"Ship of Fools" - polskie forum VdGG / PH
Nowości => Inni wykonawcy => Wątek zaczęty przez: ceizurac w 25 Listopada 2015, 13:06:53
-
Kurde blade, chyba się tym razem nie oprę, tym bardziej, że 2 pierwsze koncerty zagrają u mnie za miedzą, właściwie o rzut (może z pięć rzutów) beretem. ;D
An evening with KING CRIMSON
17.09.2016 ZABRZE - Dom Muzyki i Tańca, 20:00
18.09.2016 ZABRZE - Dom Muzyki i Tańca, 20:00
20.09.2016 WROCŁAW - Narodowe Forum Muzyki, 20:00
21.09.2016 WROCŁAW - Narodowe Forum Muzyki, 20:00
Bilety w cenach od 179,00zł do 349,00zł
Sprzedaż biletów od 27.11.2015 od godz. 10:00.
-
I ja się nie oprę, bo na ostatnie koncerty u mnie za miedzą :) Mam nadzieję, ze bilety nie rozejdą się na pniu, bo we Wrocławiu miejsc tylko dla 1800 osób.
-
No to mnie załatwili- chyba pojadę( do Wrocławia bo bliżej ) bo taka okazja może się już nie powtórzyć- a jutro planowałem też kupić bilety na The Cure :)
-
No to mnie załatwili- chyba pojadę( do Wrocławia bo bliżej ) bo taka okazja może się już nie powtórzyć- a jutro planowałem też kupić bilety na The Cure :)
No i jak żyć? :) Na szczęście niebawem wypłata :)
-
No to mnie załatwili- chyba pojadę( do Wrocławia bo bliżej ) bo taka okazja może się już nie powtórzyć- a jutro planowałem też kupić bilety na The Cure :)
No i jak żyć? :) Na szczęście niebawem wypłata :)
jak się jeszcze okaże że Hammill w przyszłym roku przyjeżdża do polski to mnie chyba coś trafi :)
Ps: na The Cure bilety kupione- na płytę główną za 179 zł
-
Jeśli ktoś chce iść na koncert niech już kupuje bilet - zostały i tak same drogie, więc ja odpadam raczej. Jakoś przeżyję, a szkoda mi tyle kasy wydawać.
http://www.ticketpro.pl/jnp/muzyka/1735841-king-crimson.html
-
King crimson, the cure kupione
-
King crimson, the cure kupione
Ja też. Żona mnie zabije :)
-
Jeśli ktoś chce iść na koncert niech już kupuje bilet - zostały i tak same drogie, więc ja odpadam raczej. Jakoś przeżyję, a szkoda mi tyle kasy wydawać.
http://www.ticketpro.pl/jnp/muzyka/1735841-king-crimson.html
Tańsze można jeszcze via rockserwis.pl chyba kupić.
Np. tutaj: http://rockserwis.pl/serwis.do?menu=main&pid=172533&cat=12&mcat=12&l=1
-
Podobnie jak Ceizurac z powodów finansowych King Crimson zmuszony będę sobie odpuścić - choć oczywiście obaj będziemy tam duchowo ;D
-
A dziś miła niespodzianka - wracam do domu, a tu list polecony z biletem na koncert w Zabrzu 18 września.
-
A dziś miła niespodzianka - wracam do domu, a tu list polecony z biletem na koncert w Zabrzu 18 września.
No to będziemy mogli wymienić się wrażeniami. Zabrze vs Wrocław :))
-
A dziś miła niespodzianka - wracam do domu, a tu list polecony z biletem na koncert w Zabrzu 18 września.
No to będziemy mogli wymienić się wrażeniami. Zabrze vs Wrocław :))
No jasne. :)
A tu można jeszcze kupić bilety na 18 września za 119 zł:
http://www.eventim.pl/
-
Jeremy Stacey zastąpi Billa Rieflina na koncertach w tym roku
-
Jeremy Stacey zastąpi Billa Rieflina na koncertach w tym roku
Dopóki nikt nie próbuje zastępować Roberta Frippa, to dla mnie OK :)
-
Tony Levin zapowiedział (niestety nie mogę znaleźć źródła - wczoraj czytałem gdzieś?), że w jesiennej trasie koncertowej pojawią się premierowe utwory.
-
Ale oni grają nowe rzeczy już od kilku miesięcy. Niekiedy są to improwizacje, a w kilku przypadkach już coś co w zamyśle może znaleźć się na nowym albumie. Może jesienią będzie tego więcej albo w bardziej dopracowanej formie - czemu nie :)
-
Ale oni grają nowe rzeczy już od kilku miesięcy. Niekiedy są to improwizacje, a w kilku przypadkach już coś co w zamyśle może znaleźć się na nowym albumie. Może jesienią będzie tego więcej albo w bardziej dopracowanej formie - czemu nie :)
Wiem, wiem, ale z wypowiedzi wynikało, że to będą konkretne kompozycje, a nie improwizacje czy też jakieś zalążki.
-
Ale oni grają nowe rzeczy już od kilku miesięcy. Niekiedy są to improwizacje, a w kilku przypadkach już coś co w zamyśle może znaleźć się na nowym albumie. Może jesienią będzie tego więcej albo w bardziej dopracowanej formie - czemu nie :)
Wiem, wiem, ale z wypowiedzi wynikało, że to będą konkretne kompozycje, a nie improwizacje czy też jakieś zalążki.
git czad :)
-
Ale oni grają nowe rzeczy już od kilku miesięcy. Niekiedy są to improwizacje, a w kilku przypadkach już coś co w zamyśle może znaleźć się na nowym albumie. Może jesienią będzie tego więcej albo w bardziej dopracowanej formie - czemu nie :)
Wiem, wiem, ale z wypowiedzi wynikało, że to będą konkretne kompozycje, a nie improwizacje czy też jakieś zalążki.
git czad :)
Jeśli słuchaliście Live In Toronto - to tam są dwie nowe kompozycje (na cały zespół), instrumentalna Frippa "Radical Action" i wokalna autorstwa Frippa i Jakkszyka "Meltdown", plus kilka drobiazgów na trzy perkusje typu "Hell Hounds Of Krim".
-
Jeśli słuchaliście Live In Toronto - to tam są dwie nowe kompozycje (na cały zespół), instrumentalna Frippa "Radical Action" i wokalna autorstwa Frippa i Jakkszyka "Meltdown", plus kilka drobiazgów na trzy perkusje typu "Hell Hounds Of Krim".
Racja. Ale o ile kompozycja Frippa ma jakąś moc, potencjał (w sumie może się kojarzyć z albumem "Red") to "Meltdown" raczej rozczarowuje - w większości wokalnie; natomiast co do grania na trzy perkusje - ja akurat nie widzę w tym żadnego sensu - ale skoro Fripp tak sobie to uwidział niech mu będzie.
-
Jeśli słuchaliście Live In Toronto - to tam są dwie nowe kompozycje (na cały zespół), instrumentalna Frippa "Radical Action" i wokalna autorstwa Frippa i Jakkszyka "Meltdown", plus kilka drobiazgów na trzy perkusje typu "Hell Hounds Of Krim".
