Aktualności:

vdgg.art.pl - całkiem niezła polska strona o VdGG i PH

Menu główne

Aktualnie słucham...

Zaczęty przez Hennos, 14 Wrzesień 2008, 00:18:35

Poprzedni wątek - Następny wątek

0 użytkowników i 4 Gości przegląda ten wątek.

Sebastian Winter

Cytat: mahavishnu w 18 Lipiec 2011, 19:10:09
VdGG - ,,Quiet zone/pleasure dome'' - z każdym wysłuchaniem tego albumu zyskuje on w moich oczach i uszach  :). Nie jest to już wprawdzie ten wielki zespół co w latach 1969 - 1976 ale wciaż potrafi nagrywać perełki takie jak : ,,The siren song'' , ,,The wave'' czy też ,,Cat's eye/Yellow fever''. ,,Chemical world'' brzmi natomiast trochę jak odrzut z sesji. Generalnie 7/10



ja bym dał nawet 9/10- za genialne roztanczone Cat's eye/Yellow fever  przepiekne Lizard play i Last frame ( choć wole wersje live)
What can I say when, in some obscure way,
I am my own direction?

Jurski

Zainspirowany Waszą dyskusję o Kaśce Krzak, słucham dziś sobie ,Hounds of love' i wszedłem na allegro i znalazłem remaster w dobrej cenie i nabyłem :) Ot co.... 

mahavishnu

#5072
Cytat: Polset w 19 Lipiec 2011, 09:51:17
Cytat: mahavishnu w 18 Lipiec 2011, 19:22:19
Kate Bush - ,,Hounds of love'' - znakomity album , trochę zmarnowana szansa na arcydzieło. Gdyby taką muzykę nagrano w latach 70-tych  byłby to z pewnością album absolutnie wybitny. A dlaczego nie jest : bardzo przeszkadzaja mi dwie rzeczy :
1. Kompromisy - cała pierwsza strona płyty to niemal wyłącznie nagrania , które zostały wydane na singlach , cóż w latach 80-tych bez hitu ani rusz
2. Produkcja płyty - koszmarne brzmienie perkusji a la lata 80-te, głośne , nachalne , mechaniczne , pozbawione finezji , razi to na stronie A płyty właśnie w nagraniach przebojowych. Natomiast druga strona albumu i suita ,,Ninth wave '' to rzecz wyborna , tutaj trudno przyczepić się do czegokolwiek.
Strona A : 6/10 , strona B : 9/10

Nie zgadzam się. To ze utwory wyszły na singlu nie jest niczym złym. Jak by wyszły na singlach w latach 7tych to było by ok? No i nie wszystkie były hitami. Ja lubie brzmienie lat 80tych a nawet wolę te dekadę od innych.

Nie chodzi oczywiście o to , aby potępiać w czambuł single , dobrą piosenkę także nie jest łatwo stworzyć. Nie podzielam pogladu Sebastiana , że ten album jest spójny stylistycznie w całości , bowiem ta pierwsza strona ,,gryzie'' mi się z drugą . Pierwsza jest jakby robiona pod ,,masy'' i wytwórnię płytową natomiast druga wyraża w pełni ambicje i zamierzenia artystyczne Kate Bush. Większość piosenek  ze strony A to naprawdę dobre utwory (np. ,,Cloudbusting'' czy też ,,Hounds of love''). Szkoda tylko , że ich aranżacje zostały wygładzone do piosenkowych schematów. Rytmicznie są natomiast po prostu monotonne i toporne ( tu bardziej jest to zarzut nie do Kate Bush ale do całej produkcji płyt z tej dekady). To wyeksponowanie brzmienia perkusji pozbawiło te utwory głębi i finezji . Oczywiście jak ktoś lubi sound muzyki z lat 80 -tych nie będzie mu to przeszkadzać , ja po prostu wolę , aby poszczególne elementy muzycze były w miarę możliwości wypośrodkowane w procesie produkcji muzyki na płytę. Taki model obowiazywał choćby w latach 70-tych. Zresztą do czego doprowadziła ta dominująca rola czynnika rytmicznego widać wyrażnie we współczesnej muzyce rockowej w wielu jej gatunkach. Podzielam natomiast pogląd Sebastiana , że ,,Hounds of love''jest to najlepsza płyta artystki.

