Pięknie to wszystko opisujesz LenoreLazuli; mam nadzieję, że kiedyś może się z nami podzielisz tymi "zapiskami z koncertu". U mnie głowa również pełna emocji związanych z tymi koncertami; jednak nie jestem w stanie ich przelać na papier.
A tymczasem jedna statystyczna informacja dla szczęśliwców, którzy byli na koncercie w Krakowie - Peter Hammill od roku 2009 (głębiej mi się nie chciało sięgać) wykonał na żywo "A Louse Is Not A Home" tylko raz - 17 listopada 2018 roku w Tokio podczas "koncertu życzeń" od japońskich słuchaczy; to naprawdę podnosi rangę wczorajszego wydarzenia, w którym dane mi było uczestniczyć.
Myślę, że to iż wrócił do "A Louse Is Not A Home" to zasługa japońskich fanów. Przed wykonaniem tej kompozycji Peter powiedział, że musi się skupić, bo całkiem niedawno musiał się nauczyć tego utworu na nowo.
Na razie nie mogę zebrać myśli i wrażeń dotyczących - dla mnie - jednego (z 20-godzinną przerwą) koncertu, na którym usłyszałem 33 "pieśni". Jest to jedno z najważniejszych doświadczeń w moim dotychczasowym życiu. Nie, nie jestem bezkrytyczny... lecz intensywność pasji i zaangażowania, które docierały do słuchaczy z obu scen, była tak przeogromna, że przesłania / unieważnia to wszelkie mankamenty wykonania (gubienie tonacji itp). Mam wrażenie obcowania z PRAWDĄ - czymś szlachetnym, pięknym, szczerym, niczym niezmąconym. Tak, to górnolotne, egzaltowane słowa ale nie potrafię wyrazić tego inaczej.
Po występie sobotnim powiedziałem, że był to najlepszy koncert jakiego doświadczyłem. Nie oczekiwałem, że dzień później uda się to przebić. Okazałem się człowiekiem małej wiary. To było MISTRZOSTWO.
Przypominają mi się słowa młodego Beksy po koncercie bydgoskim w 1995 roku, że marzenie się spełniło, ale pojawiło się kolejne. Jeszcze raz usłyszeć Mistrza na żywo.
Dziękuję wszystkim Forumowiczom. Szczególnie Michałowi Polsetowi.