Racja. Ale o ile kompozycja Frippa ma jakąś moc, potencjał (w sumie może się kojarzyć z albumem "Red") to "Meltdown" raczej rozczarowuje - w większości wokalnie; natomiast co do grania na trzy perkusje - ja akurat nie widzę w tym żadnego sensu - ale skoro Fripp tak sobie to uwidział niech mu będzie.
Dzięki trzem perkusistom ma kto obsługiwać melotron :)
-
Jeśli słuchaliście Live In Toronto - to tam są dwie nowe kompozycje (na cały zespół), instrumentalna Frippa "Radical Action" i wokalna autorstwa Frippa i Jakkszyka "Meltdown", plus kilka drobiazgów na trzy perkusje typu "Hell Hounds Of Krim".
Racja. Ale o ile kompozycja Frippa ma jakąś moc, potencjał (w sumie może się kojarzyć z albumem "Red") to "Meltdown" raczej rozczarowuje - w większości wokalnie; natomiast co do grania na trzy perkusje - ja akurat nie widzę w tym żadnego sensu - ale skoro Fripp tak sobie to uwidział niech mu będzie.
Dzięki trzem perkusistom ma kto obsługiwać melotron :)
z tego co pamiętam to Fripp go obsługuje
-
Dzięki trzem perkusistom ma kto obsługiwać melotron :)
Jak rzekł mój kuzyn - w aktualnym składzie King Crimson jest trzech perkusistów po to, by w trakcie utworu jeden walił w lewy bęben, drugi w prawy a trzeci w środkowy. ;)
-
Dzięki trzem perkusistom ma kto obsługiwać melotron :)
Jak rzekł mój kuzyn - w aktualnym składzie King Crimson jest trzech perkusistów po to, by w trakcie utworu jeden walił w lewy bęben, drugi w prawy a trzeci w środkowy. ;)
A ja myślę, że odpowiedzią na pytanie dlaczego 3 perkusistów są obie płyty koncertowe (Live At Orpheum i Live In Toronto). Czy zawsze się to sprawdza? Moim zdaniem - nie zawsze, na przykład w "One More Red Nightmare" się nie udało dorównać jednemu Brufordowi, ale tam gdzie chodzi o wręcz "gamelanową" interakcję miedzy instrumentami perkusyjnymi, może to przynosić ciekawe rezultaty. Perkusja w "rocku" nie zawsze musi "tłuc na maksa" i może na tym polegał pomysł z trzema perkusjami, by to one "grały między sobą", tkały rytmy, tak jak niegdyś (w latach 1981-1984) robiły to gitary Frippa i Belewa.
-
Jeśli słuchaliście Live In Toronto - to tam są dwie nowe kompozycje (na cały zespół), instrumentalna Frippa "Radical Action" i wokalna autorstwa Frippa i Jakkszyka "Meltdown", plus kilka drobiazgów na trzy perkusje typu "Hell Hounds Of Krim".
Racja. Ale o ile kompozycja Frippa ma jakąś moc, potencjał (w sumie może się kojarzyć z albumem "Red") to "Meltdown" raczej rozczarowuje - w większości wokalnie; natomiast co do grania na trzy perkusje - ja akurat nie widzę w tym żadnego sensu - ale skoro Fripp tak sobie to uwidział niech mu będzie.
Dzięki trzem perkusistom ma kto obsługiwać melotron :)
z tego co pamiętam to Fripp go obsługuje
Bill Rieflin raczej.
-
Tak, Rieflin obsługiwał - można na YT zobaczyć. Możliwe, że Fripp też.
-
Dzięki trzem perkusistom ma kto obsługiwać melotron :)
Jak rzekł mój kuzyn - w aktualnym składzie King Crimson jest trzech perkusistów po to, by w trakcie utworu jeden walił w lewy bęben, drugi w prawy a trzeci w środkowy. ;)
A ja myślę, że odpowiedzią na pytanie dlaczego 3 perkusistów są obie płyty koncertowe (Live At Orpheum i Live In Toronto). Czy zawsze się to sprawdza? Moim zdaniem - nie zawsze, na przykład w "One More Red Nightmare" się nie udało dorównać jednemu Brufordowi, ale tam gdzie chodzi o wręcz "gamelanową" interakcję miedzy instrumentami perkusyjnymi, może to przynosić ciekawe rezultaty. Perkusja w "rocku" nie zawsze musi "tłuc na maksa" i może na tym polegał pomysł z trzema perkusjami, by to one "grały między sobą", tkały rytmy, tak jak niegdyś (w latach 1981-1984) robiły to gitary Frippa i Belewa.
Masz rację, ale mnie nie przekonuje "trzyperkusyjny" zespół do końca; pewnie jak zobaczę na żywo to zmienię nieco zdanie. Zresztą podobnie było w przypadku płyt "VROOOM" i "THRAK" - do dziś uważam, że dwie perkusje również nie zostały do końca wykorzystane - i o ile w utworach tytułowych "słychać" je obie wyraźnie to w reszcie utworów już nie. I to jest chyba ten problem - nie słychać, ale widać (dvd, koncerty). Jednakże Frippowi należy się szacunek za ten ruch i pewnie trud by się zgrać.
-
Tak, Rieflin obsługiwał - można na YT zobaczyć. Możliwe, że Fripp też.
to chyba mi się cos pomieszało z tym Frippem
-
Tak, Rieflin obsługiwał - można na YT zobaczyć. Możliwe, że Fripp też.
to chyba mi się cos pomieszało z tym Frippem
W okresie Larks mieli dwa - czarny i biały. Na jednym grał Fripp, a na drugim Cross. Może tym razem jest podobnie.
-
Dzięki trzem perkusistom ma kto obsługiwać melotron :)
Jak rzekł mój kuzyn - w aktualnym składzie King Crimson jest trzech perkusistów po to, by w trakcie utworu jeden walił w lewy bęben, drugi w prawy a trzeci w środkowy. ;)
A ja myślę, że odpowiedzią na pytanie dlaczego 3 perkusistów są obie płyty koncertowe (Live At Orpheum i Live In Toronto). Czy zawsze się to sprawdza? Moim zdaniem - nie zawsze, na przykład w "One More Red Nightmare" się nie udało dorównać jednemu Brufordowi, ale tam gdzie chodzi o wręcz "gamelanową" interakcję miedzy instrumentami perkusyjnymi, może to przynosić ciekawe rezultaty. Perkusja w "rocku" nie zawsze musi "tłuc na maksa" i może na tym polegał pomysł z trzema perkusjami, by to one "grały między sobą", tkały rytmy, tak jak niegdyś (w latach 1981-1984) robiły to gitary Frippa i Belewa.
