Aktualności:

vdgg.art.pl - całkiem niezła polska strona o VdGG i PH

Menu główne

Peter Hammill Solowe płyty czy VdGG

Zaczęty przez Godbluff, 02 Luty 2009, 02:14:28

Poprzedni wątek - Następny wątek

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Peter Hammill Solowe płyty czy VdGG

Solowe
14 (77.8%)
VdGG
4 (22.2%)

Głosów w sumie: 14

Jurski

To może uchylę rąbka tajemnicy :) Ja głosowałem za zespołem i to bez chwili wahania. Po pierwsze z sentymentu - poznałem zespół szybciej i był to takie mój "pierwszy raz" z tą muzyką. Nieco później zacząłem zgłębiać PH solo i to nie było już tak dramatyczny zwrot w muzycznym życiu. Po drugie, część solowych dokonań po prostu uważam za bardzo słabe (w kontekście innych dokonań PH) - co w przypadku płyt zespołu nie ma miejsca. Obniżają one ogólną jakość PH solisty, podczas gdy w VdGG nie zdarzały się w moim odczuciu tak ewidentne gnioty (choć dodać należy, ze właściwie na każdej płycie solowej można znaleźć jakieś muzyczne perełki).

Desdemona

Cytat: Jurski w 22 Styczeń 2010, 23:06:20
Po drugie, część solowych dokonań po prostu uważam za bardzo słabe (w kontekście innych dokonań PH) - co w przypadku płyt zespołu nie ma miejsca. Obniżają one ogólną jakość PH solisty, podczas gdy w VdGG nie zdarzały się w moim odczuciu tak ewidentne gnioty (choć dodać należy, ze właściwie na każdej płycie solowej można znaleźć jakieś muzyczne perełki).

No, ale na 34 płyty solowe (studyjne) Hammilla solo, tylko dwie ("In A Foreign Town" i "Skin") można nazwać gniotami, pozostałe są dobre, bardzo dobre lub nawet genialne :)

Jurski

Zapomniałaś dodać, że Twoim zdaniem :) Nie będę się sprzeczał, ale poprostu do wielu solowych płyt Hammilla od długiego czasu nie wracam (ewentualnie do wybranych utworów). Np. do Nadira, Ph7, Future Now, The Noise, X My Heart, Foole's Mate, None Of The Above, dwóch, które wymieniłaś i jeszcze kilku, których wole publicznie nie wymieniać w obawia przed ukamienowaniem na tym forum :) Przykro mi, ale powyższych płyt nie mogę uznać za dobre... nawet nie wiem czy powiniem za przeciętne, gdyż zwyczajnie w większości przypadków mnie nudzą (na krótsza lub dłuższą metę). Zaznaczam przy okazji jedną rzecz - cały czas poruszam się na poletku Hammilla i VdGG - i w kontekście tej twórczości.

Jurski

PS. Kryterium oceny nie była ilość płyt, co zaznaczył Wobbler. Nie było też jakichś innych sztywnych kryteriów.

mahavishnu

Witam , jestem nowym forumowiczem.
Ja głosuję zdecydowanie na rzecz VDGG. Przede wszystkim dlatego , że albumy nagrane z zespołem są bogatsze w warstwie muzycznej. Płyty Hammilla mimo genialnych tekstów są często ,,przegadane'' , niejednokrotnie brakuje mi na nich instrumentalnych interludiów. W twórczości VDGG udało się znakomicie uchwycić złoty środek między liryką Hammilla a instrumentalną inwencją muzyków. Istotne jest także to , że płyty VDGG są bardziej ,,progresywne'' , co mnie akurat bardzo odpowiada. Ciągle nie mogę odżałować , że po genialnej płycie ,,Pawn hearts'' zespól zawiesił działalność będąc u szczytu możliwości twórczych. Często zastanawiam się , jakie byłyby te niepowstałe albumy VDGG  z lat 1972 - 1974 , a śmiem sądzić , że mogłyby przebić muzycznie takie dzieła jak choćby ,,The silent corner and the empty stage''. Kumulacja sił twórczych w zespole daje jednak lepsze rezultaty (vide solowa twórczość wielu muzyków wybitnych zespołów , by wymienić tylko Yes , King Crimson , Pink Floyd). Wyobrazcie sobie , że zawiesiłyby one działalność w latach 1972 - 1974 a ich muzycy wydawaliby płyty solowe. Ewidentna strata dla muzyki. Oczywiście trudno stawiać tu znak równości bo Hammill tworzył lwią część materiału w VDGG , jednak to właśnie inwencja , umiejętności Bantona , Evansa i Jacksona podnosiły tą muzykę na wyżyny, wzbogacając ją w warstwie aranżacyjnej , harmonicznej i brzmieniowej. Jest to jednak tylko moja subiektywna opinia wynikająca z preferencji muzycznych.

