Aktualności:

vdgg.art.pl - całkiem niezła polska strona o VdGG i PH

Menu główne
Menu

Pokaż wiadomości

Ta sekcja pozwala Ci zobaczyć wszystkie wiadomości wysłane przez tego użytkownika. Zwróć uwagę, że możesz widzieć tylko wiadomości wysłane w działach do których masz aktualnie dostęp.

Pokaż wiadomości Menu

Wiadomości - Kuba

#526
Moje głosy padły na:

The Silent Corner and the Empty Stage, In Camera oraz Over.

Cichy kącik jest genialny muzycznie, był to pierwszy album pH jaki usłyszałem i właśnie muzyka i sam wokal zrobił na mnie ogromne wrażenie. Dopiero później, gdy się zagłębiłem - teksty. Zawsze gdy odpalam tę płytę i słyszę gitarę akustyczną w "Modern" i słowa "Jericho's strange, throbbing with life at its heart" myślę sobie mniej więcej coś w stylu, "no dobra, zaczyna się, zobacz czy nikogo nie ma w pobliżu, kto zakłóci Ci słuchanie, zgaś światło i usiądź". Coś niesamowitego, co trwa dalej...
Nie będę się rozwodził na temat tego albumu, zwyczajnie jest potrzebny nowy wątek heheehe. Gdybym miał wybrać jedną płytę pH/VDGG, to byłaby właśnie ta. Geniusz, absolut.

In Camera weszła mi w krew, chyba tylko prócz "Ferret and the Featherbird", nie wiem jakoś czemu. Muzycznie nie mniej pomysłów wszędzie utkanych niż na poprzednim albumie, acz środki bardziej skromne. Fajnie, że na remasterze znalazło się miejsce na "Peel Session".

Over = teksty. Wracam tylko do tej płyty jak... kiedy potrzebuję ukojenia. Choć wielu osobom Over bezpośrednio kojarzy się z "This Side of the Looking Glass" i może faktycznie wielka to pieśń, ale całość jest przecież niesamowita, z " Time Heals" na czele.

Poza podium znajdzie się wielki buntownik, Pan Nadir :D.
#527
Może się narażę niektórym, przyładuje z grubej rury, ale beznadziejnych okładek jest sporo, czasem towarzyszą dobrej muzyce.

Jedyny album formacji Blind Faith (Clapton, Baker, Winwood, Grech). W tym przypadku, z tego pomysłu, naprawdę nie wiem czy się śmiać czy mam płakać...


#528
Ankiety van der graafowe / Odp: Ulubiona okładka
07 Czerwiec 2008, 01:56:17
Ja stawiam na "Pawn Hearts" :D. Nie wiem czemu, ale okładka bardzo mi pasuje do samej muzyki, zwłaszcza do 'Latarników' i tych fragmentów bardziej 'kosmicznych'. Niczego sobie jest też cover "The Quiet Zone / The Pleasure Dome".

Jak już jesteśmy przy ulubionych okładkach, to nie obejdzie się bez krytyki heh. Dwa pierwsze albumy mimo, że były tworzone w innej 'epoce', to w porównaniu z resztą nie znoszą próby czasu. Nie chce mówić, że są kiepskie, jednak jak się okazuje prostota w "Godbluff" i mniejsze kombinowanie dało lepszy efekt. W ogóle okładki VDGG są dość różnorodne, trudno mówić o jakiejś monotonii (i wcale nie nawiązuje do yesów :D ).
#529
Cytat: ceizurac w 05 Czerwiec 2008, 20:29:15
Wspaniała recenzja.  :)
I mała prośba - jak się da to pisz też w innych wątkach.  8)

Jaka tam wspaniała, wyrywkowe wspomnienia :P. Oczywiście, w miarę czasu i możliwości będę się starał głos zabierać :)

Cytat: Godbluff w 06 Czerwiec 2008, 01:50:06
Co do ściany dźwięku to się natomiast nie zgadzam bo ja każdy instrument bardzo dobrze słyszałem i w moim odczuciu nic się nie zlewało ale beat w ,,A Place to Survive" odczuwałem aż w płucach.


