Autor Wątek: Aktualnie słucham...  (Przeczytany 2527148 razy)

0 użytkowników i 43 Gości przegląda ten wątek.

Offline mahavishnu

  • Koneser
  • Aktywny użytkownik
  • ***
  • Wiadomości: 138
    • Zobacz profil
Odp: Aktualnie słucham...
« Odpowiedź #5130 dnia: 27 Lipca 2011, 23:38:38 »
Herbie Hancock - ,,Headhunters'' (1973) - jeden z przełomowych albumów w historii jazzu elektrycznego. Nagrany po rozpadzie genialnego sextetu Hancocka Mwadishi , którego płyty ,,Mwandishi''(1971) , ,,Crossings''(1972) i ,,Sextant''(1973) były jednymi z najbardziej oryginalnych i ambitnych prób muzyki fusion w latach 70-tych. ,,Headhunters' jest znacznie łatwiejszy w odbiorze jednak ciągle zawiera wiele frapujących eksperymentów brzmieniowych. Dla osób lubiących brzmienie analogowych syntezatorów i elektrycznego fortepianu Fender Rhodes ta płyta będzie istną rozkoszą. Hancockowi udało się tu połączyć sukces artystyczny z kolosalnym triumfem komercyjnym (jest to najlepiej sprzedający się album w historii muzyki jazzowej). Cztery długie utwory , mnóstwo wirtuozerskich improwizacji na najwyższym poziomie. Perełka.
 10/10

Offline Sebastian Winter

  • Wampir
  • Ekspert-wyjadacz
  • ***
  • Wiadomości: 22149
  • Płeć: Mężczyzna
    • Zobacz profil
Odp: Aktualnie słucham...
« Odpowiedź #5131 dnia: 28 Lipca 2011, 13:46:29 »
Herbie Hancock - ,,Headhunters'' (1973) - jeden z przełomowych albumów w historii jazzu elektrycznego. Nagrany po rozpadzie genialnego sextetu Hancocka Mwadishi , którego płyty ,,Mwandishi''(1971) , ,,Crossings''(1972) i ,,Sextant''(1973) były jednymi z najbardziej oryginalnych i ambitnych prób muzyki fusion w latach 70-tych. ,,Headhunters' jest znacznie łatwiejszy w odbiorze jednak ciągle zawiera wiele frapujących eksperymentów brzmieniowych. Dla osób lubiących brzmienie analogowych syntezatorów i elektrycznego fortepianu Fender Rhodes ta płyta będzie istną rozkoszą. Hancockowi udało się tu połączyć sukces artystyczny z kolosalnym triumfem komercyjnym (jest to najlepiej sprzedający się album w historii muzyki jazzowej). Cztery długie utwory , mnóstwo wirtuozerskich improwizacji na najwyższym poziomie. Perełka.
 10/10


genialna plyta- jedna z najlepszych w dziejach jazzu
What can I say when, in some obscure way,
I am my own direction?

Offline Sebastian Winter

  • Wampir
  • Ekspert-wyjadacz
  • ***
  • Wiadomości: 22149
  • Płeć: Mężczyzna
    • Zobacz profil
Odp: Aktualnie słucham...
« Odpowiedź #5132 dnia: 28 Lipca 2011, 13:56:34 »
Iggy pop i Idiot- przepiekna dekadencka plyta bardzo w klimacie tylogii berlińskiej Bowiego ( ktory zresztą jest jej producentem). Moim zdaniem najlepsza w karierze Popa- pelna dzwiekowego brudu i hedonistycznych uniesień wprawionych w muzyke prosto z najczarniejszej tchłani ludzkiego serca- 9/10
What can I say when, in some obscure way,
I am my own direction?

