Aktualności:

vdgg.art.pl - całkiem niezła polska strona o VdGG i PH

Menu główne
Menu

Pokaż wiadomości

Ta sekcja pozwala Ci zobaczyć wszystkie wiadomości wysłane przez tego użytkownika. Zwróć uwagę, że możesz widzieć tylko wiadomości wysłane w działach do których masz aktualnie dostęp.

Pokaż wiadomości Menu

Pokaż wątki - Sebastian Winter

#141
Jeden z najbardziej wstrząsających i poruszających albumów jakie zostały kiedykolwiek nagrane. Peter Hammill stworzył dzieło które moim zdaniem przewyższa wszystkie klasyczne płyty Van der Graaf Generator.
Pamiętam jak przed laty usłyszałem tę płytę po raz pierwszy... w środku nocy, radio włączone, a na uszach słuchawki...i te dżwięki...i ta przeszywająca muzyka ktora zostala ze mną już na zawsze. I wydaje mi się że coś we mnie nieodwracalnie zmieniła...wiem ze to głupio i trywialnie zabrzmi ale nic nie bylo potem takie same...nawet promienie wiosennego slońca odczuwałem inaczej...i tylko te dzwięki wciąż drązą dziurę w moim sercu...
chyba nigdy wcześniej ani póżniej nie słyszalem muzyki w takim stopniu przepelnionej mrokiem i rozpaczą...muzyki która wrażliwe serca pogrąża w otchlaniach wiecznej nocy skąd nie będzie już powrotu.
Tych dżwieków najlepiej się słucha w pustym pokoju oświetlonym jedynie lekkim światłem swiec....wytedy wystarczy tylko zamknąć oczy i już nas nie ma....na 49 minut zostaniemy przeniesieni do krainy niczym z opowiadań Edgara Allana Poe... byc może niektórzy zostaną tam na zawsze...
Ktoś kiedyś napisał że wstyd nie mieć tej płyty, wstyd nie nosić jej przy sobie. Podpisuję się pod tym obiema rękami...
Arcydzieło

#142
Niewielu wykonawcom udaje się sztuka by nagrać pod rząd 2 znakomite i genialne płyty. Takie coś zdarza się tylko największym artystom a i to nie zawsze( vide grupa Yes po wybitnej Close to the edge wydała Oceany topograficzne ktore już lekko tamtemu arcydziełu ustępowały).
Dlatego mogę sobie wyobrazić co przeżywał Peter Hammill podczas tworzenia płyty In camera zwlaszcza że kilka miesięcy wcześniej na rynku ukazał się album Silent Corner...będący przeciez prawdziwym dzielem sztuki. Artyście pozostało więc już tylko napisac kolejne arcydzielo...I choć trudno w to uwierzyć, udalo mu się.
Twórczość Hammilla( czy to solowa czy tez z VDGG) zawsze koncentrowała się na jak najdogłębniejszym zbadaniu i przeanalizowaniu uczuć i emocji towarzyszących nam w życiu codziennym takich jak miłośc, strach, cierpienie,smutek oraz ból po odejściu bliskiej osoby. Dlatego sluchając jego muzyki i wczytując się w teksty trudno jest mi zachować obiektywizm. Bo przecież często ma się wrażenie ze dana pieśn opowiada właśnie o mnie...I wlaśnie to sprawia że Jego tworczość ma tak wielkie znaczenie dla wielu osób.
Album rozpoczyna się bardzo delikatnie od lirycznej ballady Ferret and the Featherbird która zupelnie nie zapowiada mroków
spowijających tę płytę...
Dopiero następna kompozycja zwiastuje nastanie nocy. ( No more) the submariner to gorzkie rozliczenie się Hammilla z własnym dzieciństwem i wiekiem męskim. Muzycznie robi sie naprawde dekadencko a ciemny nastrój potegują jeszcze zlowieszcze dzwięki syntezatorów.
Dalej mamy najmocniejszy fragment albumu, kojarzący się nawet z hard-rockiem Tapeworm. Warto tu zwrócić uwagę na środek utworu gdy artysta śpiewa znakomitą partie wokalną zupelnie a capella.
Again czyli następna pieśn to już jeden z największych klasykow Hammilla...Nie jestem w stanie sobie przypomnieć ileż to razy nuciłem sobie: I see your picture, but there's no part of you outside the frame....Te dzwięki naprawde potrafią pomóc w cięzkich chwilach.
Druga strona albumu zaczyna się od Faint-Heart and the Sermon który jest jakby kontynuacją The lie z poprzedniej płyty. Pod względem tekstowym znowu mamy wiec krytykę kościoła jako instytucji bedącej jedyną drogą do zbawienia. Hammill nie wierzy w żadne zbawienie a jedyne czego jest pewien to tego że żyje i że nie chce swojej egzystencji złożyć w ofierze na ołtarzu wiary...jeśli chodzi o muzykę towarzyszącą tym wynurzeniom to jest to najbardziej monumentalna kompozycja na In camera ze znakomitą partią klawiszy.
Dalej mamy mroczne The Comet, the Course, the Tail z genialnym tekstem o utraconym sensie życia no a potem....
Czas na grande finale czyli 17 minutową suitę Gog Magog...I szczerze powiedziawszy nie potrafię nic napisac o tej muzyce. Po prostu brak mi słow. Takie rzeczy się przeżywa. Powiem tylko że dzwięki organów towarzyszące tej kompozycji sprawiają iz przed oczami mam widok nawiedzonej katedry co pogrążona jest w mroku nocy...
Wielka płyta
#143
Recenzje i opisy płyt PH / PH7
05 Grudzień 2008, 22:12:35
Po wydaniu w 1978 roku płyty Future now Peter Hammill na dobre wkroczył na ścieżkę poszukiwań i eksperymentów z brzmieniem, które powoli stawało się coraz bardziej odległe od tego co artysta proponował nam we wczesnych latach 70-tych. Już ten album był świadectwem zmian, które w niedługim czasie miały całkowicie przekształcić charakter muzyki byłego lidera VDGG( vide takie eksperymentalne kompozycje jak choćby A Motor-bike in Africa).
Na PH7 Mistrz poszedł nieco dalej, znów prezentując kolekcję oszałamiających dźwięków. Tym razem jednak jest to płyta o wiele bardziej mroczna i agresywna. Pełna złości ,chaosu i krzyku choć nie pozbawiona też odrobiny refleksji i zadumy nad otaczającym nas światem.
Zaczyna się dość nietypowo, bo od prawdziwej klasycznej Hammillowskiej ballady czyli My favourite. W tej kompozycji prym wiodą linia melodyczna wygrywana przez gitarę akustyczną a w tle słychać miłe dla uszu smyczki...
Sielanka jednak nie trwa długo bo kończy się już wraz z następnym numerem zatytułowanym Careering- to niesamowicie mroczne i przepełnione jakimś nieuzasadnionym strachem nagranie stoi w prawdziwej opozycji do poprzedniego....i tak jest już niemal do samego końca tego albumu.....
Porton down- kolejny fragment PH7 to niesamowita dawka krzyku i wstrzymywanej przez lata frustracji wspomorzona przez brudne dźwięki gitar i agresywny głos Hammilla...Nastrojem trochę przypomina mi nawet niektóre kompozycje z najcięższej płyty Petera czyli Nadirs big chance. No i jeszcze ten nieustający dotyk mroku wydobywający się z każdej nuty tego nagrania.
Pod numerem czwartym kryje się kolejna ballada- Mirror Images( znana też z wykonania VDGG)- jednakże jeśli ktoś spodziewał by się słodkich taktów niczym z My favourite ten srodze się zawiedzie. Mirror Images to kolejna dawka mroku i zwątpienia podlana przepięknymi dźwiękami syntezatorów....No i do tego ten znakomity tekst:

