U mnie The Cure "Faith", "Pornography", Joy Division "Unknow Pleasure" i "Closer", Iggy Pop "Lust For Life", Lou Reed "Transformer", a teraz David Bowie "Ziggi Stardust..."
widzę ze na new wave cię wzięło- dołóż jeszcze do swojej kolekcji coś z wczesnego Roxy music to dosięgniesz muzycznego ideału
Właśnie próbowałem już paru podejść do Roxy i coś nie do końca mi odeszło. Muszę spróbować ponownie, bo na pewno warto.
Dzisiaj fragmenty Lou Reeda, Velvet Underground i The Clash "London Caling", a za chwilę The Birthday Party "Mutiny/Bad Seed". Coś mnie ten Post Punk pociąga ostatnimi czasy
pierwszych trzech płyt Roxy spróbuj- na pewno po którymś razie zaskoczy- w żadnym razie nie słuchaj trzech ostatnich bo możesz się zrazić- to już była zupełnie inna muzyka
Tak, trzy ostatnie albumy Roxy to już inna muzyka niż na początku ich kariery. Dobry, wysmakowany pop... co niekoniecznie musi się podobać, ale ja po latach doceniłem też późne Roxy. A co do trzech pierwszych płyt... Skoro spodobała się pierwsza płyta The Velvet Underground, warto przysłuchać się jak Roxy Music rozwija niektóre wątki Velvetów w "Re-make/Re-Model" lub "The Bogus Man" (w tym pierwszym utworze są one oczywiste, w tym drugim niekoniecznie, ale ja zauważam podobne podejście do makro i mikrostruktury co chociażby w "Sister Ray"). W ogóle dwa pierwsze albumy Roxy Music wyprzedziły swoja epokę (mimo, że czerpały garściami z muzyki popularnej i współczesnej)...
Właśnie kończę słuchać "For Your Pleasure" i jestem pod dużym wrażeniem. Naprawdę znakomita płyta....zupełni nie rozumiem dlaczego wcześniej to po mnie spływało.... Na pewno sięgną również po debiut i trzecią skoro rekomendujecie. A jaka jest Wasza opinia o "Sirens"? gra tam w końcu czarodziej Eddie Jobson
W takim razie mały przewodnik po Roxy Music...
"Siren - The Fifth Roxy Music Album" moim zdaniem jest najsłabszą płytą z pierwszych pięciu, a mimo to godną polecenia. Trzyma równy poziom, ale bez fajerwerków. Najciekawszym utworem jest tam "Sentimental Fool" ze wstępem godnym improwizacji King Crimson (składu Fripp - Wetton - Cross - Bruford), ale całość zmierza niebezpiecznie w stronę popu. Ja ją (oczywiście) lubię, ale raczej jest to rzecz dla zagorzałych fanów Roxy. Przeboje (flirtujące z ówczesnym disco) "Love Is The Drug" i "Both Ends Burning" są "przebojowe", "Nightingale" - urokliwy, "She Sells" - intrygujący, ale to płyta trochę robiona na rynek amerykański (na którym grupie Bryana Ferry'ego nigdy nie udało się przebić).
Zdecydowanie ciekawszą płytą jest "Country Life" (nie tylko ze względu na okładkę). Bardziej nierówna niż "Siren," ale zawierająca kilka wybitnych utworów: motoryczny "The Thrill Of It All", ewokujący nastrój Berlina przełomu lat 20-tych i 30-tych ubiegłego wieku "Bitter-Sweet", flirtujący z muzyka dawną "Triptych", "Out Of The Blue" z solem Eddiego Jobsona na skrzypcach, funkujący "Cassanova" i balansujący na granicy kiczu "A Really Good Time" plus całkiem niezły przebój "All I Want Is You".
Oczywiście warto poznać "Avalon" - to jeden z nielicznych przykładów muzyki pop, która się nie starzeje. Ale to już inne Roxy Music. Bliskie muzycznej konfekcji, ale, trzeba przyznać, znakomicie zrobionej. I dającej satysfakcję przy słuchaniu.
"For Your Pleasure" to jedna z 10 najwybitniejszych płyt lat 70-tych. I na pewno jeden ze 100 albumów wszech czasów. Czy był inspiracją dla nowej fali? Wystarczy posłuchać chociażby The Stranglers (z okresu "Black And White"), wczesnego The Cars, Wire, Siouxie & The Banshees, Ultravox i odpowiedź będzie jasna...
Debiutancki krążek Roxy Music jest jeszcze bardziej zwariowany niż "arcydzieło" "For Your Pleasure". Ja stawiam je na równi, bo każdy z nich ma coś czego brakuje drugiemu. Drugi album jest na pewno dojrzalszy i bardziej uporządkowany, mimo, że brakuje mu tej młodzieńczej odwagi i bezczelności jaką cechuje "Roxy Music".