Masz rację, ale mnie nie przekonuje "trzyperkusyjny" zespół do końca; pewnie jak zobaczę na żywo to zmienię nieco zdanie. Zresztą podobnie było w przypadku płyt "VROOOM" i "THRAK" - do dziś uważam, że dwie perkusje również nie zostały do końca wykorzystane - i o ile w utworach tytułowych "słychać" je obie wyraźnie to w reszcie utworów już nie. I to jest chyba ten problem - nie słychać, ale widać (dvd, koncerty). Jednakże Frippowi należy się szacunek za ten ruch i pewnie trud by się zgrać.
Masz rację. Również uważam, że potencjał dwu perkusji w Double Trio nie został wykorzystany. Zresztą, w ogóle potencjał tej idei - podwójnego tria - również. Przesłuchuję sobie właśnie zestaw "Thrak" (dziś dysk 5) i wyraźnie się to potwierdza. A jeszcze bardziej mnie szlak trafia jak słyszę jak marnie zostało to nagrane. No cóż, uroki wczesnego etapu nagrań cyfrowych na DAT-cie (właściwie A-DAT-cie).
-
Dzięki trzem perkusistom ma kto obsługiwać melotron :)
Jak rzekł mój kuzyn - w aktualnym składzie King Crimson jest trzech perkusistów po to, by w trakcie utworu jeden walił w lewy bęben, drugi w prawy a trzeci w środkowy. ;)
A ja myślę, że odpowiedzią na pytanie dlaczego 3 perkusistów są obie płyty koncertowe (Live At Orpheum i Live In Toronto). Czy zawsze się to sprawdza? Moim zdaniem - nie zawsze, na przykład w "One More Red Nightmare" się nie udało dorównać jednemu Brufordowi, ale tam gdzie chodzi o wręcz "gamelanową" interakcję miedzy instrumentami perkusyjnymi, może to przynosić ciekawe rezultaty. Perkusja w "rocku" nie zawsze musi "tłuc na maksa" i może na tym polegał pomysł z trzema perkusjami, by to one "grały między sobą", tkały rytmy, tak jak niegdyś (w latach 1981-1984) robiły to gitary Frippa i Belewa.
Masz rację, ale mnie nie przekonuje "trzyperkusyjny" zespół do końca; pewnie jak zobaczę na żywo to zmienię nieco zdanie. Zresztą podobnie było w przypadku płyt "VROOOM" i "THRAK" - do dziś uważam, że dwie perkusje również nie zostały do końca wykorzystane - i o ile w utworach tytułowych "słychać" je obie wyraźnie to w reszcie utworów już nie. I to jest chyba ten problem - nie słychać, ale widać (dvd, koncerty). Jednakże Frippowi należy się szacunek za ten ruch i pewnie trud by się zgrać.
Masz rację. Również uważam, że potencjał dwu perkusji w Double Trio nie został wykorzystany. Zresztą, w ogóle potencjał tej idei - podwójnego tria - również. Przesłuchuję sobie właśnie zestaw "Thrak" (dziś dysk 5) i wyraźnie się to potwierdza. A jeszcze bardziej mnie szlak trafia jak słyszę jak marnie zostało to nagrane. No cóż, uroki wczesnego etapu nagrań cyfrowych na DAT-cie (właściwie A-DAT-cie).
Na całe szczęście Muzyka na Thrak się broni :) Wspaniała płyta. Lubię o wiele bardziej niż chociażby kolorowa trylogie która była przed nią.
-
Dzięki trzem perkusistom ma kto obsługiwać melotron :)
Jak rzekł mój kuzyn - w aktualnym składzie King Crimson jest trzech perkusistów po to, by w trakcie utworu jeden walił w lewy bęben, drugi w prawy a trzeci w środkowy. ;)
A ja myślę, że odpowiedzią na pytanie dlaczego 3 perkusistów są obie płyty koncertowe (Live At Orpheum i Live In Toronto). Czy zawsze się to sprawdza? Moim zdaniem - nie zawsze, na przykład w "One More Red Nightmare" się nie udało dorównać jednemu Brufordowi, ale tam gdzie chodzi o wręcz "gamelanową" interakcję miedzy instrumentami perkusyjnymi, może to przynosić ciekawe rezultaty. Perkusja w "rocku" nie zawsze musi "tłuc na maksa" i może na tym polegał pomysł z trzema perkusjami, by to one "grały między sobą", tkały rytmy, tak jak niegdyś (w latach 1981-1984) robiły to gitary Frippa i Belewa.
Masz rację, ale mnie nie przekonuje "trzyperkusyjny" zespół do końca; pewnie jak zobaczę na żywo to zmienię nieco zdanie. Zresztą podobnie było w przypadku płyt "VROOOM" i "THRAK" - do dziś uważam, że dwie perkusje również nie zostały do końca wykorzystane - i o ile w utworach tytułowych "słychać" je obie wyraźnie to w reszcie utworów już nie. I to jest chyba ten problem - nie słychać, ale widać (dvd, koncerty). Jednakże Frippowi należy się szacunek za ten ruch i pewnie trud by się zgrać.
Masz rację. Również uważam, że potencjał dwu perkusji w Double Trio nie został wykorzystany. Zresztą, w ogóle potencjał tej idei - podwójnego tria - również. Przesłuchuję sobie właśnie zestaw "Thrak" (dziś dysk 5) i wyraźnie się to potwierdza. A jeszcze bardziej mnie szlak trafia jak słyszę jak marnie zostało to nagrane. No cóż, uroki wczesnego etapu nagrań cyfrowych na DAT-cie (właściwie A-DAT-cie).
Na całe szczęście Muzyka na Thrak się broni :) Wspaniała płyta. Lubię o wiele bardziej niż chociażby kolorowa trylogie która była przed nią.
Lubię Thrak. Ale Discipline stawiam o wiele wyżej.
-
Dzięki trzem perkusistom ma kto obsługiwać melotron :)
Jak rzekł mój kuzyn - w aktualnym składzie King Crimson jest trzech perkusistów po to, by w trakcie utworu jeden walił w lewy bęben, drugi w prawy a trzeci w środkowy. ;)
A ja myślę, że odpowiedzią na pytanie dlaczego 3 perkusistów są obie płyty koncertowe (Live At Orpheum i Live In Toronto). Czy zawsze się to sprawdza? Moim zdaniem - nie zawsze, na przykład w "One More Red Nightmare" się nie udało dorównać jednemu Brufordowi, ale tam gdzie chodzi o wręcz "gamelanową" interakcję miedzy instrumentami perkusyjnymi, może to przynosić ciekawe rezultaty. Perkusja w "rocku" nie zawsze musi "tłuc na maksa" i może na tym polegał pomysł z trzema perkusjami, by to one "grały między sobą", tkały rytmy, tak jak niegdyś (w latach 1981-1984) robiły to gitary Frippa i Belewa.
Masz rację, ale mnie nie przekonuje "trzyperkusyjny" zespół do końca; pewnie jak zobaczę na żywo to zmienię nieco zdanie. Zresztą podobnie było w przypadku płyt "VROOOM" i "THRAK" - do dziś uważam, że dwie perkusje również nie zostały do końca wykorzystane - i o ile w utworach tytułowych "słychać" je obie wyraźnie to w reszcie utworów już nie. I to jest chyba ten problem - nie słychać, ale widać (dvd, koncerty). Jednakże Frippowi należy się szacunek za ten ruch i pewnie trud by się zgrać.
