"Present" - dyskusja otwarta...

Zaczęty przez ceizurac, 11 Luty 2011, 08:31:13

Poprzedni wątek - Następny wątek

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Wobbler

Cytat: Kuba w 12 Luty 2011, 11:52:12
Aaa tam, drobne przemyślenia, każdy je ma ;).

Każdy je ma, ale nie każdemu chce się je pisać;-)

Co do tego, że 2CD nagrano dla wzrostu sprzedaży to też to uważam za żart bo VdGG nigdy nie było zespołem, który nagrywał dla kasy. Gdyby tak było to muzyka ta brzmiałaby zupełnie inaczej. 2CD została nagrana ponieważ spotkanie po tylu latach i wspólne granie dało panom tyle radości, że musieli tą radość jakoś zarejestrować. Dla mnie super pomysł i 2CD wręcz uwielbiam i kupiłbym ją nawet jako osobny produkt. Fani VdGG tak mają, że łykają wszystko co będzie sygnowane nazwiskiem Hammill więc nie ma znaczenia jaka ta muzyka jest czyli czy się podoba czy nie.
Osobiście uważam, że najsłabszym punktem płyty jest Every Bloody Emperior, później jest coraz lepiej. Co bym zmienił? Boleas Panic wyrzuciłbym na 2CD a zamiast tego mogliby nagrać jakiś epicki 10minutowy kawałek z egzystencjalnym tekstem i płyta byłaby git! Najmocniejszy kawałek wg. mnie? Abandon Ship!

Sebastian Winter

Cytat: Wobbler w 13 Luty 2011, 00:28:21
Cytat: Kuba w 12 Luty 2011, 11:52:12
Aaa tam, drobne przemyślenia, każdy je ma ;).

Każdy je ma, ale nie każdemu chce się je pisać;-)

Co do tego, że 2CD nagrano dla wzrostu sprzedaży to też to uważam za żart bo VdGG nigdy nie było zespołem, który nagrywał dla kasy. Gdyby tak było to muzyka ta brzmiałaby zupełnie inaczej. 2CD została nagrana ponieważ spotkanie po tylu latach i wspólne granie dało panom tyle radości, że musieli tą radość jakoś zarejestrować. Dla mnie super pomysł i 2CD wręcz uwielbiam i kupiłbym ją nawet jako osobny produkt. Fani VdGG tak mają, że łykają wszystko co będzie sygnowane nazwiskiem Hammill więc nie ma znaczenia jaka ta muzyka jest czyli czy się podoba czy nie.


popieram  [ok] [ok]
What can I say when, in some obscure way,
I am my own direction?

Sebastian Winter

Cytat: Wobbler w 13 Luty 2011, 00:28:21
Cytat: Kuba w 12 Luty 2011, 11:52:12
Aaa tam, drobne przemyślenia, każdy je ma ;).

.
Osobiście uważam, że najsłabszym punktem płyty jest Every Bloody Emperior, później jest coraz lepiej.

tutaj sie nie zgodze- ja Every Bloody Emperior uwielbiam - w ogóle byl on pierwszym nagraniem z tej płyty jakie uslyszałem u Kosiaka- dla mnie absolutny klasyk VDGG- i o niebo ciekawszy od On the beach
What can I say when, in some obscure way,
I am my own direction?

Polset

Cytat: Sebastian Winter w 13 Luty 2011, 00:32:19
Cytat: Wobbler w 13 Luty 2011, 00:28:21
Cytat: Kuba w 12 Luty 2011, 11:52:12
Aaa tam, drobne przemyślenia, każdy je ma ;).

.
Osobiście uważam, że najsłabszym punktem płyty jest Every Bloody Emperior, później jest coraz lepiej.

tutaj sie nie zgodze- ja Every Bloody Emperior uwielbiam - w ogóle byl on pierwszym nagraniem z tej płyty jakie uslyszałem u Kosiaka- dla mnie absolutny klasyk VDGG- i o niebo ciekawszy od On the beach

Zgadzam się z Sebastianem.
I cieszę się że jestem sam. Samotnie łatwiej myśleć i łatwiej tańczyć kiedy już poumierają wszyscy"

Wobbler

Cytat: Sebastian Winter w 13 Luty 2011, 00:32:19
Cytat: Wobbler w 13 Luty 2011, 00:28:21
Cytat: Kuba w 12 Luty 2011, 11:52:12
Aaa tam, drobne przemyślenia, każdy je ma ;).