Nie dokładnie miałem to na myśli :). W rzeczy samej chodziło mi o zwykły czad, hałas, który na początku koncertu mógł lekko wgnieść w fotel :D. Sam riff utworu, organy Bantona, beat Guya i momentami krzyk Petera kładzie na łopatki. W sumie jest to numer sam w sobie dość prosty, nawet trochę toporny, ale o zlewaniu się dźwięków nie ma mowy, tym bardziej, że uwagę łatwiej podzielić na trio.

Cytat: ceizurac w 06 Czerwiec 2008, 17:16:18

Ja odniosłem wrażenie, że gitara mu fałszowała i nie potrafił wydobyć odpowiednich dźwięków - to samo można zobaczyć na video z Umbertide.  :)


Kwestia Hammilla i jego gitary w poszczególnych utworach na żywo wzbudza kontrowersje, nie oszukujmy się :), jednak nie szkodzi, może nawet dobrze, jest w tym swego rodzaju smaczek. Meurglys III... hmmm... pojawienie się w setliście było dla mnie sporym zaskoczeniem. Z perspektywy czasu moim zdaniem wykonanie kompozycji nie było jakieś fascynujące, akurat ten utwór daje spore możliwości do manewru i za każdym razem można go zagrać lepiej. Jednak było kapitalnie, jeszcze większy 'brud' niż w wersji pierwotnej.
#530

(Trochę spóźnione, ale co tam :) )

Koncert wspominam jako przeżycie niezwykłe. Po reaktywacji zespołu i uwiecznieniu tego zdarzenia na albumie Real Time byłem ciekawy jak zespół zaprezentuje się na żywo bez Jaxona w Krakowie. Właściwie nie wiedziałem czego się spodziewać, mimo, że Kraków był ostatni na liście "do ogrania" przez trio i była możliwość zapoznania się ze wcześniejszymi występami zespołu. Niektórzy zapewne ostrzyli sobie ząbki nie podglądając co się dzieje, a inni na bieżąco śledzili oraz buszowali gdzie się tylko da i wiedzieli na czym stoją. I jedna i druga taktyka miała swoje plusy i minusy.

(In the) Black Room / Every Bloody Emperor" wykonane genialnie, należy wspomnieć o ciszy wśród publiczności, która towarzyszyła przy przejściu z jednego utworu do drugiego - świetna sprawa, stuprocentowa koncentracja wszystkich zebranych. Przy dźwiękach "All That Before" głowa mogła się zamienić w google, poszukując nieznanego utworu :). "Gog" mnie sponiewierało, a krzyk Hammilla dla niewtajemniczonych mógł być naprawdę nie do zniesienia i mówię to z pełną świadomością heh. "Meurglys III" oraz 'Childlike' to spełnienie marzeń niejednego.

Wspomnień jest oczywiście wiele, jednak doznania wizualne będę mi towarzyszyć tak samo długo jak muzyka. Wzrok Guya po prostu niszczył, wzrok zabójcy. Może to dziwne, ale można było odnieść takie wrażenie jakby Evans patrzył Tobie prosto w oczy. Takie zdarzenia jak mgła przez którą przedzierał się Peter (a Hugh mu wtórował poprzez machanie do niego :D), czy też wspomniany "Killer!!!!", albo sięganie przez Bantona po wodę rozładowywały emocje jednej i drugiej strony, zbliżając się do siebie. "Studio" jest wystarczające na taki band, każdy znalazł sobie miejsce niemal gdzie chciał i wszędzie było doskonale słychać i widać.... Ściana dźwięku była na początku bardzo, bardzo intensywna, szczególnie wybijany rytm przez Guya i wokal Petera w "A Place to Survive". Wiele osób oczekiwało następnego bisu, ale człowiek zawsze chce więcej.  Nie tylko VDGG zasługuje na pochwały, ale i 'piona' należy się publiczności, zdecydowanie.

U mnie koncert pozostał (tam gdzieś) głęboko i zostanie tam na długo ;).
#531
Ja oddałem głos na Godbluff. Był to pierwszy album jaki usłyszałem VDGG, sprawa sentymentu :).