Offline Sebastian Winter

  • Wampir
  • Ekspert-wyjadacz
  • ***
  • Wiadomości: 22149
  • Płeć: Mężczyzna
    • Zobacz profil
Odp: Aktualnie słucham...
« Odpowiedź #5133 dnia: 28 Lipca 2011, 13:59:22 »
Peter Hammill - ,,And close as this' (1986) - badzo zaskakujący album zważywszy na to , co artysta robił w pierwszej połowie lat 80-tych. Zaskakujący także w szerszym kontekście , gdy przypomnimy sobie jaka była wówczas muzyka. Subtelność rzadko spotykana w tamtych latach , gdy dzwięk perkusji przypominał młot pneumatyczny. Znakomite kompozycje wykonane z pasją i żarem. Prawdziwe ukojenie.
 9/10

Też lubię, ale 9/10, to jak dla mnie trochę za dużo, albo nawet sporo za dużo, tyle w mojej opinii nie ma nawet Over, albo "Kameleon".



Over czy kameleon są plytami w sam raz na dziesiątkę- nie wyobrazam sobie muzyki Hammilla bez tych dzwięków- a And close as this jest plytą przepiekna- chwilami zupełnie nie hammillową- w mojej ocenie spokojnie zasluguje na 9 lub 8.5
What can I say when, in some obscure way,
I am my own direction?

Offline Jurski

  • Koneser
  • Ekspert-wyjadacz
  • ***
  • Wiadomości: 2469
  • Płeć: Mężczyzna
    • Zobacz profil
Odp: Aktualnie słucham...
« Odpowiedź #5134 dnia: 28 Lipca 2011, 15:10:52 »
Miles Davis "Bitches Brew"

Offline mahavishnu

  • Koneser
  • Aktywny użytkownik
  • ***
  • Wiadomości: 138
    • Zobacz profil
Odp: Aktualnie słucham...
« Odpowiedź #5135 dnia: 28 Lipca 2011, 16:04:36 »
Herbie Hancock - ,,Mwandishi'' (1971) -  pierwszy album słynnego sekstetu Hancocka. Trzy rozbudowane kompozycje , trudne w odbiorze , na pograniczu awangardy. Nowoczesne harmonie , mnóstwo dysonansów. Ten album zawiera z jednej strony reminiscencje davisowskiej ,,In a silent way'' - impresjonistyczna faktura brzmieniowa , subtelność  natomiast z drugiej słychać tu także wyraznie echa free-jazzu (fenomenalne zbiorowe improwizacje w ,,Wandering spirit song''). Hancock znakomicie wykorzystuje tu możliwości elektrycznego fortepianu Fender Rhodes dzięki użyciu echoplexu i modulatora pierścieniowego , przydaje to niezwykłe , kosmiczne brzmienie temu instrumentowi . Fenomenala płyta , monument jazzu elektrycznego lat 70-tych.
 10/10

Offline mahavishnu

  • Koneser
  • Aktywny użytkownik
  • ***
  • Wiadomości: 138
    • Zobacz profil
Odp: Aktualnie słucham...
« Odpowiedź #5136 dnia: 28 Lipca 2011, 23:38:19 »
Soft Machine - ,,Six'' (1973) -  dwupłytowy album na analogu , teraz na 1 cd. Ta płyta właściwie rozpoczyna jazz-rockowy okres w historii zespołu , który obejmie lata 1973 - 1978. Po etapie psychodelicznym (1967 - 1969) i zorientowanym bardziej na jazz nowoczesny (1970 - 1972) grupa ponownie wkracza na obszary bliższe fanom rocka. Szósty album , moim zdaniem , jest najlepszy z grona albumów jazz - rockowych , które nagrali. Mike Ratledge i koledzy ciągle szukają tu jeszcze własych środków wyrazu , muzyka jest bardziej przystępna niż na poprzednich krążkach. Piękne melodie sąsiadują z ognistymi jazzowymi improwizacjami. Frapujące są tu dialogi instrumentów klawiszowych (obok Ratledge'a gra na nich Karl Jenkins - nowy członek zespołu). Odniesienia muzyczne dość rozległe : od free-jazzu poprzez fusion aż do klimatów elektronicznych , miejscami słychać także echa twórczości Terry Riley'a - charakterystyczne dla niego repetytywne akordy . Następne płyty będą jeszcze bardzo dobre (1974 - 1978) , ale stopniowo zespół będzie zbliżał się do jazz-rockowego mainstreamu i zacznie zatracać własny niepowtarzalny styl. A tak przy okazji to uważam , że Soft Machine obok choćby VdGG jest jedym z tych wybitnych zespołów , które tak naprawdę nigdy nie zostały w pełni docenione przez szersze grono słuchaczy , a powinny się znajdować na poczesnym miejscu w muzycznym panteonie.
 9/10