.
Osobiście uważam, że najsłabszym punktem płyty jest Every Bloody Emperior, później jest coraz lepiej.

tutaj sie nie zgodze- ja Every Bloody Emperior uwielbiam - w ogóle byl on pierwszym nagraniem z tej płyty jakie uslyszałem u Kosiaka- dla mnie absolutny klasyk VDGG- i o niebo ciekawszy od On the beach

Na początku jak zaczynałem słuchać Present to uważałem, że Every Bloody Emperior jest najlepszy na płycie a Abandon Ship!, że najgorszy:D
Jako utwór ogólnie to uważam, że jest bardzo dobry ale w kategorii VdGG to przeciętniak.

Sylvie

#20
Cytat: Polset w 13 Luty 2011, 00:33:45
Cytat: Sebastian Winter w 13 Luty 2011, 00:32:19
Cytat: Wobbler w 13 Luty 2011, 00:28:21
Cytat: Kuba w 12 Luty 2011, 11:52:12
Aaa tam, drobne przemyślenia, każdy je ma ;).

.
Osobiście uważam, że najsłabszym punktem płyty jest Every Bloody Emperior, później jest coraz lepiej.

tutaj sie nie zgodze- ja Every Bloody Emperior uwielbiam - w ogóle byl on pierwszym nagraniem z tej płyty jakie uslyszałem u Kosiaka- dla mnie absolutny klasyk VDGG- i o niebo ciekawszy od On the beach

Zgadzam się z Sebastianem.

Zgadzam się (o dziwo) także.
"Emperor" i "Boleas Panic" to najlepsze numery na CD 1, reszty może dla mnie nie być.
Something makes me nervous,
something makes me twitch...

Kuba

Cytat: Wobbler w 13 Luty 2011, 00:28:21

Każdy je ma, ale nie każdemu chce się je pisać;-)


...Ahh tak, lenistwo ;)

Cytat

Co bym zmienił? Boleas Panic wyrzuciłbym na 2CD a zamiast tego mogliby nagrać jakiś epicki 10minutowy kawałek z egzystencjalnym tekstem i płyta byłaby git!


Nie no, to ja bym chciał w takim razie dwudziestominutowy, coś pokroju "Meugrlys III", z tekstem po polsku ;).

Cytat

Osobiście uważam, że najsłabszym punktem płyty jest Every Bloody Emperior, później jest coraz lepiej.


No niestety po najlepszym utworze na CD1 jest już tylko gorzej. "Every Bloody Emperor" to klasyka już, na koncertach się to znakomicie sprawdza, jeśli ktoś się o tym nie przekonał na żywo, to na koncercie dla niemieckiej telewizji w Leverkusen, albo na "live at Paradiso" widać to najlepiej. Prawda jest taka, że ten kawałek na żywo jeszcze lepiej się prezentuje, i to niekoniecznie z Jaxonem. Nie jest to "Man-Erg", ale broni się świetnie, oby tak było dalej.

Cytat

Najmocniejszy kawałek wg. mnie? Abandon Ship!


Konstrukcja "Abandon Ship" jest prosta jak budowa cepa, a  jego przewidywalność jest mniej więcej taka jak śnieg zimą. Dobrze, że ten kawałek trwa tylko pięć minut, i tak się koszmarnie ciągnie.
How can I be free?
How can I get help?
Am I really me?
Am I someone else?

Sylvie

Brawo Kuba, bardzo podoba mi się Twój post, szkoda że już plusów nie można dawać ;)
Something makes me nervous,
something makes me twitch...

Wobbler

Mnie się właśnie  po usłyszeniu na żywo w Krakowie Every Bloody Emperor jakoś przestał podobać.
Co do  Abandon Ship!- patrz tekst.

Kuba

No to szkoda, Hammillowi i kompanom się podoba, więc go grają. Mnie w Krakowie "Every Bloody Emperor" w połączeniu z "In the Black Room" powalił.

"Abandon Ship!" ma tekst dobry, ale jest kiepski muzycznie. Nie ma dynamiki, wieje zwyczajnie nudą, nic nie widzę ciekawego w nim. Ja tam już w pierwszej minucie przy nim ziewam. Tytułowe wołanie w chórkach może i do tekstu nawiązuje, ale dla mnie brzmi to kiepsko w ogólnym rozrachunku i jeszcze bardziej pogarsza utwór. Hammill mógł sobie to spokojnie odpuścić.

Jest kilka kompozycji pH takich, gdzie tekst jest dobry a muzycznie dużo gorzej, wstydzić się nie ma czego, zdarza się. Nie zawsze wychodzi. Mimo to, w mojej opinii tekst tego kawałka nie ratuje.
How can I be free?
How can I get help?
Am I really me?
Am I someone else?

Sebastian Winter

Cytat: Kuba w 13 Luty 2011, 03:08:10
No to szkoda, Hammillowi i kompanom się podoba, więc go grają. Mnie w Krakowie "Every Bloody Emperor" w połączeniu z "In the Black Room" powalił.

