Słuchał już ktoś Scarcity of Miracles? Mógłby się podzelić wrażeniami?
Ja dziś miałem przyjemność. Co tu napisać? Średnio mi podeszła. Gdyby usunąć partie wszystkich oprócz Frippa, byłaby z tego kolejna jego "soundscape'owa" medytacja. A tak mamy niezmiennie senny (smutny?) wokal Jakszyka, mnogość melodii saksofonowych Collinsa, odrobinę (bo nie we wszystkich kawałkach) zachowawczą perkusję Harrisona, niesłyszalny (dla mnie) bas Levina oraz solówki Frippa - też senne i jakieś niezbyt wyszukane (chociaż kłania się brzmienie King Crimson).
Nie jest to ten King Crimson (ProjeKt) jakiego ostatnio znamy (i lubimy) - trochę jakby skrzyżowanie "Islands" (ale z tej spokojniejszej strony) z solowymi projektami Frippa. Mimo to polecam.