Byłem na niedzielnym koncercie w Zabrzu i kopara po raz kolejny mi opadła. Dokładnie rok temu od tego dnia byłem w Usher Hall w Edynburgu i tam atmosfera była lepsza. Podczas "21 ceuntry schizon man" część młodych zerwała się z krzeseł i ruszyła pod scenę pogując i tańcząc...wszyscy byli w szoku, nikt tego się nie spodziewał. Pomimo lepszej atmosfery, szkocki koncert był dużo krótszy od polskich.
Ale wracając do polskich koncertów... Trafiło nam się, że King Crimson dał aż 4 koncerty. Co warto zaznaczyć, wszystkie były wyprzedane. Setlista mnie rozwaliła. Nigdy nie sądziłem, że usłyszę na żywo "Cirkus", fragment "Lizard" czy masakryczne "Fracture". Nie byłem już zaskoczony co wyprawiali perkusiści, bo miałem okazję już tego doświadczyć. Dalej nie mogę wyjść z podziwu jak świetnie oni się uzupełniają i wszystko pod tym kątem jest przemyślane. Gdy jest miejsce by grać i mieszać we trójkę - robią to. Gdy nie ma potrzeby - gra np. jeden. Perfekcyjna współpraca i synchronizacja. Perkusiści wypadli trochę za głośno, szczególnie na początku. Na szczęście, potem dźwięk technicy unormowali. Nieco miejsca należy poświęcić Melowi Collinsowi. Dzięki temu facetowi niektóre kawałki zyskały na nowej jakości - "Level Five", albo "Fracture"."The ConstruKction of Light". " Jakszyk dupy nie urywa, ale jest ok, wstydu nie przynosi, mimo, że jest z cover bandu, co teoretycznie wydaje się być ujmą dla tego zespołu.
"Starless" zmiotło z ziemi. Wow.
Po koncercie udało mi się cyknąć fotę z Levinem (widziałem go już 4 raz na żywo) i zgarnąć jeszcze trochę autografów. Śmieszny byl widok Frippa wychodzącego w pełnym aplauzie z tyłów budynku wprost do samochodu, hehe. Osobowość specyficzna, dziwna, lecz fajnie, że gość trochę wyluzował na stare lata. Dowodem tego jest ta trasa.
Cieszę się, że byłem na tym koncercie z tatą, bo lubi nie mniej ode mnie Crimson. Aaa no i naprawdę żałuje, że nie zrobiłem wszystkiego by być na wszystkich tych koncertach, bo to była spora okazja i szansa. Tym bardziej, że każdy koncert pod względem setlisty się troszkę różnił. Ten skład i to wcielenie King Crimson dla mnie jest czymś niesamowitym i jakby darem dla fanów (różni członkowie z poszczególnych dekad, zróżnicowane utwory).
Jakieś mam dziwne wrażenie, że były to ostatnie odwiedziny Karmazynowego Króla w naszym kraju.