Masz rację. Również uważam, że potencjał dwu perkusji w Double Trio nie został wykorzystany. Zresztą, w ogóle potencjał tej idei - podwójnego tria - również. Przesłuchuję sobie właśnie zestaw "Thrak" (dziś dysk 5) i wyraźnie się to potwierdza. A jeszcze bardziej mnie szlak trafia jak słyszę jak marnie zostało to nagrane. No cóż, uroki wczesnego etapu nagrań cyfrowych na DAT-cie (właściwie A-DAT-cie).
Na całe szczęście Muzyka na Thrak się broni :) Wspaniała płyta. Lubię o wiele bardziej niż chociażby kolorowa trylogie która była przed nią.
Lubię Thrak. Ale Discipline stawiam o wiele wyżej.
zgadzam się w pełni z Hajdukiem- Discipline to jedna z najlepszych płyt lat 80-tych- zresztą o wiele częściej do niej wracam niż do płyt KC z lat 2000-2003
-
Dzięki trzem perkusistom ma kto obsługiwać melotron :)
Jak rzekł mój kuzyn - w aktualnym składzie King Crimson jest trzech perkusistów po to, by w trakcie utworu jeden walił w lewy bęben, drugi w prawy a trzeci w środkowy. ;)
A ja myślę, że odpowiedzią na pytanie dlaczego 3 perkusistów są obie płyty koncertowe (Live At Orpheum i Live In Toronto). Czy zawsze się to sprawdza? Moim zdaniem - nie zawsze, na przykład w "One More Red Nightmare" się nie udało dorównać jednemu Brufordowi, ale tam gdzie chodzi o wręcz "gamelanową" interakcję miedzy instrumentami perkusyjnymi, może to przynosić ciekawe rezultaty. Perkusja w "rocku" nie zawsze musi "tłuc na maksa" i może na tym polegał pomysł z trzema perkusjami, by to one "grały między sobą", tkały rytmy, tak jak niegdyś (w latach 1981-1984) robiły to gitary Frippa i Belewa.
Masz rację, ale mnie nie przekonuje "trzyperkusyjny" zespół do końca; pewnie jak zobaczę na żywo to zmienię nieco zdanie. Zresztą podobnie było w przypadku płyt "VROOOM" i "THRAK" - do dziś uważam, że dwie perkusje również nie zostały do końca wykorzystane - i o ile w utworach tytułowych "słychać" je obie wyraźnie to w reszcie utworów już nie. I to jest chyba ten problem - nie słychać, ale widać (dvd, koncerty). Jednakże Frippowi należy się szacunek za ten ruch i pewnie trud by się zgrać.
Masz rację. Również uważam, że potencjał dwu perkusji w Double Trio nie został wykorzystany. Zresztą, w ogóle potencjał tej idei - podwójnego tria - również. Przesłuchuję sobie właśnie zestaw "Thrak" (dziś dysk 5) i wyraźnie się to potwierdza. A jeszcze bardziej mnie szlak trafia jak słyszę jak marnie zostało to nagrane. No cóż, uroki wczesnego etapu nagrań cyfrowych na DAT-cie (właściwie A-DAT-cie).
Na całe szczęście Muzyka na Thrak się broni :) Wspaniała płyta. Lubię o wiele bardziej niż chociażby kolorowa trylogie która była przed nią.
Lubię Thrak. Ale Discipline stawiam o wiele wyżej.
zgadzam się w pełni z Hajdukiem- Discipline to jedna z najlepszych płyt lat 80-tych- zresztą o wiele częściej do niej wracam niż do płyt KC z lat 2000-2003
U mnie jest wręcz przeciwnie. Do Discipline jeszcze czasami wracam (do pozostałych dwóch nie), ale Thrak to dla mnie muzycznie znacznie większa przygoda.
-
U mnie jest wręcz przeciwnie. Do Discipline jeszcze czasami wracam (do pozostałych dwóch nie), ale Thrak to dla mnie muzycznie znacznie większa przygoda.
[/quote]
Ale właśnie to THRAK jest muzycznie prostsze. Może poza tytułowym i "Sex Sleep Eat Dring Dream". Za to w pewnym sensie bliższe "Red" niż latom 80-tym.
-
U mnie jest wręcz przeciwnie. Do Discipline jeszcze czasami wracam (do pozostałych dwóch nie), ale Thrak to dla mnie muzycznie znacznie większa przygoda.
Ale właśnie to THRAK jest muzycznie prostsze. Może poza tytułowym i "Sex Sleep Eat Dring Dream". Za to w pewnym sensie bliższe "Red" niż latom 80-tym.
[/quote]
No może jest prostsze, ale nie jest nudne :)
-
Co prawda dawno już po, ale znalazłem informację (chyba Fripp przegina już), że King Crimson A.D. 2017 to teraz podwójny kwartet - Robert Fripp, Jakko Jakszyk, Tony Levin, Mel Collins, Pat Mastelotto, Gavin Harrison, Bill Rieflin i Jeremy Stacey. Czyli 4 perkusistów naraz plus dodatki.
https://www.dgmlive.com/news/KC%20double%20quartet
-
Co prawda dawno już po, ale znalazłem informację (chyba Fripp przegina już), że King Crimson A.D. 2017 to teraz podwójny kwartet - Robert Fripp, Jakko Jakszyk, Tony Levin, Mel Collins, Pat Mastelotto, Gavin Harrison, Bill Rieflin i Jeremy Stacey. Czyli 4 perkusistów naraz plus dodatki.
https://www.dgmlive.com/news/KC%20double%20quartet
Tak tak - to znane info :) Teraz to już bestia o 8 głowach. Z tym, że Fripp widzi to jako podwójny kwartet :) Na koncertach zarówno Rieflin jak i Stacey obsługiwali klawisze, więc może to pójść w zaskakujących kierunkach :) Ale fakt, ze to chyba lekkie przegięcie. W moim odczuciu chodzi o to, żeby znowu przearanżować trochę materiału, dorzucić coś ekstra i ruszyć w kolejną trasę. Co nie wróży dobrze nowej płycie....