Offline Polset

  • NadKoneser
  • Ekspert-wyjadacz
  • ****
  • Wiadomości: 6642
  • Płeć: Mężczyzna
  • Michał Sz. (Polset)
    • Zobacz profil
    • Polset on YouTube
Odp: Aktualnie słucham...
« Odpowiedź #5137 dnia: 29 Lipca 2011, 08:20:35 »
Pallas-"The Sentinel" Wielki album lat 80tych! [ok]
I cieszę się że jestem sam. Samotnie łatwiej myśleć i łatwiej tańczyć kiedy już poumierają wszyscy"

Offline Sebastian Winter

  • Wampir
  • Ekspert-wyjadacz
  • ***
  • Wiadomości: 22149
  • Płeć: Mężczyzna
    • Zobacz profil
Odp: Aktualnie słucham...
« Odpowiedź #5138 dnia: 29 Lipca 2011, 13:20:43 »
Yes i Fragile- moja druga ulubiona płyta yes, choć czasami myślę, że nawet piewsza. Trzy genialne epickie kompozycje, z którcyh najbardziej wyróżnia się South Side o the Sky-wspaniałe mroczne magranie z chyba najlepszą seksją rytmczną jaką ten skład nagrał. Nie można też apomnieć o Heart of the sunshine gdzie w środkowej części słyszymy znakomity dialog Ricka Wakemana z Billem Brufordem. Pozostale kompozycje przede wszystkim solowe nagrania poszczególnych czlonków zespołu emanują prawdziwym artyzmem i aż skrzą pomysłami.- aż chciałoby sie by były dłuższe- 10/20
What can I say when, in some obscure way,
I am my own direction?

Offline mahavishnu

  • Koneser
  • Aktywny użytkownik
  • ***
  • Wiadomości: 138
    • Zobacz profil
Odp: Aktualnie słucham...
« Odpowiedź #5139 dnia: 29 Lipca 2011, 16:22:49 »
Yes i Fragile- moja druga ulubiona płyta yes, choć czasami myślę, że nawet piewsza. Trzy genialne epickie kompozycje, z którcyh najbardziej wyróżnia się South Side o the Sky-wspaniałe mroczne magranie z chyba najlepszą seksją rytmczną jaką ten skład nagrał. Nie można też apomnieć o Heart of the sunshine gdzie w środkowej części słyszymy znakomity dialog Ricka Wakemana z Billem Brufordem. Pozostale kompozycje przede wszystkim solowe nagrania poszczególnych czlonków zespołu emanują prawdziwym artyzmem i aż skrzą pomysłami.- aż chciałoby sie by były dłuższe- 10/20

Co by nie powiedzieć o tych nagraniach solowych członków zespołu , to jednak ja zawsze mam nieodparte wrażenie słuchając tej płyty , że zamiast tych solowych kompozycji lepiej byłoby umieścić jeszcze jakiś epicki kilkunastominutowy utwór. Może wtedy album nie byłby tak urozmaicony ale na pewno bardziej spoisty i chyba jednak lepszy. Wówczas właściwie wszystkie długie utwory zespołu ocierały się o arcydzieło. Te albumy solowe czlonków zespołu wydane w latach 1975 - 1976 potwierdzily , że siłą grupy była jednak zespołowość. Podobnie było w przypadku Moody Blues w tymże okresie. A tak na marginesie ,,Heart of the sunrise '' to wspaniały utwór ale wpływy King Crimson są w nim uderzające np. w instrumentalnym interludium. Nie jest to wadą bowiem Genesis na płycie ,,Trespass'' był także pod wyraznym wpływem grupy Frippa  a John Mayhew dosłownie kopiował styl gry Michaela Gilesa (choćby to charakterystyczne  perkusyjne staccato).

