Znowu pogrążam się we włoskim progu. Sporo świetnych płyt, ale dwa pierwsze albumy PFM... Poprzeczka nie do przeskoczenia. Storia Di Un Minuto i Per Un Amico - nie ma słów, żeby to opisać.
No, w sumie może jeszcze Zarathustra tej poprzeczki dosięga. Banco, Le Orme... Też miażdżą, ale do PFM mam jakiś największy sentyment.