-
A tutaj kolejna porcja informacji dotycząca koncertów w USA w 2017: http://consequenceofsound.net/2017/02/king-crimson-announce-us-tour-dates-and-theyre-bringing-along-four-drummers/
A najciekawsze jest to, że w kwietniu planowane jest wydanie singla z zupełnie nowym materiałem! :)
-
I jeszcze jedna sensacyjna wiadomość - Belew wraca do King Crimson.
http://www.terazrock.pl/aktualnosci/czytaj/adrian-belew-znowu-w-king-crimson.html
-
I jeszcze jedna sensacyjna wiadomość - Belew wraca do King Crimson.
http://www.terazrock.pl/aktualnosci/czytaj/adrian-belew-znowu-w-king-crimson.html
No to może teraz nagrają coś wartościowego
-
Cholera, nie wiem czy się cieszyć. Dla mnie ostatnie koncerty KC były tak ekscytujące w duże mierze dzięki materiałowi jaki był grany. W momencie, gdy wróci Adrian, zespół sięgnie najpewniej po mniej satysfakcjonujące dla mnie rejony. Oczywiście, jest szansa, że zespół nagra coś równie dobrego jak Thrak, ale czy doczekamy się kolejnej tak magicznej trasy? Pożyjemy, zobaczymy. Na pewno szansa na nową płytę wzrośnie, bo Belew to utalentowany kompozytor przecież.
-
I jeszcze jedna sensacyjna wiadomość - Belew wraca do King Crimson.
http://www.terazrock.pl/aktualnosci/czytaj/adrian-belew-znowu-w-king-crimson.html
No to może teraz nagrają coś wartościowego
wspaniała wiadomość- obok Lake'a to mój ulubiony wokalista KC- a Jakszyk w ogóle mi nie podszedł :)
-
I jeszcze jedna sensacyjna wiadomość - Belew wraca do King Crimson.
http://www.terazrock.pl/aktualnosci/czytaj/adrian-belew-znowu-w-king-crimson.html
No to może teraz nagrają coś wartościowego
wspaniała wiadomość- obok Lake'a to mój ulubiony wokalista KC- a Jakszyk w ogóle mi nie podszedł :)
Mi też nie podszedł Jakko. A w One More Red Nightmare doprowadza mnie do szału.
-
Wg Pata Mastelotto (na rockjazz.pl takie info) King Crimson zagra w przyszły roku trasę po Europie, m.in. latem w Krakowie kilka koncertów. Ciekawe tylko w jakim składzie. :D
-
Wg Pata Mastelotto (na rockjazz.pl takie info) King Crimson zagra w przyszły roku trasę po Europie, m.in. latem w Krakowie kilka koncertów. Ciekawe tylko w jakim składzie. :D
Fripp lub Singleton w swoich dziennikach napomknęli już, że trasa po Europie w 2018 roku jest już zabookowana. Więc ten Kraków jest prawdopodobny.
Co do składu to na pewno będzie to oktet: Fripp - Collins - Jakkszyk - Levin - Rieflin - Mastelotto - Stacey - Harrison.
Belew jest w odwodzie - i może kiedyś będzie inkorporowany do składu "roboczego". Obstawiam jednak, że nie zdarzy się to wcześniej niż w 2019 roku - ale oczywiście mogę się mylić.
-
O ja Cię....!!!!
-
A możecie dać jakiś link do źródła?
-
A możecie dać jakiś link do źródła?
Ja podałem tylko za gościem z rockjazz.pl (http://rockjazz.pl/viewtopic.php?t=76&start=1080), który żadnego linku nie podał.
-
Wg Pata Mastelotto (na rockjazz.pl takie info) King Crimson zagra w przyszły roku trasę po Europie, m.in. latem w Krakowie kilka koncertów. Ciekawe tylko w jakim składzie. :D
Fripp lub Singleton w swoich dziennikach napomknęli już, że trasa po Europie w 2018 roku jest już zabookowana. Więc ten Kraków jest prawdopodobny.
Co do składu to na pewno będzie to oktet: Fripp - Collins - Jakkszyk - Levin - Rieflin - Mastelotto - Stacey - Harrison.
Belew jest w odwodzie - i może kiedyś będzie inkorporowany do składu "roboczego". Obstawiam jednak, że nie zdarzy się to wcześniej niż w 2019 roku - ale oczywiście mogę się mylić.
czyli na premierowy materiał nie ma chyba co liczyć- zbyt będą zajęci koncertowaniem
Bardzo jestem ciekaw materiału jaki będą grać na tej trasie...
-
No i się potwierdziło. W przyszłym roku trasa po Europie. W tym Polska. Nie wiadomo jeszcze gdzie dokładnie.
-
Proszę.
-
Liczyłem po cichu na Wrocław i Narodowe forum Muzyki, ale to byłby nadmiar szczęścia :)
-
Liczyłem po cichu na Wrocław i Narodowe forum Muzyki, ale to byłby nadmiar szczęścia :)
Wrocław to była akustyka, ale Poznań to jest prosto tramwajem numer 6,12,18 kilka przystanków na targi...
-
Liczyłem po cichu na Wrocław i Narodowe forum Muzyki, ale to byłby nadmiar szczęścia :)
Wrocław to była akustyka, ale Poznań to jest prosto tramwajem numer 6,12,18 kilka przystanków na targi...
Zazdroszczę lokalizacji :)
-
Cały czas plułem sobie w brodę, że w 2016 roku nie pojawiłem się na żadnym z koncertów - taka okazja mogła się już nie powtórzyć. Ale na szczęście się powtórzy. Do Poznania mam rzut beretem, może nawet na oba koncerty pójdę - setlista powinna być chyba zgoła odmienna?
A gdyby tak zagrali jeden koncert z Jakszykiem (klasyczny repertuar), a drugi z Belew ("THRAK" i te sprawy)? Hehehe... ;D
-
Cały czas plułem sobie w brodę, że w 2016 roku nie pojawiłem się na żadnym z koncertów - taka okazja mogła się już nie powtórzyć. Ale na szczęście się powtórzy. Do Poznania mam rzut beretem, może nawet na oba koncerty pójdę - setlista powinna być chyba zgoła odmienna?
A gdyby tak zagrali jeden koncert z Jakszykiem (klasyczny repertuar), a drugi z Belew ("THRAK" i te sprawy)? Hehehe... ;D
We Wrocławiu setlista różniła się trzema utworami. Ale warto było pójść na oba.
-
Idzie ktoś jutro w Poznaniu? LukaszS? Będę wdzięczny za jakąś relację/setlistę, bo już nie mogę się doczekać, a wybieram się dopiero w czwartek. Chyba jeszcze nigdy nie byłem tak podjarany przed jakimkolwiek koncertem. :D
-
Idę , idę ... postaram się o relację...
-
Ja się wybieram na niedzielny krakowski. Podzielę się wrażeniami. Chciałem wybrać się na dwa, nawet w opcji biletu dworskiego... ale trochę marudziłem i tyle tych koncertów w czerwcu (Camel, Yes by AWR, Akkerman QOTSA), że się spóźniłem z zakupem... gdyby ktoś z forumowiczów wybierał się z Żoną/Partnerką/Partnerem i miał na zbyciu 4-płytowe wydawnictwo dodawane do biletów dworsko-królewskich, to chętnie odkupię w rozsądnej cenie.
-
Pierwszy set za nami. Teraz 20 minut przerwy. Dużo improwizacji ale na znane tematy. Było już na dworze karmazynowego króla, Cirkus, i wykrzyczane Podoba mi się zamiast I Like it. Był kawałek hymnu na flecie zagrany
-
A jak tam z akustyką w tej Sali Ziemi? Gdzie siedzisz i jak oceniasz? Ja mam miejsce dość blisko, rząd D.