Sylvie

Witam na forum!
Faktycznie, płyty solowe Hammilla są mniej "progresywne", ale Hammill solo to po prostu nie jest (jak dla mnie) rock progresywny, więc mi to nie przeszkadza.
(Szczególnie te późniejsze płyty).
Oczywiscie to wielka szkoda, że VdGG zawiesił działalność w złotych latach prog rocka.
Ale czasem taka decyzja jest słuszna, bo dzięki niej nie powstanie słaba płyta, jeśli w zespole jest jakiś kryzys twórczy lub dyskusja między członkami jest już bliska rękoczynom ;)
(Teoretyzuję, nie twierdzie, że tak było w VdGG).
Something makes me nervous,
something makes me twitch...

Polset

I cieszę się że jestem sam. Samotnie łatwiej myśleć i łatwiej tańczyć kiedy już poumierają wszyscy"

Polset

Jeżeli miały by nigdy nie powrastać albumy "Silent corner..." i "In Camera" to dobrze ze VDGG się rozpadł
Swoją droga to smutne że nie liczy się muzyka tylko szyld pod jakim wyjdzie. Gdyby VDGG wydali kolejny album pewnie znalazły by się na nim Gog/Magog,In a Black Room i tym podobne.Rozumiem ze odniosły by większy sukces niż jak je Peter nagrał (z tymi samymi muzykami)
I cieszę się że jestem sam. Samotnie łatwiej myśleć i łatwiej tańczyć kiedy już poumierają wszyscy"

Sebastian Winter

Wtam nowego Forumowicza


ja uwazam ze kilka plyt PH z lat 72-78 coo najmniej dorównuje najlepszym wydawnictwom VDGG...vide Silent corner czy tez In camera o Over nie wspominając a chwilami nawet je przescigają - zresztą jak Polset slusznie zauwazyl gdyby VDGG sie nie rozpadl być moze takie perełki jak Gog, Lause czy In the black room trafilyby na kolejne plyty VDGG....pamietajmy tez ze na wielu swoich solowych albumach Hammilll gral razem z calym skladem VDGG -
What can I say when, in some obscure way,
I am my own direction?

mahavishnu

Cytat: Polset w 18 Czerwiec 2011, 08:32:30
Jeżeli miały by nigdy nie powrastać albumy "Silent corner..." i "In Camera" to dobrze ze VDGG się rozpadł
Swoją droga to smutne że nie liczy się muzyka tylko szyld pod jakim wyjdzie. Gdyby VDGG wydali kolejny album pewnie znalazły by się na nim Gog/Magog,In a Black Room i tym podobne.Rozumiem ze odniosły by większy sukces niż jak je Peter nagrał (z tymi samymi muzykami)

Myślę , że była jednak szansa pogodzić interesy kariery solowej Hammilla i zespołu. Świetnie udawało się to w latach 1975 - 1977 , gdy powstawały znakomite płyty VDGG i solowe Hammilla. W zasadzie sprowadzałoby się to do odpowiedniej selekcji materiału. Takie utwory jak (No more) the sub - mariner czy Faint - heart and the sermon wręcz idealnie pasują na albumy solowe Hammilla i trudno byłoby je jeszcze udoskonalić. Natomiast kompozycje typu Gog/Magog , In black room czy A Louise is not a home mogłyby jeszcze zyskać w warunkach pracy zespołowej (bogatsze aranżacje , szersza, bardziej wyrafinowana paleta brzmieniowa , interludia instrumentalne). Utwory te były nagrywane wprawdzie z kolegami z VDGG , ale to już nie to samo , co dopracowanie utworu od początku , muzycy VDGG byli tam tylko kimś w rodzaju muzyków sesyjnych lub guest star a to nie jest raczej najlepszy sposób na wydobywanie najgłębszych pokładów kreatywności z artysty. Słuchając tych bardziej ,,progresywnych'' utworów solowych Hammilla ciągle mam nieodparte wrażenie , że z VDGG zabrzmiałyby one pełniej. Myślę , że np. A plague of lighthouse keepers nie miałby tej siły rażenia i potencjału muzycznego w wersji solowej , nawet gdyby grali na tym albumie muzycy VDGG z powodów , które podałem wcześniej. Abstrahując już od tego , że była to jednak kompozycja zespołowa. Konkludując : moim zdaniem najlepszym rozwiązaniem byłoby połączenie w latach 1972 - 1974 twórczości solowej z zespołową.