Sebastian Winter

Myśle ze kate nigdy nie stroniła od piosenkowych schematów co potwierdzaja tez jej wcześniejsze ( od Hounds) plyty na przyklad debiut czy tez genialne Dreaming- nie wydaje mi sie tez by pisała piosenki pod wytwornię- ona zawsze starala sie byc niezależna a ze akurat kilka tych nagran okazało sie przebojami nic nie zmienia w jej podejsciu do muzykii ktore zawsze było bardzo na przekór wszelkim trendom...
What can I say when, in some obscure way,
I am my own direction?

mahavishnu

Cytat: Sebastian Winter w 19 Lipiec 2011, 21:09:08
Myśle ze kate nigdy nie stroniła od piosenkowych schematów co potwierdzaja tez jej wcześniejsze ( od Hounds) plyty na przyklad debiut czy tez genialne Dreaming- nie wydaje mi sie tez by pisała piosenki pod wytwornię- ona zawsze starala sie byc niezależna a ze akurat kilka tych nagran okazało sie przebojami nic nie zmienia w jej podejsciu do muzykii ktore zawsze było bardzo na przekór wszelkim trendom...
Jeżeli chodzi o wytwórnie płytową to trzeba pamiętać , że w latach 80-tych zmieniły się  relacje na linii artysta - wytwórnia płytowa. Wielu artystów podkreśla w wywiadach , że w latach 70-tych mieli bądz całkowitą swobodę w tworzeniu lub była ona znaczna. Natomiast w latach 80-tych wytwórnie coraz brutalniej ingerowały w proces powstawania albumów. Jednym  z przykładów może być tu choćby historia grupy Camel : ich albumy z lat 1974 - 1976 powstawały w warunkach nieskrępowanej swobody  , natomiast te z lat 1980 - 1984 to właściwie permanentna walka z wydawcą , który narzucał nagrywanie singli , nie zezwalał na publikowanie niektórych nagrań (vide ,,Stationary traveller''. Doprowadziło to do tego , że Andy Latimer został całkowicie na lodzie bez kontraktu płytowego, bowiem nie chciał nagiąć się do obowiazujacych reguł.Ten przykład jest tylko wierzchołkiem góry lodowej tego procesu , bo przeciez takich faktów możnaby wskazac mnóstwo.

mahavishnu

Moody Blues -  ,,Seventh sojourn'' (1972) - ostatni album z klasycznego okresu. Majestat , subtelność i romantyzm w stanie czystym. Moim zdaniem ostatni wielki album zespołu. Potem zespól zawiesił działalnosć aż na 6 lat. Szkoda bowiem były to przeciez złote czasy takiej muzyki. Tym bardziej , że albumy solowe członków zespołu generalnie rzecz biorąc nie mogły zrekompensować okresu milczenia grupy (Ray Thomas nagrał przeciętny album , szczególnie zawiódł mój ulubiony muzyk zespołu Mike Pinder - człowiek , który pisał wspaniałe utwory dla zespołu np.,,OM'' ,,,My song'' na swojej płycie ,,Promise'' (1976) umieścil zbiór błahych  kompozycji pozbawionych zupełnie sily wyrazu). Nie zawiódł Justin Hayward swoim albumem   ,, Songwriter''(1977)'' , no i nie można oczywiście zapominać o przepięknym wspólnym dziele Haywarda i Lodge'a ,,Blue jays''(1975).    ,,Seventh sojourn'' : 9/10

mahavishnu

Rush - ,,Counterparts'' - uwielbiam ten zespól za muzykę z lat 1976 - 1994 , ale niestety jest to ostatni album tej grupy , który zrobił na mnie duże wrażenie. Pózniejsze płyty zupełnie mnie nie przekonały.
  8,5/10

mahavishnu

Mike Oldfield  -  ,,Tubular bells'' (1973) -  najsłynniejszy ale czy faktycznie najlepszy album Mike'a ? Osobiście wolę takie jego płyty jak : ,,Hergest ridge'' lub ,,Incantations''.
  7/10

