Aktualności:

vdgg.art.pl - całkiem niezła polska strona o VdGG i PH

Menu główne

Boskiblef

Zaczęty przez Kuba, 15 Sierpień 2009, 02:33:15

Poprzedni wątek - Następny wątek

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Kuba



Album bardzo świeży, zmodernizowany nieco brzmieniowo (choćby zupełnie inne brzmienie bębnów, mocniejsze, bardziej czytelne niż poprzednio, dysonanse saksofonowe, pełne mroku organy), zauważalne także niuanse w stosowaniu wokalu oraz jego przetworzenia, a także spore "nakładki", co brzmi rewelacyjnie, ale wymaga skupienia i wielokrotnego wysłuchania by wychwycić ten ogrom pracy w studiu. Peter w niesamowitej formie, w spokojniejszych fragmentach pokazuje swój kunszt (Undercover Man), a oczywiście w kompozycjach pełnych zgiełku (Schorched Earth, Arrow) śpiewa w sposób wyjątkowy, z piekielną siłą, z zacięciem i niesamowitą wściekłością.

Dla mnie płyta jedna z tych mroczniejszych VDGG, może nawet najmroczniejsza, gdzie groza czai się za rogiem ( >:D), co Hugh dobitnie nam daje do zrozumienia. Płyta momentami pełna furii, ale też zakręcona, jednak nie zmierzająca ku jezzowi (pomijając ten mały wstęp w Arrow). Bardzo spójna, scementowana zespołowo. Są charakterystyczne tematy, które da się zapamiętać, "refreny saksofonowe", w sumie nawet przyjemne w Arrow, oraz bardziej już kąśliwe organowo-saksofonowy temat w Schorched Earth (gdzie na dobrą sprawę mamy je dwa - jeden wręcz fascynujący grany w sposób uniesiony razem z wokalem).

Niby kompanii Hammilla są odpowiedzialni za formę, ale nie da się nie zauważyć, że ten album jest pod jego dyktando. Według mnie absolutna dominacja Petera Hammilla nastąpiła dopiero po reaktywacji kapeli, czyli właśnie tu, w 1975 roku na Godbluffie. Krążek bardzo urozmaicony, każdy utwór to inna para kaloszy, każdy z nich jest bogaty pod względem budowy i fraktury, tak jak w choćby w The Sleepwalkers, w którym mamy na początku ni to skoczną 'hulankową' melodię ni to muzyczny kabaret, a później dalej, szalejący niczym tornado Peter. Gęsta atmosfera nam towarzyszy na każdym kroku, ale co ważne, wszystko jest bardzo spójne brzmieniowo i nie sądzę by któryś z innych kompozycji grupy mógłby pasować na tą płytę.

Tekstowo nie ma aż takich dobitnych nawiązań do samotności jak wcześniej, w ogóle, sfera kontaktów ludzkich jest potraktowana inaczej. Dla mnie teksty na Godbluff to poniekąd zagadka, wiele rzeczy nie jest tutaj powiedziane dosłownie.  

Mój ulubiony krążek Van Der Graaf Generator i w związku z tym nie mogłem się nie pokusić o założenie tego tematu ;). Zapraszam Was do opinii, jest o czym gadać, bo zapewne za Wami dwusetne, albo i więcej przesłuchanie Godbluffa  O0.
How can I be free?
How can I get help?
Am I really me?
Am I someone else?

Sebastian Winter

oto moja recenzja tej plyty- nic wiecej nie jestem w stanie dodać poza tym ze to skonczone arcydzielo:  0=0