"Abandon Ship!" ma tekst dobry, ale jest kiepski muzycznie. Nie ma dynamiki, wieje zwyczajnie nudą, nic nie widzę ciekawego w nim. Ja tam już w pierwszej minucie przy nim ziewam. Tytułowe wołanie w chórkach może i do tekstu nawiązuje, ale dla mnie brzmi to kiepsko w ogólnym rozrachunku i jeszcze bardziej pogarsza utwór. Hammill mógł sobie to spokojnie odpuścić.

Jest kilka kompozycji pH takich, gdzie tekst jest dobry a muzycznie dużo gorzej, wstydzić się nie ma czego, zdarza się. Nie zawsze wychodzi. Mimo to, w mojej opinii tekst tego kawałka nie ratuje.



tekst ma ta pieśń genialny- muzycznie nie jest tak nudno jak Kuba mówi moim zdaniem- podoba mi sie w tym nagraniu ten brud prawie ze chwilami grungowy ( a nawet punkowy)
What can I say when, in some obscure way,
I am my own direction?

Sylvie

"Double Bass" to po prostu kontrabas, chyba jeszcze nikt o tym nie pisał:

http://en.wikipedia.org/wiki/Double_bass
Something makes me nervous,
something makes me twitch...

ceizurac

Moja skromna recenzja "Present":

Rok 2005 zaskoczył mnie płytą "Present". Zaskoczenie było tym większe, że zespół Van Der Graaf Generator formalnie nie istniał od 27 lat. Były co prawda po drodze wspólne koncerty muzyków zespołu w różnych kombinacjach osobowych; ale w oryginalnym składzie VDGG publicznie wystąpił tylko raz - w listopadzie 1996 roku podczas koncertu Union Chappel. Wydano również płytę z tego koncertu sygnowaną nazwiskami Guya Evansa i Petera Hammilla z tego występu. Na albumie jest utwór "Lemmings" wykonany przez oryginalny skład VDGG. I tyle.

Aż tu nagle pojawia się "Present". Zdziwienie jest tym większe, gdyż Hammill w jednym z wywiadów mówił, że nie będzie reaktywacji zespołu, bo to byłby cynizm. Ale jego późniejsze wyjaśnienia dlaczego powrócili mówią wiele - ponieważ członkowie byłego zespołu spotykali się wyłącznie na pogrzebach znajomych postanowili się zebrać razem i nagrać coś jeszcze dopóki żyją.
Jednym z preludiów do reaktywacji był koncert Petera Hammilla i Stuarta Gordona w Queen Elisabeth Hall 20 lutego 2003 roku w Londynie. Na bis - "Still Life" (co za symboliczny tytuł) - Hammill zaprasza "młodego, zdolnego" muzyka, którym okazuje się być Hugh Banton. Siada do fortepianu i zaczyna grać... Później zza kurtyny wyłania się David Jackson grając solo na saksofonie... I wreszcie musiał się pojawić Guy Evans - co prawda gra tlyko na tamburynie, ale fakt faktem - VDGG powrócił. Ale do nagrań doszło dopiero za rok w lutym 2004 roku, ponieważ po drodze Hammillowi przydażył się jeszcze atak serca.

Album nosi wieloznaczny tytuł. Można się nią cieszyć jako swoistym "prezentem" od zespołu; no i przedstawia ona "obecne" oblicze zespołu.
Prezent tym bardziej wspaniały, bo mamy do czynienia z wydawnictwem dwupłytowym. Podział jest wyraźny (choć jak się okaże nie do końca odpowiadający prawdzie ): dysk pierwszy zatytułowany jest "Songs", a dysk drugi "Improvisations".

