A Grounding in Numbers (2011) - recenzja krytyczna

Zaczęty przez Desdemona, 17 Marzec 2011, 01:19:03

Poprzedni wątek - Następny wątek

0 użytkowników i 2 Gości przegląda ten wątek.

Desdemona

Prawie 3 lata po ukazaniu się bardzo dobrego (mimo małych braków) albumu "Trisector", grupa Van Der Graaf Generator niczym postrzelony orzeł zdobycz, wypuściła na rynek swoją kolejną płytę "A Grounding in Numbers".
Okładka tego wydawnictwa, szczególnie oglądana z daleka i w złym świetle, może się skojarzyć z płytą "Beat" grupy King Crimson.
Echa dawnych, zatęchłych jak powietrze w latrynie popowych klimatów z lat 80 wydają się odzywać także, gdy zobaczymy nazwisko Hugh Padghama, który wprawdzie album (ponoć) tylko zmiksował, jednak aura go otaczająca ma jak widać destrukcyjny wpływ na ciągle (jednak) potrafiących grać i komponować muzyków VdGG.
Płyta nie jest tragicznie zła; wydaje się jednak, iż jest to zbiór kilku ciekawych kompozycji wymieszanych niczym zaprawa w betoniarce z utworami słabymi lub nawet masakrycznie beznadziejnymi.


Album rozpoczyna spokojny i nawet interesujący utwór "Your Time Starts Now". Jest to całkiem dobra kompozycja, snująca się niczym babie lato w powietrzu. Typowy, dobry numer VdGG, a może nawet bardziej Hammilla solo. Nie zwiastuje on dramatu, jakiego doświadczymy poźniej.

Kolejna kompozycja to "Mathematics", z tekstem inspirowanym sławną równością Eulera. Tekst (jak zwykle u PH) jest świetny, a sama warstwa muzyczna także może się podobać. Nie jest to najlepszy utwór na płycie, lecz znajduje się na (niestety krótkiej) liście kompozycji wartych uwagi na GiN (bo taki skrót przyjał się na naszym forum).

Numer 3 to "Highly Strung". Zdecydowanie najbardziej kontrowersyjna kompozycja na tym albumie. Jest to mieszanka ohydnych popowych klimatów (początek, refren i zakończenie) oraz na pierwszy rzut ucha interesujących zwrotek i riffów granych przez Hammilla. Całość jest jednak odpychająca jak zawartość żołądka padlinożercy i wydaje się być pierwszym światłem ostrzegawczym; nagle uświadamiamy sobie, iż cała płyta może nie być arcydziełem. Pomijam tu kwestie tekstowe, tekst Hammilla zawsze się obroni, nawet gdyby wykonywała go kapela discopolo "Ajpod" ze wsi Onucowo Szlacheckie.
Jest to pierwszy niepotrzebny numer na tej płycie. Szkoda, gdyż możnaby zrobić z niego coś znacznie ciekawszego, wystarczyłoby usunąć popowe fragmenty.

Kolejną kompozycją jest "Red Baron". To instrumentalny przerywnik o bardzo mrocznym klimacie. Mamy tam Evansa na kotłach. I w sumie ciężko coś więcej o tym napisać. Nie jest to kompozycja wysokich lotów, sam (notabene świetny) perkusista nie wykazuje się szczególną pomysłowością. Wygląda to trochę jak ćwiczenie gry na kacu, kacu bardzo złym, stąd mroczny klimat całości. Niepotrzebny utwór numer dwa.

Na szczęście następny numer to genialny "Bunsho". Obok utworu ostatniego (jeszcze lepszego) jest to najjaśniejszy fragment GiN. O bardzo dobrych utworach pisać nie ma sensu, trzeba ich po prostu posłuchać.

Potem mamy "Snake Oil"... W zasadzie jest to dość dobra kompozycja, ale jednak możnaby ją "poukładać" lepiej. Może sie wydawać, iż jej po prostu nie dokończono, zostawiając ją w formie trochę zbyt prostej i nie do końca przemyślanej. Ma ona jednak dość dużą moc i może się podobać.

Następnie mamy "Splink", kolejny wypełniacz, motyw w nim użyty pojawi się później w utworze "Medusa". Jest to jednak kolejny niepotrzebny utwór interesujący jak rachunek z "Biedronki" sprzed 6 miesięcy.