Czarna ascetyczna okładka na ktorej widać tylko tytuł płyty i nazwę zespołu. Stanowi ona zupełne zaprzeczenie psychodelicznych obrazków Paula Whiteheada pojawiających się na poprzednich albumach grupy...ale jakaś zmiana musiała przecież nastąpić ...bo jakby nie patrzeć Godbluff to pierwsze dzieło zespołu wydane po blisko 4 letniej przerwie. Wiele się przez ten czas działo głównie w obozie Petera Hammilla który do 1975 roku zdołał nagrać az 4 solowe płyty nie zawsze pokrywające się pod względem muzycznym z VDGG.
W koncu jednak panowie postanowili znowu wspólnie tworzyć i po kilku miesiącach wytęzonej pracy na rynku pojawił się album zatytulowany Godbluff.
Jak można się było domyślać te 4 lata zrobily swoje i muzyka zawarta na tym wydawnictwie w dużym stopniu różni się od chociażby Pawn Hearts. Przede wszystkim są to dzwięki o wiele bardziej dynamiczne i ostrzejsze niż wszystko co muzycy dotychczas nam proponowali. Więcej jest w tych kompozycjach chaosu który jednak ma swój wyraźny cel i miejsce. Nie zmienia to oczywiście sytuacji iż Godbluff to obok wspomnianych wyzej serduszek i Still life moja ulubiona płyta Van der graafów.
Album zaczyna się od najbardziej przystępnej pieśni na tym wydawnictwie czyli Undercover man. W tym fragmencie znajdujemy właściwie wszystko za co fani rocka progresywnego tak bardzo zespól pokochali. Mroczne klawisze Bentona okraszone niesamowitym śpiewem Hammilla no i oczywiście porywający saksofon Jacksona. Wyjątkową uwagę zwróciłbym tutaj na sam pczątek tej kompozycji gdy Hammill na granicy szeptu intonuje pierwsze wersy ' Here at the glass, all the usual problems, all the habitual farse...'
Cienie bezgwiezdnej nocy zaczynają na nas opadać już w drugim fragmencie płyty czyli Scorched earth. Jeden z najmroczniejszych momentów w całej historii grupy z parazającym aczkolwiek trochę enigmatycznym tekstem Mistrza. Mamy tutaj przede wszystkim znakomitą partię Jacksona która nadaje calej pieśni charakteru niemalże mistycznego.
Druga część Godbluff zabiera nas w przerażającą podróz w głab najciemniejszych otchłani ludzkiej duszy wyciągając na światło dzienne wszystko to o czym nie chcemy nawet pamiętać.
Najpierw słuchamy Arrow, podyszyta strachem kompozycja ukazuje nam mroki sredniowiecza z charakterystyczną dla Hammilla Lekką szczyptą ironi. Muzycznie to z pewnością najtrudniejszy w odbiorze fragment albumu, pelen jazzowych improwizacji i wszechobecnego nastroju grozy...
Na samym końcu plyty muzycy zaprezentowali nam prawdziwą mini-suitę, 10 minutową kompozycję Sleepwalkers. Gdy tylko ją uslyszałem po raz pierwaszy, to zawsze Lunatycy kojarzyli mi się z opuszczonym cmętarzyskiem na którym strzygi i inne stwory rozpoczynają swój upiorny taniec. Wiem ze to może zabrzmiec trochę infantylnie ale taka jest ta muzyka. Pod względem dzwiękowym mamy to do czynienia z nastrojem dekadeckiego kabaretu gdzieś z końca XIX wieku... No i ten niesamowicie agresywny spiew Hammilla rozpoczynjący się okoła 7 minuty. prawdziwe cudo...
Pozycja obowiązkowa.

What can I say when, in some obscure way,
I am my own direction?

Kuba

Sebastianie, my widzieliśmy Twoją recenzję :P.
How can I be free?
How can I get help?
Am I really me?
Am I someone else?

Hajduk

#3
Cytat: Kuba w 15 Sierpień 2009, 02:33:15


Album bardzo świeży, zmodernizowany nieco brzmieniowo (choćby zupełnie inne brzmienie bębnów, mocniejsze, bardziej czytelne niż poprzednio, dysonanse saksofonowe, pełne mroku organy), zauważalne także niuanse w stosowaniu wokalu oraz jego przetworzenia, a także spore "nakładki",
Jakubie, zauważ, że brzmienie VdGG na "Godbluff" jest ogólnie "ciemniejsze" niż poprzedniego wcielenia grupy. Przede wszystkim oparte jest na współbrzmieniu organów hammonda i klawinetu (raczej w niskich rejestrach), niż jak było to do tej pory organów i fortepianu (bądź fortepianu elektrycznego). Barwa jest mroczna i pozbawiona światła. Dysonansowe partie nie dotyczą tylko saksofonów. Wystarczy wspomnieć transpozycję riffu w "Scorched Earth", który przed finałem utworu złożony zostaje praktycznie z samych dysonansów. Podobny zapieg grupa zastosuje w "Childlike Faith In Childhood's End".
Hulankowa melodia w poczatkowej czesci "The Sleepwalkers" to cha-cha, i ma wybitnie imprezowy charakter, co jest dobrze uzasadnione przez egzystencjalną filozofię tekstu utworu. Odniósłbym ten fragmencik i jego znaczenie do sceny tanga w filmie "Salto" Konwickiego.