Czy perkusje są trzy, Rieflin tylko klawisze obsługuje? Bo trochę się boję o moje uszy. ;)
-
Pierwszy set za nami. Teraz 20 minut przerwy. Dużo improwizacji ale na znane tematy. Było już na dworze karmazynowego króla, Cirkus, i wykrzyczane Podoba mi się zamiast I Like it. Był kawałek hymnu na flecie zagrany
Czyli zagrali The Court Of The Crimson King, Cirkus, Indiscipline i .Larks Tongues In Aspic Part I, czy hymn wpletli w Interlude?
Czy jest podwójny sample Elements Of KC 2018?
-
Druga część za mną. Island, Starless, instrumentalne frame by tremę na bis schizofrenii....hymn na początku, płyty i koszulki byly...a przede wszystkim mocne rozimprowizowane granie...
-
Druga część za mną. Island, Starless, instrumentalne frame by tremę na bis schizofrenii....hymn na początku, płyty i koszulki byly...a przede wszystkim mocne rozimprowizowane granie...
Fajnie by było jakby zagrali Islands w niedzielę w Krakowie.
Wybieram się z bratem i dwoma siostrzenicami... i kumplem.
-
Uwaga - spoiler.
Według setlist.fm zagrali wczoraj w Poznaniu (13.06):
Część 1:
Larks' Tongues in Aspic, Part One
Neurotica
In The Court Of The Crimson King
Suitable Grounds for the Blues
Larks' Tongues in Aspic (Part IV)
Cirkus
Lizard (Bolero & The Battle Of Glass Tears)
Fracture
Indiscipline
Część 2:
Devil Dogs of Tessellation Row
Discipline
Radical Action (To Unseat the Hold of Monkey Mind)
Meltdown
Radical Action II
Level Five
Islands
Pictures of a City
Starless
Bis:
21st Century Schizoid Man
-
Tak było... Siedziałem w 5 rzędzie po stronie sekcji Collins, Levin, Mastelotto... Cirkus, Lizard, Starless, Islands błyszczące perełki tego koncertu. Akustyka w momentach spokojniejszych w Sali Ziemi jest dobra, ale nie tak dobra jak we Wrocławiu w Narodowym Forum Muzyki. W numerach gdzie dwie gitary i bas grają głośno akustyka już nie taka jak trzeba... Perkusiści w wybornej formie... Jakszyk poprawnie ale nie porywa swoim śpiewem, jednak widać że nie jest to Lake, Wetton czy Belew dla każdego z charakterystycznych okresów KC.
-
Tak było... Siedziałem w 5 rzędzie po stronie sekcji Collins, Levin, Mastelotto... Cirkus, Lizard, Starless, Islands błyszczące perełki tego koncertu. Akustyka w momentach spokojniejszych w Sali Ziemi jest dobra, ale nie tak dobra jak we Wrocławiu w Narodowym Forum Muzyki. W numerach gdzie dwie gitary i bas grają głośno akustyka już nie taka jak trzeba... Perkusiści w wybornej formie... Jakszyk poprawnie ale nie porywa swoim śpiewem, jednak widać że nie jest to Lake, Wetton czy Belew dla każdego z charakterystycznych okresów KC.
Czyli hymn był w Larks' Tongues In Aspic (Part 1) jak onegdaj w Zabrzu.
Nie lubię śpiewu Jakkszyka, choć daję rade jako gitarzysta. Fajnie, że zagrali Fracture.
-
Fajny zestaw. Dzisiaj tylko poproszę "Larks' Tongues In Aspic, Part II" zamiast "Part IV" i ewentualnie "Easy Money" lub "Epitaph" zamiast któregoś z utworów na początku drugiego setu. Reszta może się powtórzyć i będzie gitara. ;)
Też będę siedział po stronie Collinsa, tylko rząd bliżej. Pożyjemy, zobaczymy. Podzielę się wrażeniami na forum.
-
https://tonylevin.com/admin_6547/resources/Road-Diary/poz1setlist-w1600.jpg
-
Poznań, 14.06.2018:
https://www.setlist.fm/setlist/king-crimson/2018/sala-ziemia-pozna-poland-13ea8915.html
Cieszę się, że obstawiłem jednak czwartek, a nie środę. Moim zdaniem, setlista ciekawsza. Cztery utwory z debiutu, trzy z "Red", dwa bisy. Spójrzcie na set 2 - miazga.
Dla Jakszyka spory minus za "Indiscipline". Uwielbiam ten utwór, ale to wykonanie zupełnie mnie nie przekonało. Poza tym, śpiewał całkiem nieźle. Nie mam większych uwag, dawał radę, choć jego śpiew z pewnością czterech liter nie urywa.
Trzy perkusje to lekkie przegięcie, moje uszy wciąż nie mogą dojść do siebie. :( Akustyka w Sali Ziemi tylko w spokojniejszych utworach była przyzwoita, np. "Islands" wypadł dobrze. Gdy zaczynał grać cały zespół, to straszna "kaszka" się robiła, a trzy perkusje dawały taki łomot, że skutecznie przysłaniały resztę instrumentów.
-
to odczucia akustyki przy łomocie i spokojnych fragmentach mamy zbliżone...
-
Beast! Beast!
Krakowski koncert 17.06 był bardzo ciekawy. I, niestety, za głośny. Szczególne w pierwszej części.
Dłuższa relacja - jak odeśpię podróż
Według mnie zagrali:
Część 1:
The Hell Hounds Of Krim
Pictures Of A City
Neurotica
Epitaph
Suitable Gounds For The Blues (z nowym wstępem na fortepianie w wykonaniu Stacey'a)
Radical Action III (bardzo ciekawy, metalowy nowy numer)
Meltdown
Radical Action II
Level Five
The Letters
Red
One More Red Nightmare
Część 2:
Devil Dogs Of Tesellation Row
Indiscipline (z "Podoba mi się" na końcu)
The ConstrukCtion Of Light (Part 1)
Cirkus
Lizard - Part C. ii. The Last Skirmish (jedynie)
Moonchild
Moonchild - Tony Levin Cadenza
Moonchild - Jeremy Stacey Cadenza (na "fortepianie").
The Court Of The Crimson King
Larks' Tongues In Aspic Part IV
Islands
Larks' Tongues In Aspic Part II
Bis:
Starless (tylko jeden bis, ze względu na "fotografów" (???))
-
Dłuuugiii ten sen... ;-)
-
Dłuuugiii ten sen... ;-)
Spędziłem ponad około 36 godzin bez snu od 5:40 17.06 do 18:00 18.06... i mam już swoje lata (45). Pozwólcie mi dojść do siebie...
-
Dłuuugiii ten sen... ;-)
Spędziłem ponad około 36 godzin bez snu od 5:40 17.06 do 18:00 18.06... i mam już swoje lata (45). Pozwólcie mi dojść do siebie...