Jednak będzie jeszcze gorzej... A to za sprawą "Embarassing Kid". Jest to prosta i surowa kompozycja trochę w klimacie "Nadira", jednak moim zdaniem zupełnie nieudana. Jest po prostu męcząca i równie mało interesująca jak zdechły pies pod stertą liści jesienną porą. Niepotrzebny numer, kolejny i niestety nie ostatni.

Następna jest "Medusa", świetna i bardzo mroczna kompozycja, niestety dość krótka. Po usunięciu perkusji pasowałaby np. na "Thin Air" Hammilla. Numer jak najbardziej potrzebny, szkoda, że nie ma ich więcej.

No to słuchamy dalej: "Mr. Sands"... Utwór ciekawy, jednak z dość denerwującą częścią, którą można nazwać refrenem. Całość staje się przez to trochę za bardzo "przebojowa" jak na mój gust. Nie przepadam zbytnio za tym utworem, chociaż może się on podobać.

Niestety kolejnym numerem jest ohydny "Smoke".... Utwór równie denerwujący jak "Highly Strung", muzycznie nawet gorszy od tego pierwszego. To już nawet nie jest dno i 6 metrów mułu, jest to po prostu definicja określenia "muzyczna beznadzieja". Myślę, że pasowałby on na przykład na płytę "Skin" Hammilla, bezdenne szambo przy tym czymś pachnie jak najlepsza paryska perfumeria.

W tym miejscu wyłączamy płytę i udajemy się na pięciogodzinny spacer, ewentualnie (dla uspokojenia) układamy 5678 elementowe puzzle z okładką "GiN".
Nie pomoże nam to jednak zbytnio, ponieważ po ponownym włączeniu płyty zaatakuje nas utwór "5533". Na początku wydaje on się ciekawy, jednak jego dalsze słuchanie przypomina usuwanie "butaprenu" z rąk. Są poza tym chyba ciekawsze tematy od telefonu komórkowego Nokia (bo o to chodzi w tytule), np. odrdzewianie tasaka po babci lub trucie much rumuńskim środkiem biodegradowalnym. Ale to już ostatni niepotrzebny utwór.

Po kolejnym ułożeniu puzzli lub powrocie ze spaceru włączamy ponownie płytę i dostajemy nagrodę - genialny numer "All Over The Place", który razem z "Bunsho" wyróżnia się na tej płycie jak wrak Jeepa na środku pustyni. Utwór jest tak doskonały, iż jestem zbyt tępa, aby go opisać. Zainteresowanych odsyłam do innych recenzji.


Orzeł zwany VdGG jest ranny, ale nadal żyje. Mam nadzieję, że nie jest to rana śmiertelna i przy okazji następnej płyty wzbije się w błękitne, progresywne przestworza. Jak na razie leży uziemiony w brudnej kałuży obok cementowni.

Reasumując: "A Grounding in Numbers" jest najsłabszą płytą VdGG, kupujesz ją na własne ryzyko!!!

Sebastian Winter

brawo Des- chyba Twoja pierwsza recenzja- choć nie ze wszystkim sie zgadzam trzeba przyznać ze bardzo ciekawie opisalas swoje przemyslenia na temat tej plyty- nie wspominając o metaforach


PS: nie wiem czy kapela disco polo poradzila by sobie z tekstem Hammilla.....na pewno nie Zduńskowolska legenda tej branzy czyli zespół o pieknej nazwie Kontrast :D
What can I say when, in some obscure way,
I am my own direction?

Sebastian Winter

i rzeczywiście spodziewałem sie czegoś ostrzejszego- choć jak widać kilka fragmentów Ci sie podoba
What can I say when, in some obscure way,
I am my own direction?

Desdemona

Recenzja nie jest jeszcze skończona, zakończenie będzie dłuższe.
Ale to napiszę po północy, bo wtedy mi się najlepiej myśli :[

ceizurac

Cytat: Desdemona w 17 Marzec 2011, 01:19:03
Oto robocza wersja mojej recenzji, pewnie spodziewaliście się czegoś ostrzejszego :)

"Spodziewaj się niespodziewanego"...  :D
Twoja recenzja podoba mi się, choć niekoniecznie zawarte w niej opinie; ale to tym już tu tony słów przelaliśmy i nie ma sensu dalej tego ciągnąć.  :)
There's the thing, hold it close.
You had your fling. You laid your ghosts.