Sebastian Winter

Cytat: Kuba w 15 Sierpień 2009, 13:01:13
Sebastianie, my widzieliśmy Twoją recenzję :P.


wiem tak ja sobie przypomnialem dla przypomnienia ;D
What can I say when, in some obscure way,
I am my own direction?

Kuba

Pewnie, że jest ciemniejsze, jednak powiedziałbym, że nie na długo, bo na na Still Life mniej było tego mroku. No i muzycznie oraz tekstowo są jakieś zalążki optymizmu, czego na Godbluffie jak na lekarstwo, ale dobrze, przynajmniej jest jakaś spójność.

Według Was jakiś utwór (z późniejszych dokonań VDGG) pasowałby na Godbluff?
How can I be free?
How can I get help?
Am I really me?
Am I someone else?

Sebastian Winter

Cytat: Kuba w 15 Sierpień 2009, 13:44:47


Według Was jakiś utwór (z późniejszych dokonań VDGG) pasowałby na Godbluff?

La rossa ze still life........moze troszkę Masks z World record
What can I say when, in some obscure way,
I am my own direction?

Hajduk


Hennos

Dla mnie Godbluff to dzieło skończone i traktuje te utwory jako nierozerwalną całość.
Nie wydaje mi się, żeby można było "dopasować" tam utwór z innych płyt VdGG, moim zdaniem jakikolwiek utwór zburzyłby konstrukcję tej znakomitej płyty.
Z tego samego powodu nie słucham (od razu) bonusów z remastera Godbluffa; one zupełnie tam nie pasują, a jeśli już musiały się znaleźć, to powinna być przed nimi 30 minutowa przerwa :)
Już nie wspomnę o ich bootlegowej "jakości".

Without deviation from the norm, progress is not possible - F. Zappa.

Kuba

Też mi nie odpowiadają bonusy zaraz po końcówce albumu. Powinno takie rzeczy się wydawać na oddzielnym krążku, jak to było w przypadku Marillion. Nie burzy to całości.

Jakość "A Louse Is Not A Home" i "Forsaken Gardens" jak faktycznie paskudna. Wartość materiału swoją drogą, jednak ciężko słucha się takie "brudy".

Właściwie remastery to oddzielny temat...
How can I be free?
How can I get help?
Am I really me?
Am I someone else?

ceizurac

Nie jestem specjalnym entuzjastą tej płyty. Cóż - poza "Arrow", który uważam za absolutne arcydzieło - reszta mnie nie powala. Wiem, że "Undercover Man" to fajna ballada; że "Sleepwalkers" to kultowy kawałek (tak jak taniec Hammilla podczas tej cha-chy). Zresztą "Lunatycy" "zaczęły" mi się troskę podobać po obejrzeniu na koncercie w Krakowie. Nie wiem właściwie dlaczego.
Cały album jest na pewno zwarty, 4 razy po ok. 10 minut. Perfekcja.
Dodatki na remasterze - jak już tu wielokrotnie pisano - mają słabą jakość dźwięku i "psują" całą atmosferę; na szczęście na cd mamy możliwość wyboru lub wyłączenia po 4 utworze. Pokuszę się o stwierdzenie, że mógł Hammill dodać 2 dysk z całym koncertem z tego okresu. To byłoby coś.
There's the thing, hold it close.
You had your fling. You laid your ghosts.

Time to leave, close the door.
You can't believe you wanted more,
more or less, al for the best
in the end it's al behind you.

There's the thing, for all you know
it's time to let go.