Sebastian Winter

Cytat: mahavishnu w 20 Lipiec 2011, 00:54:45
Mike Oldfield  -  ,,Tubular bells'' (1973) -  najsłynniejszy ale czy faktycznie najlepszy album Mike'a ? Osobiście wolę takie jego płyty jak : ,,Hergest ridge'' lub ,,Incantations''.
  7/10


zgadzam sie- dla mnie TB jest chwilami nudny i nie przekonuje mnie zupełnie- wole plyty ktore wspomnialeś plus na przyklad Ommmadawn
What can I say when, in some obscure way,
I am my own direction?

Sebastian Winter

Cytat: mahavishnu w 20 Lipiec 2011, 00:02:40
Moody Blues -  ,,Seventh sojourn'' (1972) - ostatni album z klasycznego okresu. Majestat , subtelność i romantyzm w stanie czystym. Moim zdaniem ostatni wielki album zespołu. Potem zespól zawiesił działalnosć aż na 6 lat. Szkoda bowiem były to przeciez złote czasy takiej muzyki. Tym bardziej , że albumy solowe członków zespołu generalnie rzecz biorąc nie mogły zrekompensować okresu milczenia grupy (Ray Thomas nagrał przeciętny album , szczególnie zawiódł mój ulubiony muzyk zespołu Mike Pinder - człowiek , który pisał wspaniałe utwory dla zespołu np.,,OM'' ,,,My song'' na swojej płycie ,,Promise'' (1976) umieścil zbiór błahych  kompozycji pozbawionych zupełnie sily wyrazu). Nie zawiódł Justin Hayward swoim albumem   ,, Songwriter''(1977)'' , no i nie można oczywiście zapominać o przepięknym wspólnym dziele Haywarda i Lodge'a ,,Blue jays''(1975).    ,,Seventh sojourn'' : 9/10

po raz kolejny sie zgadzam- przepiekne arcydzieło z poruszającym When You're a Free Man i  Lost in a Lost World na czele. ja w ogole uwielbiam ten zespół od kiedy ktores nocy uslyszalem Days of the future passed.......pozniej byly takie dzieła jak Every Good Boy Deserves Favour czy tez On the Threshold of a Dream jak i wspomniane przez ciebie machavishnu Seventh sojourn.
What can I say when, in some obscure way,
I am my own direction?

mahavishnu

Genesis - ,,Wind and wuthiring'' (1977) -  najbardziej malarski i wysmakowany brzmieniowo album w dorobku zespołu. Nie dziwię się , że jest to ulubiony album grupy Tony Banksa(choć w niektórych wywiadach wskazuje także ,,The lamb lies down on Broadway''). Prawdziwa kopalnia pereł. Muzyka , której można słuchać po wielokroć i zupełnie się nie nudzi (tylko ,,Your own special way może nieco traci z czasem - szkoda , że zespół nie umieścił tu kompozycji ,,Inside and out'', która wyszła tylko na maksisinglu). Ta płyta nie oddziaływuje może od razu na słuchacza tak szybko jak np. ,,A trick of the tail'' , ale warto się nad nią pochylić na dłużej - wtedy zyskuje na wartości z każdym przesłuchaniem i dostarcza wielu wzruszeń i emocji. Ostatnie arcydzieło zespołu.
Ocena 10/10

kpt. Nemo

Cytat: mahavishnu w 20 Lipiec 2011, 11:52:38
Genesis - ,,Wind and wuthiring'' (1977)
Ocena 10/10
O, i pod tym mogę i ja się podpisać. "Wind & Wuthering" to wspaniały i chyba najlepszy (a przynajmniej ja stawiam go wyżej od "Trick of a Tail") przykład możliwości kompozytorskich Genesis po odejściu Gabriela. Takie utwory jak "One for the wine" czy rozmarzone "Afterglow" to zaprawdę jedne z najlepszych utworów Genesis. Chyba sobie włączę zaraz :) U mnie jak na razie "The Geese & The Ghost", a więc też blisko klimatami. Ta płyta urzeka swoim bajkowym nastrojem, mogę jej słuchać na okrągło.