Time to leave, close the door.
You can't believe you wanted more,
more or less, al for the best
in the end it's al behind you.

There's the thing, for all you know
it's time to let go.

Desdemona

Recenzja jest już w wersji ostatecznej, dodałam między innymi optymistyczno-realistyczne zakończenie ;)

Wobbler

Oj oj najgorsza płyta VdGG??? Chyba gorzej niż na pierwszej płycie być nie może. Jeśli płyta jest taka zła jak piszesz to będę najwyżej tylko teksty sobie czytał;-)

Desdemona

Cytat: Wobbler w 18 Marzec 2011, 15:01:17
Oj oj najgorsza płyta VdGG??? Chyba gorzej niż na pierwszej płycie być nie może. Jeśli płyta jest taka zła jak piszesz to będę najwyżej tylko teksty sobie czytał;-)

Takich "kwiatków" jak "Highly Strung" albo "Smoke" nie ma na żadnej płycie, stąd GiN jest płytą najsłabszą.
Ale są tam także bardzo dobre utwory, płyta jest po prostu równa jak polskie ulice na wiosnę :D

Black_Rose

Bardzo fajnie napisany tekst, chociaż nie do końca się z nim zgadzam ;)

Sylvie

Something makes me nervous,
something makes me twitch...

Kuba

Ciekawa recenzja, pisana interesującym językiem (te Twoje metafory :P). Przyznam, że może powodować dystans przed przesłuchaniem, ale każdy wyrabia sobie sam zdanie.

Największy problem VDGG jest taki, że zespół nie nagrywa słabych płyt. W dyskografii (nie tak jak w przypadku PH, ale to oczywiste - nieporównywalna ilość) nie ma takiej pozycji, za którą (wszyscy dotychczasowi) członkowie mogli by się wstydzić. Można powiedzieć, że nieco słabszą płytą może być debiut, "The Quiet Zone /The Pleasure Dome", albo "A Grounding in Numbers". Jednak, jeśli by wykonać jakiś wykres wskazujący formę zespołu (chociażby z perspektywy ocen z forum), to dostrzeżemy tylko nieznaczne spadki. Nigdy nie było żadnych aktów komercji ani pójścia z prądem, to też trzeba cenić.

Recenzja jest krytyczna, w ogóle niektóre głosy (ale właściwie tylko w środowisku głębokich, ortodoksyjnych fanów) są momentami chłodne, ale płytę i tak kupię, niezależnie jakie będzie jej opinia, czy najgorszej czy bardzo świeżej i rzucającej nowe światło na zespół.
How can I be free?
How can I get help?
Am I really me?
Am I someone else?

Sylvie

GiN ma chyba najwięcej słabych numerów ze wszystkich płyt VdGG, więc matematycznie jest najsłabsza.
Oczywiście trzeba ją przesłuchać dla tych bardzo dobrych.
Słabsze też się być może komuś spodobają.
Something makes me nervous,
something makes me twitch...

ceizurac

Cytat: Sylvie w 18 Marzec 2011, 23:33:02
GiN ma chyba najwięcej słabych numerów ze wszystkich płyt VdGG, więc matematycznie jest najsłabsza.
Oczywiście trzeba ją przesłuchać dla tych bardzo dobrych.
Słabsze też się być może komuś spodobają.

Mnie się podobają te, które wg niektórych z Was są tymi gorszymi i słabszymi. I vice versa.
Każda recenzja, każde odczucie danej płyty jest (prawie) ZAWSZE subiektywne. 

Cytat: Kuba w 18 Marzec 2011, 23:02:11
Ciekawa recenzja, pisana interesującym językiem (te Twoje metafory :P). Przyznam, że może powodować dystans przed przesłuchaniem, ale każdy wyrabia sobie sam zdanie.

Największy problem VDGG jest taki, że zespół nie nagrywa słabych płyt. W dyskografii (nie tak jak w przypadku PH, ale to oczywiste - nieporównywalna ilość) nie ma takiej pozycji, za którą (wszyscy dotychczasowi) członkowie mogli by się wstydzić. Można powiedzieć, że nieco słabszą płytą może być debiut, "The Quiet Zone /The Pleasure Dome", albo "A Grounding in Numbers". Jednak, jeśli by wykonać jakiś wykres wskazujący formę zespołu (chociażby z perspektywy ocen z forum), to dostrzeżemy tylko nieznaczne spadki. Nigdy nie było żadnych aktów komercji ani pójścia z prądem, to też trzeba cenić.