If I'm the mirror and you're the image
then what's the secret between the two,
these 'me's and 'you's, how many can there be.....

Handicap and Equality czyli następna kompozycja- to już rzecz oparta przede wszystkim na brzmieniu gitary akustycznej gdzie jak zwykle w takich sytuacjach głos Hammilla jest oczywiście najważniejszym instrumentem. Podobnie jak w nagraniu szóstym Not for Keith- pełnej żalu i smutku elegii na cześć przyjaciela. Zawsze gdy słucham tych 2 fragmentów, przed oczami stoi mi bydgoski koncert Mistrza...nikt tak nie potrafi oddać tylu emocji, za pomocą kilku zaledwie wersów...i jeszcze ta kamienna cisza pomiędzy poszczególnymi zwrotkami...
Dalej mamy Old school tie- niezwykle dynamiczny numer z prawie hipnotycznie wykrzyczanym refrenem a zaraz potem następną perełkę czyli Time for change. To chyba jedna z najbardziej znanych piosenek Hammilla( a skomponowana przez jego przyjaciela Chrisa Judge Smitha), do dziś wykonywana przez niego na niektórych koncertach. Nie można zapomnieć tutaj o przepięknej linii melodycznej i do tego jeszcze te słowa wypowiedziane niemal na samym końcu-

Oh, time for a change,
out of reach, out of range.
Go and tell Doctor Strange
that it's time for a change.


Trzy ostatnie fragmenty albumu PH7 zawsze stanowiły dla mnie jedną całość. Najpierw słuchamy mrocznego i przepełnionego gniewem Imperial Walls a zaraz potem czeka nas prawdziwa muzyczna uczta czyli 2 połączone ze sobą nagrania Mr. X (Gets Tense) i Faculty X które razem trwają ponad 10 minut. Muzycznie Hammill kontynuuje tutaj nastrój z Imperial Walls- pełen nagłych zmian tempa i nieomal hipnotycznie wyśpiewywanego tekstu...A do tego jeszcze te orientalne klawisze w środkowej części tej mini-suity....
Podsumowując pH7 to kolejny znakomity album Mistrza, choć trzeba podkreślić iż nie jest to muzyka dla każdego. Jeśli ktoś lubi tylko klasyczne płyty Hammilla ( bądź VDGG) może się tutaj trochę rozczarować. Wystarczy dać jednak tej muzyce odrobinę czasu i nie będziemy się mogli od niej uwolnić. Wszak znam ludzi dla których PH7 to ulubiony album tego wykonawcy.

#144
Kiedy po raz pierwszy usłyszeliście muzykę Mistrza? Jeśli o mnie chodzi to z Hammillem zetknąlem się u Tomka Beksinskiego gdzieś w 1999...To właśnie Tomkowi zawdzięc zam me uwielbienie dla tego artysty..Pamiętam jak dziś, środek nocy, słuchawki na uszach i fragmenty płyty This....choć wtedy leżałem na łozku to nogi się podemną ugieły...i tak zostało do dziś
#145
Organizacja forum / Powitania
05 Grudzień 2008, 12:00:22
Witam wszystkich  na forum poświęconemu mojemu mistrzowi Peterowi Hammilowi....szxczegolnie serdecznie witam skeletona( via ceizuraz) bo my przecież znamy się z forum progrock.org.pl...skeletonie to ja Edgar tylko pod innym nickiem ;)...Liczę na ciekawe dyskusję