Mazo

Nie jestem przekonany, czy udałoby się pogodzić wydawanie progresywnego materiału na dwóch frontach, bo mogłoby po prostu braknąć materiału i świeżych pomysłów. Wtedy w każdym roku wychodził nowy album Petera, gdzie tu miejsce na Van der Graafa? Biorąc pod uwagę podobieństwo gatunkowe, gdyby jeszcze ukazywały się wtedy albumy zespołu, byłby to większy World Record, niż intensywność w latach 75-77 ;).
Zauważ, że te lata to zupełnie inny Hammill, który nagrał albumy kolejno: proto-punkowy, osobisto-liryczny i eksperymentalny, nie da się nijak tego kojarzyć z muzyką VDGG. W okresie braku działalności zespołu otrzymaliśmy trzy wspaniałe albumy solowe, chyba nie ma sensu narzekać :).
- Well, young man, when you grow up, what do you want to be?
- Please, sir, if that's alright, I'd really rather like to learn, how to be me.

ceizurac

Może w latach 1972-1974 Hammill nie był jeszcze gotowy, by prowadzić działalność muzyczną na dwa fronty? Kilka lat później już może dojrzał do tego?
A po "Pawn Hearts" Hammillowi wydawało się, że nie ma szans na przebicie tej płyty i rozwiązał zespół?
Pytania, pytania, gdybania...
Oczywiście ja osobiście chciałbym by - powiedzmy w 1973 - ukazał się album z utworami

Strona A:
In the Black Room
Louse Is Not A Home

Strona B
Rock and Role
Gog/Magog

Zresztą na forum był już podobny wątek o "wyimaginowaną" płytę po "Pawn Hearts" (tylko gdzie nie pamiętam).
There's the thing, hold it close.
You had your fling. You laid your ghosts.

Time to leave, close the door.
You can't believe you wanted more,
more or less, al for the best
in the end it's al behind you.

There's the thing, for all you know
it's time to let go.

mahavishnu

Cytat: ceizurac w 18 Czerwiec 2011, 23:05:27
Może w latach 1972-1974 Hammill nie był jeszcze gotowy, by prowadzić działalność muzyczną na dwa fronty? Kilka lat później już może dojrzał do tego?
A po "Pawn Hearts" Hammillowi wydawało się, że nie ma szans na przebicie tej płyty i rozwiązał zespół?
Pytania, pytania, gdybania...
Oczywiście ja osobiście chciałbym by - powiedzmy w 1973 - ukazał się album z utworami

Strona A:
In the Black Room
Louse Is Not A Home

Strona B
Rock and Role
Gog/Magog

Zresztą na forum był już podobny wątek o "wyimaginowaną" płytę po "Pawn Hearts" (tylko gdzie nie pamiętam).


Zaiste, przebicie ,,Pawn hearts'' jest dla mnie trudne do wyobrażenia. Gdyby miał to być jeszcze lepszy album to po prostu nie mieści się to w moim horyzoncie muzycznych wyobrażeń. Ciekawe jest to , że wówczas zespól mimo młodego wieku prezentował muzykę niezwykle dojrzałą i wyrafinowaną. W tym względzie bił wówczas na głowę swoich kolegów z Charismy -  Genesis i to bynajmniej nie tylko. Notabene był także bardziej popularny. Dla mnie na przykład szokująca byla lektura zestawienia najlepiej sprzedających się płyt we Włoszech z marca 1972 roku. Oto pierwsza piątka :
1. VDGG - ,,PAWN HEARTS''!!!
2. PFM - ,,Storia di un minuto''
3. ELP - ,,Pictures at an exibition''
4. Genesis - ,,Nursery cryme''
5. King Crimson - ,,Islands''
A dopiero dalej George Harrison , John Lennon i jego ,,Imagine'' , Led Zeppelin itd.
Włosi byli wówczas doprawdy szaleni ! W tym kontekście nie dziwi zatem ogromny ,,wysyp'' zespołów progresywnych w tym kraju i to wielu znakomitych. Rynek włoski wręcz ocalił wówczas Genesis , którego album ,,Nursery cryme'' sprzedawał się w Anglii kiepsko podobnie jak wcześniejszy ,,Trespass''.