Recenzja jest krytyczna, w ogóle niektóre głosy (ale właściwie tylko w środowisku głębokich, ortodoksyjnych fanów) są momentami chłodne, ale płytę i tak kupię, niezależnie jakie będzie jej opinia, czy najgorszej czy bardzo świeżej i rzucającej nowe światło na zespół.

W 100% zgadzam się. Również wg mnie VDGG nie nagrywa płyt słabych. 
There's the thing, hold it close.
You had your fling. You laid your ghosts.

Time to leave, close the door.
You can't believe you wanted more,
more or less, al for the best
in the end it's al behind you.

There's the thing, for all you know
it's time to let go.

Polset

Cytat: ceizurac w 19 Marzec 2011, 08:20:03
Cytat: Sylvie w 18 Marzec 2011, 23:33:02
GiN ma chyba najwięcej słabych numerów ze wszystkich płyt VdGG, więc matematycznie jest najsłabsza.
Oczywiście trzeba ją przesłuchać dla tych bardzo dobrych.
Słabsze też się być może komuś spodobają.

Mnie się podobają te, które wg niektórych z Was są tymi gorszymi i słabszymi. I vice versa.
Każda recenzja, każde odczucie danej płyty jest (prawie) ZAWSZE subiektywne. 

Cytat: Kuba w 18 Marzec 2011, 23:02:11
Ciekawa recenzja, pisana interesującym językiem (te Twoje metafory :P). Przyznam, że może powodować dystans przed przesłuchaniem, ale każdy wyrabia sobie sam zdanie.

Największy problem VDGG jest taki, że zespół nie nagrywa słabych płyt. W dyskografii (nie tak jak w przypadku PH, ale to oczywiste - nieporównywalna ilość) nie ma takiej pozycji, za którą (wszyscy dotychczasowi) członkowie mogli by się wstydzić. Można powiedzieć, że nieco słabszą płytą może być debiut, "The Quiet Zone /The Pleasure Dome", albo "A Grounding in Numbers". Jednak, jeśli by wykonać jakiś wykres wskazujący formę zespołu (chociażby z perspektywy ocen z forum), to dostrzeżemy tylko nieznaczne spadki. Nigdy nie było żadnych aktów komercji ani pójścia z prądem, to też trzeba cenić.

Recenzja jest krytyczna, w ogóle niektóre głosy (ale właściwie tylko w środowisku głębokich, ortodoksyjnych fanów) są momentami chłodne, ale płytę i tak kupię, niezależnie jakie będzie jej opinia, czy najgorszej czy bardzo świeżej i rzucającej nowe światło na zespół.

W 100% zgadzam się. Również wg mnie VDGG nie nagrywa płyt słabych. 


Nie ma też słabych płyt PH! Są słabsze ale takiej do wstydu nie ma!
I cieszę się że jestem sam. Samotnie łatwiej myśleć i łatwiej tańczyć kiedy już poumierają wszyscy"

CAMEL

Witam

Przesłuchałem tej płyty kilka razy i muszę stwierdzić, że bardzo mi się podoba. Weźmy pod uwagę fakt, że mamy 2011 rok i co za tym idzie nie ma takiej możliwości, żeby doczekać się płyt w stylu "H to he...", "Pawn Hearts", "Godbluff" czy "Still Life". "A grounding in numbers", podobnie jak dwie poprzednie, jest po prostu inna. Inna, ale trzymająca swój poziom. Zawierająca utwory, przy których pojawia się to przyjemne uczucie na plecach, przy których wracają wspomnienia. A przecież tak naprawdę w muzyce tego wspaniałego zespołu o to właśnie zawsze chodziło. Proszę wskazać mi jakikolwiek inny band z kilkudziesięcioletnim stażem, który dalej wydaje płyty na naprawdę wysokim poziomie. Nie ma drugiego takiego (choć po cichu liczę na jakiś nowy intrygujący album Camela. ;) ).

Pozdr
Camel

PS
Szkoda tylko, że brak Jacksona.
"...and silence that speaks so much louder than words of promises broken..."