Wiem coś o tym. Dochodź do siebie Grzegorzu :)
-
The dream is over…
Pora przelać kilka impresji z niedzielnego koncertu King Crimson w Krakowie (17.06.2018 roku).
Nie będę ukrywał, że była to dla mnie szósta okazja by zobaczyć mój ulubiony zespół na żywo, choć obecny skład, z racji wokalisty i nastawienia na “historyczny” repertuar , niekoniecznie należy do moich ulubionych. Jakoż możliwość spędzenia dwu godzin z grupą muzyków kierowanych przez Roberta Frippa nie zdarza się co dzień, nie mogłem odpuścić sobie takiej okazji (jak dobrze wiecie, koncertów w Polsce w ramach tej trasy było sześć, więc wystarczyło się wybrać przynajmniej na jeden z nich).
W tygodniu poprzedzającym koncert w ramach “przygotowań” “odświeżyłem” sobie znajomość dwu koncertówek (“Radical Action (tu Unseat the Hold Of Monkey Mind)” i “Live In Chicago”) - by ocenić zdystansowanym uchem potencjał artystyczny formacji i przyswoić w końcu perkusyjne miniatury (typu “Devil Dogs” czy inne “Banshee Hassle”). Ze zdziwieniem zauważyłem, że tych płyt (w sumie 5 krążków) słucha mi się znacznie lepiej niż przy pierwszym z nimi zetknięciu. Maniera Jakkszyka nadal drażniła, ale za to zwróciłem uwagę na precyzję wykonania i pojawiającą się czasami brawurę w grze poszczególnych muzyków. Co więcej, Jakko przekonał mnie jako gitarzysta, a niektóre partie Collinsa (no może poza riffem w podkładzie “VROOOM”) przyprawiały o dreszcze (przyjemności, oczywiście). Dwa lata temu w Zabrzu miałem już przyjemność doświadczyć już koncertu w siedmioosobowym składzie, więc tym razem interesowało mnie również jakie rozwiązania aranżacyjne zastosują jako oktet (z Billem Rieflienem jako klawiszowcem). Wiele światła na tę kwestię rzucało “Live In Chicago”, które okazało się bardzo interesującym zapisem obecnych możliwości grupy. Pozostała jeszcze niepewność które utwory z bogatego repertuaru zagrają w trakcie niedzielnego koncertu. Tym razem po raz pierwszy na żywo miałem doświadczyć “One More Red Nightmare”, “The Last Skirmish” ze suity “Lizard”, “Moonchild”, “Islands” i “Radical Action 3” (to zupełnie nowy kawałek). Pozostałe - w różnych składach osobowych - słyszałem już na koncertach w latach 1996, 2000 (dwa koncerty), 2003 i 2016...
Sala ICE, nowoczesny budynek usytuowany na brzegu Wisły naprzeciwko dzielnicy Kazimierz, okazała się mieć akustykę przystosowaną do muzyki granej przez duże składy orkiestrowe. Dobiegający z głośników “soundscape”, który towarzyszył fanom w trakcie zajmowania miejsc na sali brzmiał znakomicie. Nie za głośno, nie za cicho… Za to poziom hałasu wydawany przez ośmioosobową bestię okazał się rozczarowaniem. Dla moich uszu było za głośno. W trakcie “Pictures Of A City” partie Frippa były ledwo słyszalne, saksofon Collinsa tonął w masie “huku” wydobywanego przez resztę muzyków, a quasimellotronowej zawiesiny generowanej przez Riefliena nie dało się wychwycić. Widzisz, że dotyka instrumentu, ale co się z niego dobywa - nie odgadniesz. W trakcie pierwszej części brzmienie uległo nieznacznej poprawie (wysunięto do przodu wokal Jakko, gitarę Frippa, ale Bill wciąż pozostał niesłyszalny, na szczęście na klawiszach grywał czasem również Robert i Jeremy). W drugiej połowie proporcje zostały poprawione, a poziom dźwięku obniżony. Aczkolwiek - wciąż było głośno. Nawet jak na standardy koncertu rockowego. Podobno jest to podyktowane, tym, ze trzech perkusistów jest tak hałaśliwych, więc aby dało się usłyszeć inne instrumenty poziom głośności z głośników musi osiągać powyżej 100 dB. Nie jestem przekonany. I wcale nie dlatego, że trzech perkusistów potrafi grać bardzo mocno. W 1996 roku było ich co prawda jedynie dwóch - ale muzyków na scenie sali Kongresowej sześciu - i w trakcie koncertu zdziwiło mnie, że był on relatywnie cichy. No cóż - czasy i składy się zmieniają. Poziom hałasu - również.
Zaczęli od perkusyjnego tria “The Hell Hounds Of Krim”. Mastelotto, Stacey i Harrison “porażają” precyzją, humorem, polotem, muzykalnością i dyscypliną. Perkusistom udaje się połączyć przeciwieństwa. W tej krótkiej miniaturce wszystko sprawia wrażenie, że jest jednocześnie improwizowane i ściśle zakomponowane. Trudne i wymyślne rytmicznie - a mimo to grane “lekko”, bez wysiłku. I dotyczyć to będzie właściwie większości wykonanych utworów - rozpiętych między partiami aranżowanymi i swobodnymi “odjazdami”, tak jakby połączyć partytury grane przez orkiestrę z jazzowymi improwizacjami. Wszystko pod kontrolą Frippa - który, co trzeba przyznać, gra coraz mniej - ale jego partie są dopełnieniem całości, ostatnim, mistrzowskim pociągnięciem pędzla. Ośmioosobowy skład - to, instrumentalnie, bestia. która nie bierze jeńców. Muzycy wiedzą co i jak mają zagrać, a wykonywanie skomplikowanych kompozycji sprawia im przyjemność i satysfakcję. To nic, że czasem gdzieś się pogubią (Fripp w Larks’ Tongues In Aspic II” czy Levin w “Starless”). To jedynie dodaje całości uroku. I Ludzkiego wymiaru.