mahavishnu

Cytat: kpt. Nemo w 20 Lipiec 2011, 17:35:48
Cytat: mahavishnu w 20 Lipiec 2011, 11:52:38
Genesis - ,,Wind and wuthiring'' (1977)
Ocena 10/10
O, i pod tym mogę i ja się podpisać. "Wind & Wuthering" to wspaniały i chyba najlepszy (a przynajmniej ja stawiam go wyżej od "Trick of a Tail") przykład możliwości kompozytorskich Genesis po odejściu Gabriela. Takie utwory jak "One for the wine" czy rozmarzone "Afterglow" to zaprawdę jedne z najlepszych utworów Genesis. Chyba sobie włączę zaraz :) U mnie jak na razie "The Geese & The Ghost", a więc też blisko klimatami. Ta płyta urzeka swoim bajkowym nastrojem, mogę jej słuchać na okrągło.


Ja ,,The geese and the ghost'' przypomnialem sobie jakiś tydzień temu i rzeczywiście słucha się  tego nadal znakomicie. Jest to chyba najbardziej spójna płyta Anthony Philipsa i bodaj najambitniejsza , nie licząc tych projektów akustycznych. Momentami faktycznie mocno może kojarzyć się z ,,Wind and wuthering'' - choćby ,,Which way the wind blows'' czy też ,,..God if I saw her now'', w których zaśpiewał gościnnie Phil Collins. Następna ,,Wise after the event'' była także bardzo dobra ale brakowało jej już tej jednorodności , zaczęły się pojawiać pierwsze kompromisy , stąd trochę banalnych dzwięków (Anthony Phillips to jeszcze jeden artysta , który miał problemy z wytwórniami , które chciały go przerobić na wykonawcę bardziej ,,piosenkowego''. Tymczasem Phillips nie specjalnie do tej formuły pasował.

mahavishnu

Sun Ra - ,,Live in Paris at the Gibus'' (1973) -  kolejny album szalonego i nawiedzonego mistrza klawiatury. Ciekawa mieszanka free-jazzu i elektronicznych poszukiwań brzmieniowych. Sun Ra gra na organach i syntezatorze Mooga niezwykle ekspresyjnie , jego solówki są niezle zakręcone - dosłownie toną w dysonansach , często są zupełnie atonalne. Szczególnie wyróżnia się utwór ,,Salutations from the universe'' - kilkunastominutowa solówka na Moogu , prawdziwa kosmicza odyseja dzwiękowa. Momentami mocno kojarzy się z tymi najbardziej radykalnymi i ekstrawaganckimi partiami jakie grał na ,,Pictures at an exhibition'' Keith Emerson. Sun Ra to jeden z prekursorów jeżeli chodzi o używanie syntezatorów. Jako jeden z pierwszych otrzymał prototypowy egzemplarz syntezatora od Boba Mooga (podobnie jak Emerson).
  7,5/10

mahavishnu

Area - ,,Caution radiation area''(1974) - najbardziej radykalny i bezkompromisowy album zespołu. Niezwykła mieszanka awangardy , eksperymentalnej elektroniki , free-jazzu , fusion i rocka progresywnego. Jeszcze jedno  z mało znanych arcydzieł wywodzących się z Italii. Znakomici instrumentaliści , brawurowe wykonanie. Szkoda tylko , że te płyty włoskie były w tamtych latach takie krótkie.
10/10