(Trochę spóźnione, ale co tam

)
Koncert wspominam jako przeżycie niezwykłe. Po reaktywacji zespołu i uwiecznieniu tego zdarzenia na albumie Real Time byłem ciekawy jak zespół zaprezentuje się na żywo bez Jaxona w Krakowie. Właściwie nie wiedziałem czego się spodziewać, mimo, że Kraków był ostatni na liście "do ogrania" przez trio i była możliwość zapoznania się ze wcześniejszymi występami zespołu. Niektórzy zapewne ostrzyli sobie ząbki nie podglądając co się dzieje, a inni na bieżąco śledzili oraz buszowali gdzie się tylko da i wiedzieli na czym stoją. I jedna i druga taktyka miała swoje plusy i minusy.
(In the) Black Room / Every Bloody Emperor" wykonane genialnie, należy wspomnieć o ciszy wśród publiczności, która towarzyszyła przy przejściu z jednego utworu do drugiego - świetna sprawa, stuprocentowa koncentracja wszystkich zebranych. Przy dźwiękach "All That Before" głowa mogła się zamienić w google, poszukując nieznanego utworu

. "Gog" mnie sponiewierało, a krzyk Hammilla dla niewtajemniczonych mógł być naprawdę nie do zniesienia i mówię to z pełną świadomością heh. "Meurglys III" oraz 'Childlike' to spełnienie marzeń niejednego.
Wspomnień jest oczywiście wiele, jednak doznania wizualne będę mi towarzyszyć tak samo długo jak muzyka. Wzrok Guya po prostu niszczył, wzrok zabójcy. Może to dziwne, ale można było odnieść takie wrażenie jakby Evans patrzył Tobie prosto w oczy. Takie zdarzenia jak mgła przez którą przedzierał się Peter (a Hugh mu wtórował poprzez machanie do niego

), czy też wspomniany "Killer!!!!", albo sięganie przez Bantona po wodę rozładowywały emocje jednej i drugiej strony, zbliżając się do siebie. "Studio" jest wystarczające na taki band, każdy znalazł sobie miejsce niemal gdzie chciał i wszędzie było doskonale słychać i widać.... Ściana dźwięku była na początku bardzo, bardzo intensywna, szczególnie wybijany rytm przez Guya i wokal Petera w "A Place to Survive". Wiele osób oczekiwało następnego bisu, ale człowiek zawsze chce więcej. Nie tylko VDGG zasługuje na pochwały, ale i 'piona' należy się publiczności, zdecydowanie.
U mnie koncert pozostał (tam gdzieś) głęboko i zostanie tam na długo

.