Najgorsze jest to, że sam powrót był udany (świetne koncerty, znakomita trasa - sporo w tym było świeżości, każdy robił "gały" na tą reaktywację), a sam album nie to, że nie wyszedł, ale wypadło to z perspektywy całej dyskografii dość blado. To jest moim zdaniem najgorsze. Nie można absolutnie powiedzieć, że dysk drugi dodano by płyta w ogóle się sprzedawała (no chyba, że przez żart), bo przecież muzycy nie mogli i na pewno nie wychodzili z takiego założenia.
"Present" na bank na bezludną wyspę bym nie wziął. Dwa utwory na płycie, które są kapitalne to trzeba przyznać "Every bloody emperor" jest mistrzowski, myślę, że to już klasyka VDGG, (super to wypada wraz z "In the black room"), a "Nutter Alert" to dobry czad, jednak w mojej opinii bez Jaxona, z power trio ten kawałek się nie sprawdza, kiepsko to aktualnie na żywo wypada. Jest jeszcze nieco gorszy "Boleas Panic", dalej mocno średnio, ogólnie mizeria. Pamiętam, że po pierwszym wysłuchaniu tej płyty byłem strasznie rozczarowany - pytania typu "taki słaby album po reaktywacji?" przychodziły do mnie same.
Drugi dysk to inna bajka, jakby przeciwieństwo pierwszego. Za pierwszym razem to "nie wchodzi" jak cd1, trzeba dać sobie czasu by wszystkie te improwizacje się spodobały, ale warto dać sobie ten czas. Nie lubię stwierdzenia, że cały drugi dysk jest tak samo dobry, bo to nieprawda, są gorsze i te lepszy momenty, jednak pod względem całości jest bardzo dobrze. Ubóstwiam "Manuelle", uważam, że to najlepsza improwizacja na kompakcie. Ciężko mi nawet uwierzyć, iż to jest improwizacja, brzmi to raczej jak przemyślana kompozycja. Czapki z głów
![O.K. [ok]](https://vdgg.art.pl/forum/Smileys/akyhne/ok_.gif)
. Lubie też bardzo "Architectural Hair", "Crux" i kończący "The Price Of Admission". Reszta jest nieco gorsza, raz mniej, raz bardziej. Gdyby płyta była nieco krótsza i skrócona o kilka improwizacji (czyt. wywalona - mam na myśli "Vulcan Meld" i "Hommage To Teo", które lekko odstają od bardzo dobrego materiału), całość by zyskała na tym.
CD2 jest trudne w odbiorze i graniczy z cudem przesłuchanie wszystkiego za jednym zamachem, bo po prostu ten materiał męczy. Nie z racji, że jest coś z nim nie tak, tylko zwyczajnie dlatego, że to wszystko do melodyjnych rzeczy nie należy. I dobrze. Jakoś to kontrastuje i zamazuje plamę po pierwszej płycie. Improwizacje wymagają ogromnego skupienia i koncentracji, wtedy docenia się ich cały kunszt.
Smutne jest, że po reaktywacji, kiedy wszyscy czekali na coś wyjątkowego pojawił się "Present", mimo wszystko (łącznie z drugim dyskiem), jako całość jest najgorszym albumem w jakże równej poziomem dyskografi Van Der Graaf Generator (i VDG). Gdyby oba dyski rozdzielić (tak jak w naszym głosowaniu) wypadło by to nieco lepiej, może i znacznie lepiej, ale tylko na korzyść improwizacji, które przecież są godne uwagi.
Sam pomysł o połączeniu dwóch płyt, dopracowaniu materiału i w konsekwencji stworzeniu nowych kompozycji wykorzystując nuty z obu płyt jest bardzo dobry i szkoda, że nie został wykorzystany. Wtedy efekt mógłby być naprawdę piorunujący. Materiału, minut na krążkach jest kupa, żal, że tego panowie nie dopracowali i nie zrobili tego z głową, bo serio mogła wyjść z tego wielka rzecz. Aż się boje co mogłoby wyjść z czegoś takiego jak "Manuelle" po dodaniu warstwy tekstowej i lekkim szlifie, zapewniającego spójność

. Ale ale, to są tylko gdybania, prawda, rzeczywistość jest inna.
Jaxona później zabrakło, ale samych pomysłów nie. Przeciwnie, pojawiło się ich więcej. Trzeba powiedzieć jasno, "Trisector" kipi od pomysłów. Na studyjnym "Presencie" wieje straszną nudą. "Trisector" bije na łeb poprzedniczke.
Na głębszą analizę może pokuszę się później, trzeba by zarzucić oba kompakty. A, no i brawa za rozpoczęcie dyskusji

, bo temat jest gorący.