Konsekwencje. Specjalnie pojechałem do pracy szybciej o godzinę by w spokoju posłuchać tej płyty. He, he.
Trochę moich subiektywnych uwag do niektórych piosenek...
"New Pen-pal" - szkoda, że Peter perkusji bardziej nie rozbudował.
"All The Tiredness" - ech te przestrzenne gitary (w nastroju przypomina mi trochę "Ice Hotel" z "Clutch").
"Perfect Pose" - piękny (trochę "chory") początek, ale potem już piosenka "normalnieje" - szkoda, bo mogła być genialna.
"Scissors" - fajnie bas pracuje; ale najlepsze mamy na końcu - ten brudny riff gitary (i w tle organy?, fortepian?). Chyba najlepszy utwór (dla mnie).
"Run of Luck" - piękny wokal i fortepian; chociaż sama ballada (?) mogłaby być dłuższa... Ale to piosenka o śmierci, odejściu jak mniemam więc urywa się bardzo adekwatnie do tematu.
Ale i tak nad wszytkim góruje GŁOS HAMMILLA. To on jest najważniejszy. WIELKA PŁYTA. Ale czy lepsza od poprzedniczek? Nie wiem...
Wychodzi na to, że bardziej mi odpowiadają utwory gitarowe niż fortepianowe.