"Songs" rozpoczyna się spokojną kompozycją "Every Bloody Emperor", z bardzo dobrymi partiami solowymi Jaxona (flet, klarnet), z świetną solówką Bantona na hammondzie, z tekstem krytykującym współczesnych przywódców za prowadzenie wojen. I nic poza tym - ładna pieśń jakich w przeszłości zespół nagrał wiele.
Instrumentalny "Boleas Panic" też się wydaje spokojny, z licznymi motywami granymi na saksofonie, klarnecie; instrumentom tym jednak stara się "przeszkadzać" dość zgrzytliwa gitara, która nadaje całości nieco chaosu. Dopiero pod koniec wszystko się uspokaja i mamy kojące solo organowe.
W "Nutter Alert" mamy wyłącznie chałaśliwy chaos. Klarnet/saksofon i dzikie klawisze starają się współpracować z wokalem, ale wydaje się to wszystko w ogóle do siebie nie pasować. Ciekawostką jest fakt, że ten utwór wraz z "Every Bloody Emperor" zostaje w programie koncertowym grającego obecnie jako trio (bez Jacksona) zespołu do dnia dzisiejszego.
"Abandon Ship!" rozpoczyna się punkową (jakby niestrojoną gitarą), dochodzą klawisze, saksofon i znowu mamy chałaśliwą jazdę bez trzymanki. Mimo zgrzytliwości (i znowu jakby zamierzonego chaosu) kompozycja prezentuje się lepiej od pozostałych, tym bardziej, że Hammill urozmaica swój wokal różnymi rodzajami śpiewu.
W "In Babelsberg" znowu atakuje nas ten gitarowo-saksofonowy duet, genialnie współgrając unisono z basem (ech to jego dudnienie).
"On the Beach" to w moim mniemaniu żart. Jakoś nie mogę sobie wyobrazić panów z VDGG surfujących na fali... A taki jest ten utwór - słyszymy morskie fale; zespół delikatnie nam gra "piękną" balladę... Dla mnie to jeden z najgorszych piosenek VDGG. Chociaż bardzo lubię morze i fale nie mogę przełknąć "On the Beach". Cóż bywa i tak.
Płyta kończy się szumem fal...
...a "Improvisations" rozpoczyna się szumem fal, a potem - zgodnie z tytułem - mamy 10 improwizacji. Są to kompozycje o wielu obliczach - mamy i spokojniejsze - wręcz lekkie utwory (jak na VDGG oczywiście, bo daleko tu do muzyki pop), mamy i wściekłe awangardow0-jazzowe szaleństwa. Płyta jest dość ciężka w słuchaniu, trzeba ją smakować powoli, po kilka utwórów naraz.

Podsumowując muszę powiedzieć, że "Present" to nierówna płyta. Cieszy fakt, że w ogóle wyszła; że zespół wkrótce wyruszył na trasę koncertową; że odrodził się na nowo. Jednak dla samej płyty "Present" byłoby lepiej, gdyby z dysku drugiego "wyjąć" ze 3-4 kompozycje, dopisać do nich teksty, mielibyśmy album kompletny. A tak mamy niestety niedosyt. Nie wiem, może Hammill nie zdążył dopisać tekstów, bo czas wydania albumu gonił. Może był jakiś inny powód. Jednak trochę szkoda tej zmarnowanej szansy na album wybitny.
There's the thing, hold it close.
You had your fling. You laid your ghosts.

Time to leave, close the door.
You can't believe you wanted more,
more or less, al for the best
in the end it's al behind you.

There's the thing, for all you know
it's time to let go.

Wobbler

Cytat: ceizurac w 14 Marzec 2011, 16:08:48
"On the Beach" to w moim mniemaniu żart. Jakoś nie mogę sobie wyobrazić panów z VDGG surfujących na fali...

O jejku a to przecież piękny refleksyjny utwór i nie jest on o surfowaniu tylko jest to taka przenośnia bycia na fali, to, że zespół nadal na coś do powiedzenia. To takie fajne zakończenie słowami ,,If we had all the time in the world we might talk about how it used to be."  na koniec płyty odbieram jako: Fajnie nam się teraz po latach zagrało, szkoda tylko, że tak nam mało czasu zostało, moglibyśmy sobie jeszcze trochę powspominać. Kończy się radość możliwości wspólnego zagrania, przecierają pot z czoła, a następnie przychodzi refleksja. A to ,,Ah, come on: surf's up!" to jakby na koniec jeszcze po refleksji: dawajcie chłopaki, żyjmy puki możemy. Taka motywacja dla zespołu. Na koniec szum fal. Jak słucham tego utworu to czuję się jakbym film oglądał:-)

Polset

Cytat: Wobbler w 16 Marzec 2011, 00:35:44
Cytat: ceizurac w 14 Marzec 2011, 16:08:48
"On the Beach" to w moim mniemaniu żart. Jakoś nie mogę sobie wyobrazić panów z VDGG surfujących na fali...

O jejku a to przecież piękny refleksyjny utwór i nie jest on o surfowaniu tylko jest to taka przenośnia bycia na fali, to, że zespół nadal na coś do powiedzenia. To takie fajne zakończenie słowami ,,If we had all the time in the world we might talk about how it used to be."  na koniec płyty odbieram jako: Fajnie nam się teraz po latach zagrało, szkoda tylko, że tak nam mało czasu zostało, moglibyśmy sobie jeszcze trochę powspominać. Kończy się radość możliwości wspólnego zagrania, przecierają pot z czoła, a następnie przychodzi refleksja. A to ,,Ah, come on: surf's up!" to jakby na koniec jeszcze po refleksji: dawajcie chłopaki, żyjmy puki możemy. Taka motywacja dla zespołu. Na koniec szum fal. Jak słucham tego utworu to czuję się jakbym film oglądał:-)


w 100% zgadzams się z Wobblerem [ok]
I cieszę się że jestem sam. Samotnie łatwiej myśleć i łatwiej tańczyć kiedy już poumierają wszyscy"