Odp: Peter Hammill Solowe płyty czy VdGG
« dnia: 17 Czerwca 2011, 23:31:10 »
Witam , jestem nowym forumowiczem.
Ja głosuję zdecydowanie na rzecz VDGG. Przede wszystkim dlatego , że albumy nagrane z zespołem są bogatsze w warstwie muzycznej. Płyty Hammilla mimo genialnych tekstów są często ,,przegadane'' , niejednokrotnie brakuje mi na nich instrumentalnych interludiów. W twórczości VDGG udało się znakomicie uchwycić złoty środek między liryką Hammilla a instrumentalną inwencją muzyków. Istotne jest także to , że płyty VDGG są bardziej ,,progresywne'' , co mnie akurat bardzo odpowiada. Ciągle nie mogę odżałować , że po genialnej płycie ,,Pawn hearts'' zespól zawiesił działalność będąc u szczytu możliwości twórczych. Często zastanawiam się , jakie byłyby te niepowstałe albumy VDGG  z lat 1972 - 1974 , a śmiem sądzić , że mogłyby przebić muzycznie takie dzieła jak choćby ,,The silent corner and the empty stage''. Kumulacja sił twórczych w zespole daje jednak lepsze rezultaty (vide solowa twórczość wielu muzyków wybitnych zespołów , by wymienić tylko Yes , King Crimson , Pink Floyd). Wyobrazcie sobie , że zawiesiłyby one działalność w latach 1972 - 1974 a ich muzycy wydawaliby płyty solowe. Ewidentna strata dla muzyki. Oczywiście trudno stawiać tu znak równości bo Hammill tworzył lwią część materiału w VDGG , jednak to właśnie inwencja , umiejętności Bantona , Evansa i Jacksona podnosiły tą muzykę na wyżyny, wzbogacając ją w warstwie aranżacyjnej , harmonicznej i brzmieniowej. Jest to jednak tylko moja subiektywna opinia wynikająca z preferencji muzycznych.

Strony: 1 ... 7 8 [9]