Offline mahavishnu

  • Koneser
  • Aktywny użytkownik
  • ***
  • Wiadomości: 138
    • Zobacz profil
Odp: Aktualnie słucham...
« Odpowiedź #5140 dnia: 29 Lipca 2011, 16:37:25 »
Manfred Mann Chapter III - ,,Vol. I'' (1969) - Manfred Mann radykalnie zrywa ze światem pop music , albumem , który wówczas musiał byl niezłym szokiem dla jego fanów. Ten album nawet jak na ówczesne czasy musiał być czymś niezwykłym i ekstrawaganckim. Piszę się zazwyczaj , że jest to muzyka jazz-rockowa z czym ja nie do końca bym się zgodził. Jest to raczej melanż mrocznej muzyki rockowej z elementami free-jazzu , czasami przybiera to formę big bandowej improwizacji w stylu free. Partie instrumentów dętych są ewidentnie free-jazzowe , natomiast rytmy stricte rockowe. Szkoda , że Manfred Mann nagrał tylko dwie takie płyty , ale cóż , sprzedawały sie one fatalnie i trzeba było pokusić się o reorientację stylistyki. Na szczęście wszystko skończyło się w sumie dobrze , bowiem jego płyty z lat 1973 - 1978 to kawał wyśmienitej muzyki na czele z arcydziełem ,,Roaring silence''.
 9/10

Offline Hajduk

  • Koneser
  • Ekspert-wyjadacz
  • ***
  • Wiadomości: 1093
    • Zobacz profil
Odp: Aktualnie słucham...
« Odpowiedź #5141 dnia: 29 Lipca 2011, 16:44:23 »
Manfred Mann Chapter III - ,,Vol. I'' (1969) - Manfred Mann radykalnie zrywa ze światem pop music , albumem , który wówczas musiał byl niezłym szokiem dla jego fanów. Ten album nawet jak na ówczesne czasy musiał być czymś niezwykłym i ekstrawaganckim. Piszę się zazwyczaj , że jest to muzyka jazz-rockowa z czym ja nie do końca bym się zgodził. Jest to raczej melanż mrocznej muzyki rockowej z elementami free-jazzu , czasami przybiera to formę big bandowej improwizacji w stylu free. Partie instrumentów dętych są ewidentnie free-jazzowe , natomiast rytmy stricte rockowe. Szkoda , że Manfred Mann nagrał tylko dwie takie płyty , ale cóż , sprzedawały sie one fatalnie i trzeba było pokusić się o reorientację stylistyki. Na szczęście wszystko skończyło się w sumie dobrze , bowiem jego płyty z lat 1973 - 1978 to kawał wyśmienitej muzyki na czele z arcydziełem ,,Roaring silence''.
 9/10

Mahavishnu, a co to za trzecia płyta formacji Manfred Mann Chapter III? Ja znam tylko dwie, trzeciej nigdy nie słyszałem, według niektórych źródeł powstał materiał na trzeci album (czy został nagrany, tu źródła mówią różnie). Do niektórych utworów napisanych dla potrzeb trzeciego albumu Mann powrócił z formacją Earth Band - na przykład do "Messin'".