Sebastian Winter

ja juz kiedyś pisalem ze gdyby jakosc bonusow byla lepsza to bylby to remaster wszechczasow- a tak po 4 kompozycji plyte wylaczam od razu.....O Godbluffie powiedzialem juz wszystko dodam wiec tylko ze to najbardziej spojna plyta zespolu a strona 2-ga tego wydawnictwa wyprowa flaki i urywa jaja razem z calą resztą......za 7 minute Lunatykow dalbym sie pokroic  O0 0=0 i tyle na ten temat
What can I say when, in some obscure way,
I am my own direction?

Hajduk

Cytat: Hennos w 15 Sierpień 2009, 14:41:24
Dla mnie Godbluff to dzieło skończone i traktuje te utwory jako nierozerwalną całość.
Nie wydaje mi się, żeby można było "dopasować" tam utwór z innych płyt VdGG, moim zdaniem jakikolwiek utwór zburzyłby konstrukcję tej znakomitej płyty.

Doskonale! Absolutnie się zgadzam. Też tak uwazałem, a wypowiedź Guy'a "Nie mam pojęcia dlaczego uważacie, że jego twarz przyponina fizys psychopaty" Evansa, którą znalazłem w "The Book" Christopulosa i Smarta (s. 112) mnie w tym utwierdza:
"Oprócz pozostałych czterech utworów nagraliśmy na tych sesjach [Godbluff, między 9 a 25 czerwca 1975] również "Pilgrims" i "La Rossę". Właściwy kształt kompozycyjny albumu - decyzja, że złożą się na niego właśnie te cztery utwory - powstał juz po zakończeniu sesji. To był mój pomysł, bo wciąż rozważalismy jaki ma być ten album, a sześć kompozycji po prostu nie zmieściłoby się na winylu. Pamiętam jak siedziałem w kuchni z tytułami i czasami ich trwania wypisanymi na kawałkach papieru i przestawiałem ich kolejność. I w końcu udało mi się ustalić co ma trafić na "Godbluff", gdy zdałem sobie sprawę z jego muzycznej i tekstowej zawartości. Pomyślałem od razu: TO jest właśnie TA płyta. Prawdziwy kiler!"

Desdemona

Dla mnie także "Godbluff" to nierozerwalna całość, więc dziwnie ogląda mi się Godbluffa na żywo, gdzie kolejność utworów jest zmieniona.
(Nie wiem, czy istnieje inne nagranie wideo, gdzie kolejność byłaby wlaściwa).
Ciekawy ten cytat z "The Book", ale często wielkie dzieła powstają przypadkiem :)

Kuba

ceizurac, ja zawsze programuje sobie płytę gdy są bonusy na niej i wówczas iluzja tworzy normalny czas płyty ;D.

Nikt nie zamierza nic dodawać do Godbluffa a tym bardziej odejmować, po prostu to luźne nasze rozważania, co stylistycznie jest podobne. Chodzi o to by było ciekawie i temat do konwersacji ;). I trochę się zgadzam tutaj z Tobą Sebastian - tak, "La Rossa" jakoś strasznie klimatem nie odbiega od tej płyty, w przeciwieństwie do choćby takiego "Pilgrims" (tutaj tekstowo absolutnie by już totalnie nie pasował).

Bardzo ciekawe info Hajduk. Dobrze, że nic Panowie nie namieszali z "Pilgrims" i "La Rossą". Tak jest idealnie, choć pewnie teraz nam jest sobie trudno wyobrazić inną kolejność utworów, to gdyby była ona inna wraz z nagraniem płyty, nikt by nie grymasił i nic nie kombinował z kolejnością.

Prawda to, że kiler powstał nam, a od "Scorched Earth" jest już jazda bez trzymanki.

Może na "Godbluff" nie ma aż takiej ścisłości i spójności tekstowej jak na "Pawn Hearts", (gdzie lemingi powracają w 'Pladze Latarników'), to i tak sama koncepcja czterech wcale nie krótkich nagrań do mnie przemawia. Albumu słucha się z zapartym tchem, w trochę inny sposób niż np. "Pawn Hearts", który według mnie w odbiorze jest dużo trudniejszy, i wymaga większego skupienia, cierpliwości. Natomiast "Godbluff" 'wchodzi' jeśli nie szybko, to na pewno szybciej.
How can I be free?
How can I get help?
Am I really me?
Am I someone else?