Polset

"muzycy VDGG byli tam tylko kimś w rodzaju muzyków sesyjnych lub guest star a to nie jest raczej najlepszy sposób na wydobywanie najgłębszych pokładów kreatywności z artysty."
To czy te pokłady zostaną wydobyte zależy od artysty,które danych muzyków zatródnia,od tego jakie z nimi buduje relacje. To temat rzeka. Pytanie na ile Hammill jest "egoistyczny" przy tworzeniu. Jest taki (sam to przyznał) przy płytach solowych ale czy nie był taki również w VDGG? Był autorem muzyki i tekstów. Był nim bo pozostali muzycy nie mieli pomysłów i podziwiali zdolności swego lidera? A może Hammil im "nie pozwalał"? Nigdy się nie dowiemy.
I cieszę się że jestem sam. Samotnie łatwiej myśleć i łatwiej tańczyć kiedy już poumierają wszyscy"

Sebastian Winter

Cytat: mahavishnu w 18 Czerwiec 2011, 23:29:19
Cytat: ceizurac w 18 Czerwiec 2011, 23:05:27
Może w latach 1972-1974 Hammill nie był jeszcze gotowy, by prowadzić działalność muzyczną na dwa fronty? Kilka lat później już może dojrzał do tego?
A po "Pawn Hearts" Hammillowi wydawało się, że nie ma szans na przebicie tej płyty i rozwiązał zespół?
Pytania, pytania, gdybania...
Oczywiście ja osobiście chciałbym by - powiedzmy w 1973 - ukazał się album z utworami

Strona A:
In the Black Room
Louse Is Not A Home

Strona B
Rock and Role
Gog/Magog

Zresztą na forum był już podobny wątek o "wyimaginowaną" płytę po "Pawn Hearts" (tylko gdzie nie pamiętam).


Zaiste, przebicie ,,Pawn hearts'' jest dla mnie trudne do wyobrażenia. Gdyby miał to być jeszcze lepszy album to po prostu nie mieści się to w moim horyzoncie muzycznych wyobrażeń. Ciekawe jest to , że wówczas zespól mimo młodego wieku prezentował muzykę niezwykle dojrzałą i wyrafinowaną. W tym względzie bił wówczas na głowę swoich kolegów z Charismy -  Genesis i to bynajmniej nie tylko. Notabene był także bardziej popularny. Dla mnie na przykład szokująca byla lektura zestawienia najlepiej sprzedających się płyt we Włoszech z marca 1972 roku. Oto pierwsza piątka :
1. VDGG - ,,PAWN HEARTS''!!!
2. PFM - ,,Storia di un minuto''
3. ELP - ,,Pictures at an exibition''
4. Genesis - ,,Nursery cryme''
5. King Crimson - ,,Islands''
A dopiero dalej George Harrison , John Lennon i jego ,,Imagine'' , Led Zeppelin itd.
Włosi byli wówczas doprawdy szaleni ! W tym kontekście nie dziwi zatem ogromny ,,wysyp'' zespołów progresywnych w tym kraju i to wielu znakomitych. Rynek włoski wręcz ocalił wówczas Genesis , którego album ,,Nursery cryme'' sprzedawał się w Anglii kiepsko podobnie jak wcześniejszy ,,Trespass''.



bo wlosi zawsze mieli dziwny gust muzyczny- wkoncu w tym kraju VDGG zawsze swięcil wielkie triumfy- jesli zaś chodzi o rozwiązanie sie VDGG trzeba by zapytac Hammilla choć on pewnie nie odpowie lub powie co juz wiemy ( z wkladek remasterow VDGG: ze dlugie trasy , brak kasy...) Nie zgodze sie jednak ze stwierdzeniem ze gdyby sie VDGG nie rozwiazalo na kilka lat byliby w czolówce swiatowego proga jak yes czy genesis). Trzeba bowiem pamietac ze muzyka Yes czy wspomnianego Genesis mimo calego swojego piekna byla o wiele latwiejsza w odbiorze i nie ma co ukrywac bardziej przebojowa niz dziela VDGG- a Hammill mimo ze nie bylo juz Van der Graffa jako zespolu dalej realizował swoje pomysly na wlasnych plytach- a zresztą VDGG wciąż jest wymieniany jako scisła czolówka klasyki progresu i nawet jakby nagrali plyte w 1973 roku nic by zmienilo sie w ich sytuacji
What can I say when, in some obscure way,
I am my own direction?