Offline mahavishnu

  • Koneser
  • Aktywny użytkownik
  • ***
  • Wiadomości: 138
    • Zobacz profil
Odp: Aktualnie słucham...
« Odpowiedź #5142 dnia: 29 Lipca 2011, 17:03:38 »
Manfred Mann Chapter III - ,,Vol. I'' (1969) - Manfred Mann radykalnie zrywa ze światem pop music , albumem , który wówczas musiał byl niezłym szokiem dla jego fanów. Ten album nawet jak na ówczesne czasy musiał być czymś niezwykłym i ekstrawaganckim. Piszę się zazwyczaj , że jest to muzyka jazz-rockowa z czym ja nie do końca bym się zgodził. Jest to raczej melanż mrocznej muzyki rockowej z elementami free-jazzu , czasami przybiera to formę big bandowej improwizacji w stylu free. Partie instrumentów dętych są ewidentnie free-jazzowe , natomiast rytmy stricte rockowe. Szkoda , że Manfred Mann nagrał tylko dwie takie płyty , ale cóż , sprzedawały sie one fatalnie i trzeba było pokusić się o reorientację stylistyki. Na szczęście wszystko skończyło się w sumie dobrze , bowiem jego płyty z lat 1973 - 1978 to kawał wyśmienitej muzyki na czele z arcydziełem ,,Roaring silence''.
 9/10

Mahavishnu, a co to za trzecia płyta formacji Manfred Mann Chapter III? Ja znam tylko dwie, trzeciej nigdy nie słyszałem, według niektórych źródeł powstał materiał na trzeci album (czy został nagrany, tu źródła mówią różnie). Do niektórych utworów napisanych dla potrzeb trzeciego albumu Mann powrócił z formacją Earth Band - na przykład do "Messin'".
Ale przecież ja nigdzie w tym poście nie napisalem , że nagrali oni trzy albumy. Ja opisywałem ten pierwszy z 1969 roku , potem wyszła jeszcze jedna ,,Vol. II''(1970). W trakcie nagrywania trzeciej zespół się rozpadł o czym sam wspomniałeś. Natomiast grupa nazywała się Manfred Mann Chapter III - taka nazwa widniała na płytach , może stąd to nieporozumienie ? Zwróć uwagę na przedostatnie zdanie mojego postu , tam podaję ilość płyt  nagranych przez formację Chapter III.

Offline mahavishnu

  • Koneser
  • Aktywny użytkownik
  • ***
  • Wiadomości: 138
    • Zobacz profil
Odp: Aktualnie słucham...
« Odpowiedź #5143 dnia: 29 Lipca 2011, 18:33:06 »
Herbie Hancock - ,,Crossings' (1972) -  drugi album grupy Mwandishi Hancocka. Grupa kontynuuje tu poszukiwania brzmieniowe już w septecie - doszedł Patrick Gleason , który obsługuje syntezator Mooga). Gra Gleasona wniosła do muzyki niezwykły koloryt , jego podejście do instrumentu jest szczególne. Nie ma tu praktycznie żadych typowych akordów , z instrumentu wydobywa on niezwykłe , kosmiczne plamy dzwiękowe , które sprawiają , że muzyka grupy jest jeszcze bardziej niesamowita. Ponownie tylko trzy utwory , trudno szczególnie wyróżnić któryś z nich , każdy bowiem to klasa sama w sobie. Innowatorskie wykorzystanie elektroniki oraz frapujące improwizacje Priestera , Maupina, Hendersona , Williamsa i Hancocka dają w rezultacie jeden z najbardziej oryginalnych albumów jazzu elektrycznego lat 70-tych. Płyty zespołu Hancocka są dość hermetyczne jednak jest to niczym w porównaniu z tym , co zespół wyczyniał w czasie koncertów (świadczą o tym dowodnie bootlegi grupy z lat 1971 - 1973 ukazujące jeszcze bardziej awangardowe oblicze zespołu).
  10/10

Offline Sebastian Winter

  • Wampir
  • Ekspert-wyjadacz
  • ***
  • Wiadomości: 22149
  • Płeć: Mężczyzna
    • Zobacz profil
Odp: Aktualnie słucham...
« Odpowiedź #5144 dnia: 29 Lipca 2011, 22:52:20 »
Over
What can I say when, in some obscure way,
I am my own direction?