Na początku w eterze usłyszałem któregoś pięknego dnia The Sleepwalkers i zwróciło to moją uwagę. Później jak to zazwyczaj bywa, zaczęły się drążenia, no i w końcu krążek. Album powalił mnie na kolana, ponieważ wcześniej nie miałem zupełnie kontaktu z Hammillem i kompanami. Spójność materiału mi bardzo imponowała, a Scorched Earth i Arrow szokowały. Do tego piękne The Undercover Man urozmaicały materiał, a na sam koniec płyty dostałem "swój" pierwszy numer ;)

Może teraz to brzmi bardzo groteskowo, ale trzeba jakoś znajdować odpowiedzi na zadawane pytania (w sondzie) heh. Upodobania z czasem się oczywiście zmieniały, jednak do teraz Godbluff mnie rozkłada na łopatki.

#532
Podrzucam Wam "When she Comes" w formie klipu z udziałem w roli głównej przedstawicieli rodziny łasicowatych :).

Filmik jest świetnie zmontowany z muzyką, szczególnie robi wrażenie początkowa część klipu gdy Jaxon raczy nas sielankową partią.

Nieco dziwaczny pomysł, ale jakże miły. Z pewnością niejednemu będzie się przyjemnie oglądało te zwierzątka z muzyką VDGG w tle.

Swoją drogą ciekawe co na to Krystyna Czubówna?  :D


http://pl.youtube.com/watch?v=iYmXE6iR_M8

#533
Moje zastrzeżenia dotyczą właściwie podobieństw do debiutu ( patrz np. podobna budowa utworów i oczywiste nawiązania: Pictures Of A City - 21st Century Schizon Man,  In The Wake Of Poseidon - Epitaph, Cadence And Cascade - I Talk To The Wind), no i inwencji która z tym się bezpośrednio wiąże.

Przypadek King Crimson jest niezwykle ciekawy, bo trudno wskazać najsłabszy punkt w dyskografii. Każda płyta jest albo kontynuacją obranej poprzednio drogi, albo zupełnie czymś nowym. Dlatego wtórność uznałem za minus :), ale to tylko mój osobisty pstryczek w nos w kierunku Pana Frippa ;).

Płyta pod żadnym pozorem nie jest beznadziejna, ale w moim odczuciu najsłabsza KC. Ale perełki również posiada, takie chociażby jak Cat food, który był niezłym jedzonkiem dla składu z okresu Larks', wykonywanym z ogromnym wykopem ścinającym z nóg  :o.

Sama wartość Posejdona pod względem muzycznym i wykonawczym jest godna uwagi i u niejednego wykonawcy byłby to najlepszy album.
#534
Ja osobiście jeśli miałbym wskazać na King Crimson, to bez zastanowienia wskazałbym "In the wake of poseidon". Płyta nagrana jakby na siłę, sporo odniesień do debiutu, właściwie one same się nasuwają. Nawet pierwsze rotacje w składzie nie najlepiej odbiły się na albumie. Fakt, że to skład na płytę studyjną nie jest bez znaczenia. Gdy ktoś ją usłyszy przed "In the court of the crimson king" (jest ktoś taki ?  ??? ), to może się spodobać, a w przeciwnym wypadku będzie to wyglądać zupełnie na odwrót...
#535
Będę już wiedział na przyszłość :). A wracając do sedna sprawy, okładka jest godna uwagi. Nie jest porażająca, ale "magia" tworząca się pomiędzy trójką muzyków mówi wszystko :D. Sam pomysł jej bardzo trafny, w czwórkę byłby nie do realizacji ;)
#536
Witam wszystkich forumowiczów :).

Z racji, że nowa płyta VDGG "już w drodze", podaję okładkę "Trisectora". Zdjęcie może nie pasuje jak ulał do tematu, ale to nowość, która niekoniecznie dotarła do każdego fana ;).



http://www.vandergraafgenerator.co.uk/pawnhearts/trisector_cover.jpg