W “Pictures Of A City” zachwycili mnie swobodnym potraktowaniem drugiej części środkowych partii kompozycji (to ta tuż przed powrotem ostatniej zwrotki), z ciekawym solem Frippa i Collinsa. “Neurotica” uległa w sporej części przearanżowaniu stając się ćwiczeniem rytmicznym na trzech perkusistów z dodatkowymi instrumentami obligato - a Jakkszyk jako gitarzysta udanie zastąpił Adriana B. Trochę mniej fortunnym okazał się pomysł zastosowany w “Indiscipline”. Jakko odśpiewał je unisono z Tonym Levinem. “Podoba mi się” wykrzyczane na końcu to niby miły gest, a jednak traci prozodię i wieloznaczność angielskiej frazy “I like it!” (co w odniesieniu do opowieści żony Belew o tworzonej przez nią rzeźbie literalnie jest trafne, ale I like it, znaczy również “lubię to” - tak jak i my lubimy i podoba nam się “Indiscipline”). In minus wskazałbym jeszcze “Epitaph” i “Islands”. Pamiętny przebój z debiutu, mimo że tak wyczekiwany przez polską publiczność w tym składzie na żywo się nie sprawdza. Wydaje mi się zbyt zrośnięty z King Crimson z 1969 roku i interpretacją wokalną Grega Lake’a. Nie pomaga tu ani zwarta kompozycja - właściwie niewielkie pole do improwizacji ma tu Mel Collins w części “March for no Reason”, z czym sobie doskonale poradził - ani patos partii wokalnej , w której Jakkszyk poległ zupełnie (tym bardziej, że wymaga to bardzo siłowej artykulacji, w czym nie jest najlepszy). Znacznie lepiej poszło mu w tytułowym utworze z czwartej płyty (w pierwszej części tej pięknej pieśni bardzo się wzruszyłem, ale resztę “położyła” partia saksofonu Collinsa zatracająca o smooth jazz - tu mam wrażenie, że lata praktykowania jako muzyk sesyjny zrobiły złą robotę. Zauważyłem, że Jakkszyk nieźle sobie radzi z partiami Boza Burrella i Gordona Hasskela. Jeśli śpiewa prosto, bez emfazy, melizmatów i “soulowania” i nie wymaga to siłowego sposobu wydobywania głosu, okazuje się bardzo sprawnym wokalistą. Na przykład w “Cirkus”, który to utwór wypadł ZNAKOMICIE, zagrany z pełną mocą i przekonaniem - wtłoczył w fotel. “Last Skirmish” również, aż prosiło się o “Prince Rupert’s Lament”. Nie mówiąc o “Dawn Song” i “Bolero”. Może kiedyś doczekamy zagrania całej suity “Lizard”. Tym razem zaoferowano nam jedynie krótki fragment. “The Letters” zostało okraszone w środkowej części atonalnym atakiem Collinsa i Frippa (czego należało się spodziewać). “Red”, “Larks’ Tongues In Aspic 2, 4 i 5” zostały bardzo zrytmizowane i zdyscyplinowane - tutaj w pełni słychać było potencjał tego składu i doskonałe stopienie w jeden organizm. ”Larks’ Tongues In Aspic Part 5” to kompozycja wcześniej znana pod tytułem “Level 5”, grupa postanowiła powrócić do pierwotnej nazwy. I tu znów brawa dla Jakkszyka - bo słuchając “LTIA 4”, “LTIA 5” czy “The ConstrukCtion of Light” w ogóle nie brakowało mi Adriana Belew (choć to też zasługa wybornych solówek Collinsa). “Level 5” został wpleciony w sekwencję “Radical Action III (bardzo ciekawy, metalowy nowy numer)” - “Meltdown” - “Radical Action II” - “Level Five” poprzedzoną “Suitable Gounds For The Blues” (z nowym wstępem na fortepianie w wykonaniu Stacey'a). “Radical Action 3” to kompozycja instrumentalna przypominająca połączenie “Radical Action 2” z “LTIA 2” (proszę o więcej takich numerów!). Pierwszą część koncertu zakończyło “One More Red Nightmare” - to wykonanie mimo usilnych starań trzech perkusistówc(choć robią co mogą) nie może się równać z wersją studyjną z jednym Brufordem. Za to Collins z powodzeniem dorównuje (a może przewyższa) Iana MacDonalda. W drugiej części (oprócz wspomnianych przeze mnie utworów) usłyszeliśmy też delikatne “Moonchild”, niestety “przedobrzone” przez Jakkszyka, ale zwieńczone dwoma kadencjami, Levina na kontrabasie i Stacey’a na “fortepianie”. Następujący zaraz po nich “The Court In The Crimson King” był jak najbardziej logicznym posunięciem. I jak do miejsca “Epitaph” w repertuarze obecnego składu mam olbrzymie zastrzeżenia, to tytułowy utwór z debiutanckiego albumu broni się koncertowo również w roku 2018. Nie, bym miał chwalić obecnego wokalistę - bo to wciąż nie jego bajka - ale dwie wstawki instrumentalne dają większe pole do popisu Melowi Collinsowi , co ten znakomicie wykorzystuje.
Na finał dostaliśmy jedynie jeden bis - “Starless” (choć zaplanowany był również “21st Century Schizoid Man”). Rezygnację z wykonania “Schizofrenika” Piotr Kosiński tłumaczy tzw. “godziną policyjną” - zespół musiał zakończyć koncert najpóźniej punkt 23:00 (i tak się stało). “Fotografów” na widowni było niewielu, aczkolwiek zdarzyło się kilku takich kretynów (jeden siedział w drugim rzędzie i nawet dwa razy podchodziła do niego ochrona), a przy wyjściu na bis Fripp pogroził ręką jednemu z delikwentów zabierających się do robienia zdjęć.
W “Starless” w momencie pojawienia się riffu gitary basowej scena została zalana czerwonym światłem i niepostrzeżenie zamieniła się w spowitą krwistoczerwoną przestrzeń. Prosty, wizualny efekt - ale o bardzo dramatycznym, teatralnym wydźwięku (przyznaje, że robi to wrażenie - tym bardziej, że zespół znany z eksperymentów na polu oświetlenia na koncercie u zarania swoich dziejów, tym razem zrezygnował z tego aspektu). Za to “Starless” wypadło bardzo przekonująco.
Na koniec pokuszę się o bardzo emocjonalny akapit, więc proszę o wyrozumiałość.
Myślę, że niektórzy forumowicze mogą poprzestać na tym co napisałem powyżej.
Przez cały czas trwania koncertu myślami byłem przy moim Najblizszym Przyjacielu, który wraz ze mną (moim bratem i oboma siostrzenicami) miał być na tym koncercie. Niestety z bardzo ważnych przyczyn nie mógł w nim uczestniczyć. W trakcie “Epitaph” (i kilku innych “klasyków”) miałem łzy w oczach, bo wiedziałem, że jest ktoś kogo zabrakło, kto miał być tam razem z nami i przeżywać spotkanie z muzyką King Crimson. Kto towarzyszył mi i mojemu bratu na wszystkich poprzednich koncertach naszej ulubionej grupy.
Może kiedyś… gdzieś... jeszcze raz…
-
Dzięki za tę wyczerpującą relację.
-
znakomita relacja Hajduku [ok] [ok] [ok]
-
Trochę chaotyczna. Koncert mi się podobał - ale jak widzicie, z zastrzeżeniami.
-
Warto było poczekać , chaos z którego rodzi się melodia to kwintesencja stylu King Crimson, dopasowałeś się.
-
A może ktoś jeszcze by się podzielił swoimi wrażeniami?
-
KC znowu w Polsce:
https://muzyka.dziennik.pl/koncerty/artykuly/589393,king-crimson-warszawa-koncerty.html
26.06.2019 WARSZAWA - Teatr Roma, 20:00
27.06.2019 WARSZAWA - Teatr Roma, 20:00
-
Dzień później jadę na koncert Diany Krall więc tym razem odpuszczę koncerty KC