U mnie sporo Lucifer's Friend (pokoncertowo) i różna "poboczności" związane z Johnem Lawtonem: Uriah Heep "Firefly", Asterix... gdybym nie usłyszał na własne uszy (i nie zobaczył na własne oczy), to nie uwierzyłbym, że siedemdziesięcioletni facet może TAK śpiewać. A pomyśleć, ze gdyby supportem nie był bielski Lizard, to pewnie bym się nie wybrał.